Uzależnienie od stresu. Co robić, by nie być nieustannie pobudzinym?
Mimo że stres może być niezdrowy - o czym wie większość z nas - potrafi niemal uzależniać. Osoby uzależnione od stresu przyzwyczajają się, że ciągle jest coś do zrobienia, nieustannie znajdują się pod presją.
Nieustanne pobudzenie
Są osoby, które nie mogą żyć inaczej, niż przez cały dzień biegając jak królik z reklamy baterii Duracell.
Umieją nawet perfekcyjnie zorganizować czas, w którym odpoczywają. Podczas joggingu nie odprężają się, lecz pedantycznie przestrzegają średniej prędkości, długości trasy, spalonych kalorii. Albo od razu zakładają, że będą się przygotowywać do maratonu.
Cały czas są online, sprawdzają wiadomości, do najdrobniejszego szczegółu planują, jak spędzą czas wolny - przecież mogliby przypadkiem coś przeoczyć!
Niekiedy takie osoby myślą, że mają całe życie pod kontrolą i wszystko robią tak, jak należy. Mają poczucie, że stres jest super.
Tak naprawdę tracą kontakt z samym sobą - w chwili odpoczynku nie wiedzą, co mają ze sobą zrobić. Dlatego wolą w ogóle nie odpoczywać. Biegną sprintem przez świat w stanie stałego pobudzenia, jednym słowem, w stanie ciągłej nadaktywności.
Stres wzmaga ochotę na konsumpcję
Ponadto stres sprawia, że ciągle chcemy konsumować. Uczucie napięcia w całym organizmie, podwyższony poziom noradrenaliny i zmniejszony poziom dopaminy w mózgu wywołują poczucie ciągłego niezadowolenia, nieustanną potrzebę czegoś - no właśnie, czego? - co nas uspokoi, co będzie nagrodą za stałą maksymalną wydajność.
Często mamy poczucie, że uratować nas może jedzenie. Źródłem takiego przeświadczenia jest to, że organizm na uruchomienie reakcji „walka albo ucieczka” w pierwotnym sensie, to znaczy na widok tygrysa szablozębnego, nagle potrzebuje dużo energii (do biegania lub do walki).
Dlatego w trybie stresu mamy bardzo dużą ochotę na proste węglowodany, cukier i tłuszcz, które są w chipsach i czekoladzie. Wszystkie sieci fastfoodowe na świecie idealnie dostosowały skład śmieciowego jedzenia do tych potrzeb. Bynajmniej nie zrobiły tego z miłości do bliźniego - każdy z nas bowiem wie, że połączenie mnóstwa kalorii, soli i wzmacniaczy smaku, jakie oferują fast foody, przy jednoczesnej niemal całkowitej nieobecności składników odżywczych, wcale nie jest zdrowe.
Ten problem dodatkowo potęguje fakt, że często w dzieciństwie nauczyliśmy się kojarzyć jedzenie z nagrodą i z pocieszeniem. Jeśli więc chcecie zrobić coś dobrego dla waszego potomstwa, postarajcie się unikać takiego warunkowania!
Stres tuczy
Stres paraliżuje działalność szefowej kory mózgu, mówiąc naukowym językiem: wskutek blokowania kory przedczołowej mamy skłonność
do impulsywnego zachowania, a nasza autokontrola jest ograniczona, dlatego mogą się pojawić gwałtowne ataki wilczego apetytu i obżerania się. Problem polega na tym, że tak wpychanych w siebie kalorii z całą pewnością nie spalimy, siedząc przy komputerze, jadąc samochodem lub metrem. Jakby tego było mało, kortyzol przestawia przemianę materii na tryb oszczędnościowy.
Organizm myśli, że będzie potrzebny nam każdy gram tłuszczu, aby podjąć ucieczkę (lub stawić się do walki), dlatego zrzucanie kilogramów, gdy ciągle żyjemy w stresie, jest dużo trudniejsze niż w stanie równowagi psychicznej. Jednym słowem: stres nas tuczy.
Wiele osób szuka ukojenia w alkoholu lub w papierosach (lub innych używkach). Na skutek obniżonej kontroli impulsów szalenie trudno
oprzeć się takim pokusom. To prawda, że używki pobudzające nasz układ nagrody na chwilę pozwalają nam się poczuć dobrze i się odprężyć, na dłuższą metę wywołują jednak wręcz odwrotny efekt. Marnują nasze fajerwerki z dopaminą i prowadzą do większych szkód - dochodzi do jeszcze większej nerwowości i niezadowolenia. Sytuacja staje się groźna, jeśli próbujemy stłumić te odczucia kolejną dawką używek.
Wiemy, że krok po kroku potrzebne będą coraz większe dawki - a w ten sposób szybko wpada się w nałóg.
* * *
Fragment pochodzi z książki „Zakochany mózg i inne niezwykłe stany”, wydanej nakładem wyd. Mando.
Skomentuj artykuł