W Dzień Matki płaczę, bo wiem, że sama nigdy nie urodzę dziecka
Dominującą narracją związaną z Dniem Matki jest ta „wdzięcznościowa” - zarówno znani influencerzy, jak i mniej rozpoznawalne osoby, dziękują tego dnia swoim mamom za wychowanie i miłość, dzieląc się swoimi przemyśleniami również w social mediach. Kobiety, które same są już matkami, powszechnie dodają pastelowe zdjęcia swoje i swoich dzieci na Instagram, dzieląc się radością, jaką daje im macierzyństwo.
Ale istnieje także grupa kobiet, dla których ten dzień jest jednym z najtrudniejszych w roku - bo konfrontuje je ze świadomością, że same matkami mogą nigdy nie zostać.
Iwona, 40 lat. „Lubię myśleć, że przez chwilę byłam matką”
Zawsze dostaję prezent na Dzień Matki - ale nie od dziecka, tylko od mojego męża. Moja córka zmarła zanim się urodziła - przyszła na świat w 17. tygodniu ciąży. Gdyby wytrzymała w moim brzuchu jeszcze jakieś pięć tygodni, to może miałaby szansę na przeżycie, ale tak… nigdy nie usłyszałam jej płaczu.
W mojej rodzinie prawie co druga ciąża była bliźniacza - kiedy więc w wieku równo trzydziestu lat zaszłam w ciążę, nie zastanawiałam się, czy będzie to chłopiec czy dziewczynka, tylko czy będą bliźniaki. Okazało się, że nie - pomyślałam „może za drugim razem”. Byłam dumna i szczęśliwa, kiedy zaczynał mi się powiększać brzuch i piersi, kiedy kupowałam pierwsze ciążowe spodnie. Wszystko miało być dobrze…
Pewnej nocy zaczęłam krwawić. Mąż zawiózł mnie do szpitala. Nie dało się nic zrobić. Tamta noc była dla mnie koszmarem, czekałam na poronienie, które było już „w trakcie”... Nadałam córce imię, pochowałam ją i po roku zaczęliśmy z mężem starać się o kolejne dziecko. I kiedy po kolejnym roku moja macica nadal była pusta, zaczęliśmy robić badania, z których… nic nie wyszło. Biologicznie zarówno ja, jak i mój mąż, jesteśmy zdrowi - a przynajmniej lekarze nic nie są w stanie zdiagnozować. Wylałam przez to morze łez - każdy spóźniający się okres, każde poczucie, że jest mi niedobrze, powodował, że myślałam „a może…?”, a potem okazywało się, że jednak nie jestem w ciąży. Raz nawet, kiedy okres spóźniał mi się tydzień, kupiłam śpioszki dla dziecka. To szaleństwo, wiem - ale ja tak bardzo chciałam doświadczyć tych przygotowań, tego oczekiwania… które już znam, ale które nie przyniosły happy endu.
Lubię myśleć, że choć przez krótką chwilę byłam matką, że miałam dziecko - choć sama nie wiem, czy to ułatwia mi, czy utrudnia życie bez dziecka. W Dzień Matki nie pójdę do kawiarni ani na lody z dzieckiem - pójdę na cmentarz. Może kiedyś jeszcze zajdę w ciążę, może kiedyś urodzę zdrowe, żywe dziecko. Ale wiem, że z każdym rokiem szanse są coraz mniejsze. Może zdecydujemy się na adopcję - ale pragnienie urodzenia biologicznego dziecka chyba nigdy nie zgaśnie.
Hanna, 29 lat. „To nie jest tak, że każda kobieta ma jeszcze czas”
Mało kto rozumie mój problem z Dniem Matki - każdy mówi, że jestem jeszcze przed trzydziestką i mam jeszcze czas na dzieci. Ale w moim przypadku to nie jest prawdą. Mam wiele problemów hormonalnych i choroby autoimmunologiczne, od jakiegoś czasu wiem, że cierpię między innymi na Hashimoto i mam policystyczne jajniki. Lekarz prowadzący (w sumie to dwóch) powiedziało, że jeśli będę kiedyś chciała mieć dziecko, to muszę się liczyć z tym, że nie pocznie się ono od razu i że będę musiała brać leki, które odpowiednio uruchomią mój organizm. Oczywiście byłabym gotowa to robić - choć mam bardzo niecierpliwy charakter i nie lubię musieć na coś czekać. Ale ja po prostu nie mogę znaleźć partnera, który byłby przy mnie na dobre i złe.
Dwa moje związki na studiach posypały się z powodu nadmiernego zaangażowania chłopaków w życie ich rodzin - jeden był ciągle u matki, drugi zajmował się niezaradnym życiowo bratem. Nie było tam miejsca dla mnie… Potem przez prawie dwa lata byłam z mężczyzną, dla którego ważne było to, żeby wszystko było poukładane - najpierw chciał zrobić aplikację jako prawnik, a dopiero później myśleć o ślubie i dziecku. Był głuchy na moje argumenty, że ja nie mogę czekać jeszcze tych paru lat, że wtedy może być za późno. Rozstaliśmy się.
Moje największe marzenie to dostać tego dnia kwiaty od własnego dziecka.
Kiedy myślę, że mogłabym nigdy nie zostać mamą, wpadam w coś w rodzaju paniki - to tak jakbym wiedziała, że ktoś przyjdzie i podpali mój dom. Ja zawsze marzyłam o macierzyństwie - nawet jako mała dziewczynka zajmowałam się lalkami bardziej „na serio” niż inne dziewczyny. I moje największe marzenie może się nigdy nie spełnić, bo coś jest nie tak z moim ciałem i chyba z moją głową, że przyciągam dziwnych facetów. To nie jest tak, że każda kobieta - zwłaszcza młoda - ma jeszcze czas. Dla niektórych czas płynie pod tym względem zupełnie inaczej.
W Dzień Matki myślę o tym, że jeśli szybko czegoś nie zrobię, to nigdy nie będę miała prawa do celebrowania tego dnia. A moje największe marzenie to dostać tego dnia kwiaty od własnego dziecka. Proste, ale dla mnie może się okazać nieosiągalne.
Martyna, 34 lata. „Tego dnia tracę nadzieję, która zwykle pomaga mi przetrwać i walczyć dalej”
Moja historia jest pewnie zupełnie nieoryginalna - takich kobiet są w Polsce tysiące: chcą dziecka, marzą o rodzinie, ale nie mogą jej mieć. W wieku dwudziestu siedmiu lat wyszłam za mąż za faceta, w którym byłam szaleńczo zakochana. Mieliśmy wszystko - pracę, własne mieszkanie, jak się wydawało - również zdrowie. Oboje wiedzieliśmy, że chcemy mieć większą rodzinę - troje lub czworo dzieci. Mąż zarabia tyle, że ja na dobrą sprawę nie musiałabym się martwić pieniędzmi, tylko mogłabym przez pierwsze lata życia dzieci skupić się wyłącznie na nich. Od razu po ślubie zabraliśmy się „do roboty” - nie przypuszczałam, że możemy mieć jakiekolwiek problemy…
Mąż pochodzi z wielodzietnej rodziny, a mnie mama urodziła w wieku dziewiętnastu lat - choć był to jej pierwszy poród, ledwo zdążyła do szpitala, a potem w domu urodziła mojego brata (za drugim razem już nie zdążyła dojechać, bo był śnieg). Cała rodzina uważała, że jak jest ślub, to zaraz pojawią się dzieci - ale pomimo naszych starań i raczej zdrowego stylu życia się nie udawało. Robiliśmy badania - choć nie zgłosiliśmy się do lekarza od razu po roku, bo myśleliśmy, że to może niemożliwe, że w przyszłym miesiącu się uda… Mnie wyszły jakieś niewielkie problemy hormonalne, ale to się szybko wyprostowało - mąż niby jest zdrowy. Chodziliśmy od lekarza do lekarza, ja byłam także u dietetyka i fizjoterapeuty…
Karmię się historiami o parach, którym się udaje począć dziecko po pięciu, siedmiu, a nawet dziesięciu latach - i mam cichą nadzieję, że nam też się uda. To pozwala mi przetrwać i walczyć dalej. Ale w Dzień Matki tę nadzieję tracę. Nawet bardzo złe matki dostają tego dnia kwiaty od dzieci, a ja, choć wiem, że byłabym dobrą matką, być może nigdy nią nie zostanę. To mnie niszczy od środka i boję się, że zniszczy również moje małżeństwo. Dzień Matki to dla mnie najtrudniejszy dzień w całym roku.
Skomentuj artykuł