Tęsknisz za miłością?
Miłość jest za darmo i na wyciągnięcie ręki, bo przyszła na ziemię, by nikt już nie chodził w ciemnościach. Niezwykłe rzeczy dzieją się, kiedy zrobi się jej trochę miejsca w codzienności. Jak? Podpowiada Maja Moller.
Usłyszałam kiedyś, że chrześcijanin powinien świecić światłem odbitym, Jego światłem - dokładnie tak, jak księżyc, który odbija światło słońca. Wtedy ta myśl wydawała mi się niezwykle odkrywcza. Z czasem jednak stwierdziłam, że nie chcę być jak księżyc, bo blask słoneczny to dużo więc niż tylko światło. To ciepło i życie. To milion odcieni, z których każdy jest inny i każdy na swój sposób jasny i słoneczny. Świat wygląda przecież inaczej tuż przed świtem, inaczej gdy promienie słońca przebijają się przez ciemne chmury i jeszcze inaczej, gdy zapada zmrok…
(fot. prywatne archiwum autorki)
Jego miłość również każdego z nas opromienia na swój sposób. Każdy w jej świetle wygląda inaczej. W każdym ukazuje jego skarb - jedyny i niepowtarzalny. Jeśli widziałaś kiedyś witraż - smutny i ciemny, gdy nie przegląda się w nim światło, za to rozbłyskający setką kolorów gdy tylko spotka promień słońca, łatwo zrozumiesz o co chodzi.
Miłość, która jak światło przemienia, ożywia i sprawia, że świat wygląda inaczej. Miłość, którą czasem trzeba skupiać, a czasem rozpraszać, czasem odbijać jak lustro, a równie często - pozwolić jej prześwietlać wszystko, co bez niej jest szare i smutne. Miłość, która jest za darmo i na wyciągnięcie ręki, bo przyszła na ziemię, by nikt już nie chodził w ciemnościach.
Gdy zrobi się jej choć trochę miejsca w każdym dniu - wtedy dzieje się coś niezwykłego. Wtedy, gdy śpiewasz dziecku wieczorem kołysankę, to tak naprawdę nie śpiewasz kołysanki - śpiewasz miłość. Gdy robisz rano śniadanie, to nie robisz jedynie posiłku - robisz dobro, i to takie, które karmi. Gdy wstawiasz kolejną pralkę zaplamionych ubrań, gdy zasypiasz na stojąco po nieprzespanej nocy, gdy równie śpiącym okiem odmierzasz ilość syropu przeciwgorączkowego, robisz zakupy po długim dniu w pracy, próbujesz wytłumaczyć, czym różni się "b" od "d" i dlaczego pięć razy pięć to nie dwadzieścia cztery… gdy gonisz od jednego obowiązku do drugiego - to coś więcej niż codzienne zabieganie. To troska.
A gdy nie masz sił, gdy popełniasz kolejny błąd, gdy widzisz że inni jakoś sobie radzą, a Ty - znowu nie bardzo… gdy ocierasz łzę rozczarowania - sobą, innymi, czy światem - gdy budzisz się bardziej zmęczona, niż zasypiasz, ale próbujesz mimo wszystko znaleźć w tym sens, to coś więcej niż walka. To droga. To etap. To trudność rozświetlona - nie tylko miłością, ale i nadzieją.
"Niech świeci światło nasze" (Mt 5,14). Niech świeci nasze światło, które jest Jego światłem, Jego ciepłem, troską, miłością i dobrocią. Niech świeci dla innych, by mogli się przy nim ogrzać. Ale niech świeci też dla nas samych - tam, gdzie wciąż jeszcze jest ciemno i zimno. I niech żaden głos - zwłaszcza ten, którym przemawiamy same do siebie - nie próbuje nam wmówić, że powinnyśmy się przed nim schować. Bo nawet zranienie, wstyd, lęk i poczucie winy - nawet to wszystko, o czym boimy się myśleć i mówić - przeniknięte światłem, może okazać się czymś pięknym.
***
Młodość jest jak te butelki, które rozwalaliśmy o ściany. Nie można ich skleić z powrotem, ale jest jeszcze szansa dla każdego z nas, marnych ciuli, że przyjdzie ktoś, kto ułoży z nich witraże. (Piotr Czerwiński)
(fot. prywatne archiwum autorki)
Wpis ukazał się pierwotnie na blogu chrześcijańska mama
Skomentuj artykuł