Późniejsze macierzyństwo nie świadczy o egoizmie
Decyzja o posiadaniu potomstwa nie zawsze jest łatwa do podjęcia. Ciskanie gromów w stronę młodych ludzi, którzy jeszcze nie zdecydowali się na potomstwo, albo uciekanie się do szantażu emocjonalnego (tak, powtarzanie, że kobiety, które odkładają macierzyństwo, są egoistkami, może być formą szantażu) - nie zachęca ludzi do rodzicielstwa, lecz wywołuje irytację.
Większość Czytelników pamięta jeszcze zapewne - bo od tego pamiętnego dla historii internetu wydarzenia minęło raptem pięć lat - jak wiele emocji wywołała akcja Fundacji Mamy i Taty „Nie odkładaj macierzyństwa na potem”. Twórcy tej nie do końca przemyślanej kampanii zebrali od internautów i dziennikarzy mnóstwo negatywnego feedbacku.
Mimo to w ostatnim czasie również nie brakuje wypowiedzi polityków i innych znanych osób, które cechuje oskarżycielski ton wobec kobiet, które na dzieci decydują się później niż ich własne matki i babcie. Jednak skupienie się na dawaniu upustu swojej frustracji spowodowanej tym, że kobiety dokonują dzisiaj nieco innych wyborów, świadczy o niezrozumieniu przyczyn tego stanu rzeczy. A jest ich całkiem sporo.
Niż demograficzny ma prawo niepokoić
Zacznijmy od tego, że troska o dzietność Polaków nie jest czymś nieuzasadnionym. Z punktu widzenia gospodarki - dla której funkcjonowania istotna jest zastępowalność pokoleń - dodatni przyrost naturalny jest pożądanym zjawiskiem. Przewidywania, zgodnie z którymi nasze społeczeństwo w następnych dekadach znacząco się postarzeje, mają prawo nie napawać entuzjazmem ekonomistów czy specjalistów w dziedzinie zdrowia publicznego - i nie wynika to bynajmniej z niechęci do osób starszych, lecz świadomości, że zmniejszanie się ilości osób w wieku produkcyjnym grozi zapaścią systemu ubezpieczeń społecznych.
Zwiększająca się średnia wieku Polaków oznacza również, że nasi rodacy będą potrzebowali coraz częstszych kontaktów z przedstawicielami służby zdrowia - a kształcenie medyków jest przecież nie tylko długie, ale i kosztowne. Nie jest więc niczym dziwnym, że serca demografów nie radują się na wieść, że pod koniec 2018 roku liczba ludności Polski wyniosła 38 milionów 411 tysięcy osób - co oznacza, że była o 22,4 tysiąca mniejsza niż rok wcześniej. Oczywiście, jedną z przyczyn tego zjawiska jest malejąca liczba urodzeń - w 2018 roku urodziło się 388 tysięcy dzieci, a rok wcześniej – 402 tys. To oznacza, że w ciągu roku liczba urodzeń spadła o 14 (!) tysięcy.
Z demograficznego punktu widzenia odwrócenie tej tendencji byłoby zdecydowanie korzystne - jednak, jeśli chcemy rozmawiać o dzietności na poważnie, musimy w pierwszej kolejności dokonać zmiany argumentów, jakimi chcemy „zachęcić” młodych Polaków do rodzicielstwa. Jeśli uważamy (nie bezpodstawnie), że malejąca dzietność jest palącym problemem naszego kraju, to nie możemy zwracać się do młodych ludzi (czyli tych, którzy potencjalnie mogą zostać rodzicami) rozkazującym tonem. Niezbyt roztropne jest - delikatnie mówiąc - nakłanianie ludzi do tego, by decydowali się na liczne potomstwo, aby „naród nie obumarł” lub by „nie być gorszymi od muzułmanów” (tak, taką retorykę stosował pewien duchowny, prowadzący katechezy przedślubne). Taka argumentacja jest, rzecz jasna, zupełnie chybiona - ludzie w znakomitej większości nie decydują się przecież na dzieci ze względu na dobro kraju, lecz z uwagi na bardziej osobiste motywacje (i mając na uwadze przyszłą relację rodzic-dziecko, nie chciałabym, aby było inaczej).
Po drugie, nawet jeśli zatroskany demograf lub prorodzinny polityk marzy o tym, aby polskie rodziny były liczne, to jednak musi stawić czoła pewnej prawdzie: współcześni młodzi ludzie raczej nie będą nie będą decydowali się na potomstwo od razu po osiągnięciu dorosłości. Młodzi Polacy - a zwłaszcza Polki - choć deklarują zazwyczaj, ze chcą zostać rodzicami, to są również pełni niepokoju o przyszłość swojego potencjalnego potomstwa.
Młode kobiety chcą mieć dzieci - są jednak świadome tego, że urodzenia dziecka to nie koniec, a początek drogi - i chcą na tą drogę wejść jako tako wyposażone.
Narodziny dziecka początkiem drogi
Jedną z cech społeczeństwa dotkniętego chorobą seksizmu jest to, że mężczyźni - zwłaszcza ci zajmujący wyższe stanowiska - roszczą sobie prawo do pouczania kobiet w zakresie ich życiowych wyborów przy jednoczesnym zrzucaniu na ich barki odpowiedzialności za społeczne problemy. Nie inaczej dzieje się w przypadku „dyskursu dzietności” - publicyści i politycy, którzy chcieliby, aby sytuacja demograficzna w Polsce była lepsza, desperacko próbują „wytłumaczyć” kobietom, dlaczego powinny czym prędzej zostać matkami licznych rodzin - oczywiście dla dobra ojczyzny.
W takiej narracji te kobiety, które dzieci nie mają (bo na przykład odkładają je na później, co stało się głównym tematem chociażby wspomnianej na początku tekstu kampanii) jawią się jako egoistki, osoby niedojrzałe lub sprzyjające wrogim rodzinie ideologiom. Tymczasem współczesne Polki - według badań CBOS z 2013 roku - w większości wcale nie są nastawione negatywnie do macierzyństwa! Młode kobiety chcą mieć dzieci - są jednak świadome tego, że urodzenia dziecka to nie koniec, a początek drogi - i chcą na tą drogę wejść jako tako wyposażone.
Polki - podobnie jak polscy mężczyźni - uczą się dzisiaj dłużej, ponieważ we współczesnym świecie wiedza i konkretne kwalifikacje są często warunkiem niezbędnym do podjęcia przyzwoicie płatnej i satysfakcjonującej pracy. Mimo dewaluacji wyższego wykształcenia, posiadanie skrótu „mgr” przed nazwiskiem wciąż otwiera wiele drzwi - i nie ma niczego dziwnego w tym, że kobiety chcą swoje umiejętności wykorzystywać w pracy zawodowej, która jest przecież przydatna społeczeństwu. Oczywiście, fakt, że kobiety kształcą się dzisiaj dłużej, pociąga za sobą również to, że matkami zostają później (średni wiek, w którym Polka rodzi pierwsze dziecko, wynosi dzisiaj nieco ponad 27 lat).
Prawdą jest, że odkładanie decyzji o rodzicielstwie może pociągać za sobą problemy z zajściem w ciążę i donoszeniem jej - bo płodność wraz z wiekiem maleje. Jednocześnie warto przypomnieć, że współcześnie nie tylko niewiele kobiet chce zostawać matkami w wieku dwudziestu lat - młodzi mężczyźni również do ojcostwa się nie garną. A przecież seksistowskie przekonanie, że wyłącznie kobiety powinny spieszyć się z rodzicielstwem, bo tylko im „tyka zegar biologiczny”, upada przy konfrontacji z danymi z zakresu położnictwa, które wskakują, że również podeszły wiek ojca jest czynnikiem ograniczającym rozrodczość. Dziś wiemy już, że także starszy wiek mężczyzny stanowi czynnik ryzyka występowania poronień lub poważnych chorób u dziecka.
To, że osoby publiczne, stawiające sobie za cel podniesienie przyrostu naturalnego, grożą komukolwiek palcem, jest niegrzeczne - a to, że adresatami tych gróźb są wyłącznie kobiety, jest wyrazem dość archaicznych przekonań i braku wiedzy. Nierzadko zdarza się zresztą, że to właśnie z uwagi na niechęć mężczyzny do rodzicielstwa kobiety odkładają decyzje o powiększeniu rodziny. Innymi powodami, dla których kobiety na dzieci decydują się coraz później (i dla których rodzą ich mniej) jest brak stabilności zatrudnienia (pracodawcy często lubią dzieci, ale nie u swoich pracownic), niska dostępność żłobków i przedszkoli, brak własnego mieszkania czy lęk o to, jak będzie się funkcjonowało w roli matki (obawy te często towarzyszą kobietom wywodzącym się na przykład z przemocowych rodzin).
W ostatnim czasie coraz bardziej powszechna staje się także obawa o to, czy powołanym na świat przedstawicielom kolejnego pokolenia wystarczy wody, pożywienia i czystego powietrza - bo tempo niszczenia naszej planety i wyczerpywania jej zasobów przyspiesza coraz bardziej. Wreszcie, nie można zapominać o jeszcze jednym uwarunkowaniu niskiej dzietności w Polsce. Jest to niepłodność, która w chwili obecnej dotyka aż 20 procent polskich par. Czasami wiąże się ona z trudnościami z poczęciem już pierwszego dziecka - ale zdarza się przecież i tak, że para, mająca już jedno dziecko, nie może, mimo starań, doczekać się więcej potomstwa (zjawisko to nazywa się niepłodnością wtórną).
Skoro wiemy, że większość Polaków chce w przyszłości zostać rodzicami - ale z różnych powodów nie realizuje tego planu - należałoby stworzyć młodym ludziom takie warunki sprzyjające zakładaniu rodzin.
Ponieważ w swojej pracy wielokrotnie spotkałam osoby, dla których doświadczenie niepłodności było przyczyną wielkiego cierpienia, wiem, że nazywanie osób niemających dzieci egoistami i hedonistami jest - mówiąc eufemistycznie - nie na miejscu. Nie każda osoba, nawet pragnąca tego z całego serca, może stworzyć liczną rodzinę. Czasami ludzi, którzy marzą o rodzicielstwie, ograniczają względy społeczne - kiedy indziej tym, co utrudnia lub uniemożliwia realizację prokreacyjnych planów, jest po prostu bezlitosna biologia.
Żłobki, przedszkola, praca
Decyzja o posiadaniu potomstwa nie zawsze jest łatwa do podjęcia. Ciskanie gromów w stronę młodych ludzi, którzy jeszcze nie zdecydowali się na potomstwo, albo uciekanie się do szantażu emocjonalnego (tak, powtarzanie, że kobiety, które odkładają macierzyństwo, są egoistkami, może być formą szantażu) - nie zachęca ludzi do rodzicielstwa, lecz wywołuje irytację.
Sentymentalne wzdychanie do czasów, gdy rodziny wielodzietne były „standardem” także nie odmieni rzeczywistości - musimy pamiętać, że wielość powoływanego na świat potomstwa przez naszych prapradziadkow wynikała między innymi z wysokiej śmiertelności małych dzieci. Choć z naszej perspektywy brzmi to okrutnie, to jeszcze kilka pokoleń temu posiadanie większej ilości potomstwa było jedyną szansą na to, by kilkoro z nich dożyło dorosłości. Czy jednak fakt, że często stosowane argumenty „promujące” dzietność nie działają, oznacza, że Polska skazana jest na demograficzną zapaść i że nic nie można już zrobić?
Bynajmniej! Skoro wiemy, że większość Polaków chce w przyszłości zostać rodzicami - ale z różnych powodów nie realizuje tego planu - należałoby stworzyć młodym ludziom takie warunki sprzyjające zakładaniu rodzin. Nie jest to, rzecz jasna, proste zadanie - w pierwszej kolejności niezbędne jest zapewnienie młodym ludziom stabilności zatrudnienia. Wielu osobom zatrudnionym na umowę zlecenie trudno jest planować powiększenie rodziny. Odpowiednie zatroszczenie się o młodych ludzi na rynku pracy wymagałoby zaś współpracy i dobrej woli zarówno ze strony państwa, jak i właścicieli prywatnych firm (zwłaszcza tych zatrudniających ciężarne i młode matki).
Innym niecierpiącym zwłoki zadaniem dla państwa, które mierzy się z kryzysem demograficznym, jest tworzenie nowych, dostępnych dla wszystkich dzieci żłobków i przedszkoli, a także zwiększenie nakładów na służbę zdrowia. Poprawie sytuacji demograficznej sprzyja nowoczesne i przyjazne kobietom położnictwo - przypadki, kiedy to kobiety po kontakcie z nieempatycznym, niekiedy przemocowym personelem traktu porodowego decydują się nie mieć więcej dzieci, nie są wcale odosobnione.
Musimy jednak mieć świadomość, ze nawet, jeśli rozwiążemy te i inne problemy społeczne, które sprawiają, że młodzi ludzie (obojga płci) nie decydują się na dzieci, to i tak nie wszyscy Polacy staną się rodzicami wesołej gromadki latorośli. Posiadanie dużej rodziny - choć ma wiele zalet - nie jest obligatoryjne także z punktu nauczania Kościoła. Co więcej - demografowie, politycy, publicyści i osoby, które po prostu „wiedzą jak powinno być” - muszą również pogodzić się z faktem, że nie wszyscy Polacy pragną zakładać rodziny. Jeśli przyjmujemy, ze małżeństwo i rodzicielstwo jest powołaniem, to musimy również przyjąć, że nie wszyscy takie powołanie posiadają.
Najwyższy czas, aby osoby wpływowe i wypowiadające się publicznie na tak złożony temat zrozumiały, że dotyczy to również kobiet.
Skomentuj artykuł