Ludzie depresyjni prorokami naszych czasów

Ludzie depresyjni prorokami naszych czasów
(fot. shutterstock.com)
Jana Martinková / Józef Augustyn SJ

Psychologowie podkreślają, że w ciężkiej, ostrej depresji nie powinno się motywować ludzi i zachęcać ich do wysiłku, ponieważ przynosi to zwykle skutek odwrotny do zamierzonego. O depresji, chorobie naszych czasów, z Józefem Augustynem SJ rozmawia Jana Martinková.

Jana Martinková: Ludzie, którym brakuje siły do życia, chociaż wcześniej nieźle sobie radzili, mówią, że mają depresję.

Józef Augustyn SJ: Mam wrażenie, że jest to słowo nadużywane. Istnieje swoista moda na posługiwanie się tym pojęciem. Jest ono przywołane w niemal każdej trudnej sytuacji i - jak wielu się zdaje - wszystko tłumaczy. Człowiek powie sobie: "Mam depresję" i diagnoza postawiona. Rozmawiałem kiedyś z młodym człowiekiem, który opowiadał o trudnościach, jakie wielu przeżywa w jego wieku. Na końcu dodał: "Proszę ojca, a może to jest depresja?". Stany chwilowego zniechęcenia, wyczerpania, zmęczenia, smutku - to naturalne ludzkie stany. Nie należy ich od razu odczytywać i interpretować językiem klinicznym, psychologicznym. Dla rozeznania ich wystarczy włączyć prosty egzystencjalny język, rozsądek, trzeźwość myślenia, szczególnie wówczas, gdy nie są to stany przewlekłe.

DEON.PL POLECA

Częste używanie pojęcia depresji jest jednak znaczącym sygnałem.

Niewątpliwie. Statystyki podają, że około 10 procent ludzi cierpi na depresję lub jest nią zagrożonych. W Stanach Zjednoczonych depresja zdarza się dzisiaj kilkadziesiąt razy częściej niż w latach pięćdziesiątych zeszłego wieku. Prawdziwa depresja to ciężka choroba, która obezwładnia człowieka, powala go na ziemię. Typowe objawy to: obniżenie nastroju, ograniczenie zainteresowań codziennym życiem, brak przyjemności życia, ciągłe zmęczenie, niezdrowe poczucie winy, niskie poczucie własnej wartości, mała sprawność intelektualna, zaburzenia uwagi, brak koncentracji, niemożność podjęcia decyzji, natrętne myśli o śmierci. W depresji występują też często zaburzenie snu, apetytu, przemiany materii, zaburzenia ruchowe.

Wymienia się wiele rodzajów depresji; główny podział to podział na depresję endogenną, czyli uwarunkowaną biologiczne, i depresję egzogenną, będącą wynikiem reakcji na jakieś bolesne wydarzenia życiowe.

W ciężkiej depresji człowiek nie może wiele sam zrobić.

Psychologowie podkreślają, że w ciężkiej, ostrej depresji nie powinno się motywować ludzi i zachęcać ich do wysiłku, ponieważ przynosi to zwykle skutek odwrotny do zamierzonego. Chory czuje się wówczas oskarżany, odrzucony, upokorzony. Wpada w gniew, iż żąda się od niego czegoś, do czego nie czuje się zdolny.

A czy ksiądz może coś zrobić?

Zawsze może życzliwie porozmawiać, pocieszyć chorego, wesprzeć go. Nie może go jednak leczyć radami duchowymi, bo te w ciężkiej depresji niczemu nie służą. Robienie osobie cierpiącej na depresję rachunku sumienia, mobilizowanie jej do modlitwy itp. powiększałoby jedynie chore poczucie winy i przygniotłoby ją jeszcze bardziej.

Czy cierpiący na depresję może leczyć się sam? Kto miałby mu pomóc?

Wiele zależy od stanu nasilenia choroby. Gdy mamy do czynienia ze znacznym obniżeniem sprawności myślenia, zaburzeniem uwagi, brakiem koncentracji, niemożnością podjęcia decyzji, to oczywiste, że człowiek chory sam sobie nie poradzi. Trzeba mu pomóc. W takich sytuacjach konieczna jest kompetentna pomoc psychiatryczna i psychologiczna.

Co jest tak naprawdę chore w człowieku, który zapadł na depresję?

W depresji chory jest dosłownie cały człowiek. Już sam opis najważniejszych przejawów depresji na to wskazuje. Najciężej jednak choruje ludzka dusza. Depresja jest doskonale opisana pod względem psychiatrycznym, psychologicznym, ale brakuje nam rozważań o charakterze integralnym. Wyłącznie psychiatryczne czy psychologiczne spojrzenie na chorobę jest swoistą redukcją. Redukuje ono pomoc udzielaną człowiekowi. Jeżeli chory jest cały człowiek, to trzeba leczyć go całego.

Od czego należy zacząć?

W ciężkiej chorobie konieczna jest najpierw pomoc psychiatryczna, farmakologiczna. Ale terapii tej winna towarzyszyć także psychoterapia, a z czasem też pomoc duszpasterska: duchowa i moralna, szczególnie wówczas, gdy mamy do czynienia z człowiekiem wierzącym. Depresja jest dla chorego wielkim wyzwaniem duchowym, chociaż nie należy zaczynać leczenia od komunikowania tego choremu. Z czasem on sam do tego dojdzie, gdy zaangażuje się we własne leczenie. Uczestniczyłem przed laty w konferencji na temat depresji. Wchodził wtedy na rynek nowy lek antydepresyjny - prozak. Niektórzy psychiatrzy twierdzili, że w depresji mogą pomóc tylko leki.

Co Ojciec odpowiedziałby tym lekarzom, którzy w ten sposób podchodzą do depresji?

Że krzywdzą człowieka. Kiedy ktoś mówi, że był u psychiatry, zwykle pytam, ile czasu lekarz z nim rozmawiał. Kiedy ten odpowiada: pięć - dziesięć minut, wiem wówczas, że taka terapia nie wyleczy człowieka z depresji. Psychiatra w tak krótkim czasie nie zrozumie człowieka i nie nawiąże z nim kontaktu, by przekazać mu podstawowe informacje, jakie są konieczne, by zaczął samodzielnie funkcjonować w chorobie. Nie robię zarzutu psychiatrom. Kiedy psychiatra zmuszony jest przyjąć kilkunastu, ba - kilkudziesięciu pacjentów dziennie, a przy tym prowadzi całą biurokrację medyczną, nie jest w stanie poświęcić wiele czasu pacjentom. Ale wtedy powinien zalecić terapię psychologiczną oraz zachęcać chorego do nawiązania kontaktu z rodziną, z duszpasterzem, by znalazł on wsparcie ludzkie i duchowe. Jest niewątpliwie wielu kompetentnych i pracujących z poświęceniem psychiatrów, ale przeciętne leczenie psychiatryczne w krajach postkomunistycznych jest jeszcze bardzo zaniedbane.

Człowiek chory na depresję jest wielkim wyzwaniem także dla swojej rodziny, przyjaciół, dla parafii. Konieczna jest mobilizacja całego środowiska, w którym on żyje. Nie wolno zostawić go sobie samemu. Depresja wymaga od ludzi, którzy towarzyszą choremu, wielkiej szlachetności i hojności. Trzeba poświęcić mu wiele czasu, uwagi, serca, ale nie po to, by go zastępować w tym, co on sam może zrobić, ale by mu okazać współczucie, życzliwość, a w stosownym momencie mobilizować do wysiłku. Nie jest prawdą, że od chorego na depresję nie można niczego wymagać. Jest tak rzeczywiście w stanie ostrego kryzysu, ale gdy on mija i chory staje na nogi, można wymagać, byle wymagania dostosować do jego możliwości.

Chorzy na depresję nierzadko się opierają.

Trzeba to rozumieć i nie wolno stosować przemocy. Człowiekowi bez doświadczenia trudno wyczuć moment, w którym chory jest już na tyle samodzielny, że można go motywować i angażować w jakieś prace. Ksiądz może tego momentu nie wyczuć, ale doświadczony psychoterapeuta wyczuje i będzie zachęcał pacjenta do wysiłku psychicznego i duchowego. Zażywanie jedynie leków, choćby najlepszych, nie jest przecież rozwiązaniem dla człowieka chorego na depresję.

Czy konferencje, spotkania duszpasterskie poświęcone depresji służą chorym?

Kiedy osoba nie ma jeszcze dystansu do swej choroby, nie powinno jej się polecać lektury czy konferencji o depresji. Nie będzie w stanie usłyszanych informacji właściwie interpretować. Może poczuć się nimi przygnieciona, oskarżona, skrzywdzona.

A czy krzywdy nie wywołują depresji?

Krzywdy okresu dzieciństwa, odrzucenie, przemoc fizyczna, wykorzystanie seksualne, zdrada małżeńska, itp. - to ważne przyczyny depresji, ale nie jedyne. Wielu ludzi ciężko skrzywdzonych nigdy nie wpada w depresję. U człowieka zdrowego "przyjemność i satysfakcja z życia" krążą w jego żyłach. U chorego na depresję ów krwionośny obieg przyjemności życia jest gdzieś zablokowany. To jakby zator emocjonalny krwiobiegu przyjemności i radości życia.

Kto miałby rozeznać, gdzie jest ów zator? Kto miałby znaleźć strunę, na której należałoby zagrać, by człowiek ożył wewnętrznie i mógł znowu cieszyć się życiem?

Chory z pomocą psychoterapeuty, kierownika duchowego musi sam stopniowo odkryć, co go tak naprawdę blokuje, gdzie jest ów zator w odczuwaniu radości życia. To ważny etap procesu leczenia. Źródłem depresji bywa często na przykład wieloletnie życie pod presją, w ostrym stresie, w klimacie wykorzystania i manipulacji, ograniczenia wolności. Przemoc i rezygnacja z własnej woli, by poddać się woli innych, sprawia, że własne życie odczuwane jest jako obce, cudze. Życie bez wolności nie ma smaku. To dzięki wolności człowiek uznaje swoje życie jako "swoje", "własne". Kiedy ktoś odbiera nam wolność, odbiera nam życie. Wasilij Grossman w książce "Wszystko płynie" pisze, że największym marzeniem każdego więźnia w łagrach była właśnie wolność i dlatego - stwierdza autor - warto było zrobić wszystko, by wydostać się z obozu i umrzeć na wolności choćby i dziesięć metrów od drutu kolczastego.

Czy rodzice mogą u dzieci wywołać depresję?

Oczywiście. Stany głębokiego zniechęcenia u dzieci powodują rodzice, środowisko rówieśnicze lub szkoła. Dzieci, które są kochane, akceptowane i traktowane z szacunkiem w domu, na podwórku i w szkole, nie wpadną w depresję. Gdy dziecko w wieku szkolnym wpada w depresję, w jego otoczeniu jest coś ciężko chorego. Osobie niedoświadczonej trudno na pierwszy rzut oka powiedzieć, co to jest. Ale doświadczony psycholog szkolny po dłuższej rozmowie zorientuje się. Nie zawsze winni są rodzice. Nauczycielka, która dręczy ucznia całymi miesiącami - nie mówmy od razu, że takich sytuacji nie ma - może wywołać depresję u dziecka. Podobnie rówieśnicy, którzy znęcają się nad nim.

Co robić, by kłócący się lub rozwodzący rodzice nie powodowali depresji u dzieci?

Dzieci rozumieją więcej niż nam się wydaje. Z dziećmi trzeba rozmawiać. Na trudne sytuacje rodzinne trzeba je przygotować. Problem w tym, że z dziećmi się nie rozmawia. Czasami skłóceni matka i ojciec manipulują dziećmi, walcząc o ich uczucia. Dziecko chce jednakowo kochać mamę i tatę, także wtedy, gdy tym "gorszym" jest na przykład ojciec alkoholik. To jest jego tata. Najlepszym lekiem antydepresyjnym dla dzieci jest szczery, serdeczny i pełen zrozumienia dialog, który naznaczony jest poczuciem bezpieczeństwa i autorytetu. Wypowiedziane uczucia tracą siłę destrukcyjną. Silne negatywne uczucie podtrzymywane przez długi czas: gniewu, żalu, zazdrości, chęci zemsty czy też myśli samobójcze - zamknięte w "środku" małego człowieka - to groźny niewypał. Z dziećmi trzeba rozmawiać od maleńkości.

Pomówmy o innym problemie. Mamy teraz kryzys. Wielu szefów naciska na większą wydajność w pracy, grozi zwolnieniem, ograniczeniem zarobków, itp. Takie zachowania mogą powodować u podwładnych stan zniechęcenia i depresji. Jakie zachowania szefów najbardziej przyczyniają się do depresyjnego reagowania podwładnych?

Podstawowymi błędami szefów, którymi wpędzają ludzi w stany depresji, jest brak szacunku, poniżanie, lekceważenie, niesprawiedliwe manipulowanie, wymuszanie, wyniosłość. Ludziom pracującym nie chodzi tylko o pieniądze, ale także o szacunek. Im człowiek jest uboższy, tym bardziej ceni sobie szacunek szefa, a gdy szacunku brakuje, tym głębiej cierpi. Kiedy szef swoim zachowaniem daje podwładnym poznać, że od niego zależy, czy będą mieli pracę i ile zarobią, czują się upokorzeni. Osoby, które mają wysokie poczucie dumy, mogą tego nie udźwignąć. Pracownicy dobrze wiedzą, że jest kryzys i godzą się na pewne ograniczenia, ale muszą być one uzgodnione we wzajemnym dialogu oraz w klimacie szacunku i podstawowej ludzkiej życzliwości.

Do jakiego stopnia człowiek ma akceptować taką niesprawiedliwą sytuację? Kiedy powinien powiedzieć: dość?

Każdy ma swoją miarę. Podstawowa zasada: nie wolno za otrzymywane pieniądze płacić rezygnacją z godności i szacunku do siebie. Życie jest ważniejsze od tego, co się ma - mówi Jezus. Czasami ktoś pyta mnie: "Mam szefowi powiedzieć, czy nie?". Nigdy nic nie radzę. Mówię prosto: "Poradzę ci: «powiedz», ale to ty będziesz ponosił konsekwencje swojego zachowania?". Amerykański styl otwartego mówienia i asertywności w wielu sytuacjach jest dwuznaczny. Można przyjąć inny styl. Można znosić cierpliwie. Psychologiczna asertywność różni się od Jezusowej. Gdy ktoś zmusza cię, by iść z nim tysiąc kroków, idź z nim i dwa tysiące - doradza Jezus (por. Mt 5, 41). Ale gdy sługa najwyższego kapłana uderzył Go w policzek, Chrystus zaprotestował. Gdy ktoś przyjmie ewangeliczny styl, może znieść wiele niesprawiedliwości. Ale nie musi tego robić. To jego wybór. Każdy ma prawo powiedzieć szefowi, co czuje i myśli, zakładając, że poniesie konsekwencje swojego wyboru.
Szef bogiem nie jest. Ma tylko firmę, w której ludzie pracują, i trochę więcej pieniędzy, ale nic więcej. Ludzie wpadają w zniechęcenie, wypalenie, depresję, gdy uzależniają się od szefa, od jego pracy, pieniędzy, kaprysów, chorych ambicji czy jego erotomanii. Niedawno głośna była u nas afera "praca za seks". Jeżeli ktoś ma trochę inicjatywy i nie boi się szukania nowej pracy, nie warto znosić stresu związanego ze złym klimatem stwarzanym przez chciwego czy nieuczciwego szefa.

Da się te treści zastosować w życiu rodzinnym?

W życiu rodzinnym jest dokładnie tak samo. Mąż - żona - rodzice - dzieci nie są bogami i nie mają prawa domagać się od innych takiego poddaństwa, posłuszeństwa, uległości, jakich domaga się od człowieka Bóg. Jezus mówi, że jeden jest tylko Ojciec - Ten w niebie - a my wszyscy jesteśmy braćmi. Warto, by upokarzana przez męża żona w pewnym momencie powiedziała mu otwarcie: "Ty bogiem nie jesteś i nie będziesz mnie upokarzał". Wzajemny szacunek i wzajemna wolność to klucz do dobrych relacji narzeczeńskich, małżeńskich i rodzinnych. Nie wolno płacić rezygnacją z wolności i z szacunku do siebie za więź z partnerem. Wolność człowieka chorego na depresję jest gdzieś zawsze związana, ograniczona, zniewolona.

Można powiedzieć, że człowiek wpada w zniechęcenie, wypalenie czy depresję, gdy narusza kontakt z Bogiem?

To zbyt uproszczone stwierdzenie. Wielu ludzi, którzy mówią o sobie, że są niewierzący, nigdy nie wpada w depresję, a z drugiej strony niemało księży i zakonników uważających się za pobożnych wypala się, reaguje depresyjne czy też wpada w depresję. Niedojrzała modlitwa może wręcz przyczyniać się do depresji. Kiedy ktoś usiłuje manipulować Bogiem na modlitwie i oczekuje, że Stwórca dostosuje się do niego, to skutkiem takiej modlitwy może być tylko bunt lub zniechęcenie.
Depresja zmusza ludzi wierzących do głębokiego oczyszczenia swej religijności: Kim tak naprawdę jest dla mnie Bóg? Jak rozumiem życie duchowe, modlitwę? Czego tak naprawdę szukam poprzez wiarę i czemu ona służy? Oto wyzwania duchowe człowieka w depresji. Autentyczna wiara, w której całkowicie powierzamy swe życie Panu i jesteśmy gotowi wszystko przyjąć z Jego ręki, pomaga nam przekroczyć stan depresji. Ale taka religijność jest owocem wysiłku i długiej drogi.

Jak konkretnie modlić się w depresji?

Przedstawiać Bogu całą swoją zbolałą duszę, wołać przed Bogiem jak Jeremiasz, jak Hiob, jak Jezus w Ogrójcu. W Biblii mamy doskonałe wzory modlitwy człowieka w depresji: "Wybaw mnie, Boże, bo woda mi sięga po szyję. Ugrzązłem w mule topieli i nie mam nigdzie oparcia, trafiłem na wodną głębinę i nurt wody mnie porywa..." (Ps 69, 2-3).

Wspomniał Ojciec, że księża i zakonnicy też wpadają w depresję. A jakie są przyczyny ich depresji?

Duchowni to ludzie jak wszyscy. Stąd przyczyny ich depresji będą identyczne, tyle że będą się one ujawniać w ramach ich sposobu życia i spełnianej przez nich funkcji. Może nią być na przykład źle przeżywana samotność, poczucie niezrozumienia, odrzucenie, frustracja, niespełnione ambicje, brak uznania przełożonych, neurotyczna religijność, moralność budząca poczucie winy. Kiedyś rozmawiałem z pewnym księdzem, który leczył się na depresję. Najbardziej cierpiał z tego powodu, że jego parafianie nie odwiedzali go na plebanii i miał wrażenie, że jest nikomu niepotrzebny. Ale nie wpadł na prosty pomysł, aby samemu wyjść z plebanii i pójść do ludzi. Oni z pewnością na niego czekali.

A czy przyczyną depresji duchownych nie jest też brak życia duchowego, modlitwy czy też niemoralność?

Takie stwierdzenie byłoby nieprawdziwe i niesprawiedliwe. Ludzie bardzo pobożni też wpadają w stany depresyjne, a ludzie traktujący cynicznie religię nie mają problemów z depresją, choć mogą mieć inne problemy emocjonalne czy psychiczne. Ale jest też prawdą, że niewierność swemu sumieniu u duchownych może wpływać wyjątkowo negatywnie na ich samopoczucie emocjonalne czy psychiczne. Kiedyś jeden z mnichów opowiadał mi, że w czasie jego pierwszej wizyty u psychiatry ten zadał mu pytanie: "Czy żyje ojciec według reguł swojego zakonu?". To był mądry psychiatra.

Co człowiek powinien robić, aby nie wpaść w depresję?

W czasach stalinowskich, gdy Kościół był prześladowany, kard. Adam Sapieha, biskup krakowski, napisał deklarację, że gdyby służby specjalne aresztowały go, a on pod wpływem tortur coś podpisał, to wszystko to będzie nieważne. Nie ufał sobie. Nie jesteśmy w stanie przewidzieć, jak będziemy reagować w trudnych stanach. Już samo takie założenie, że ja w żaden sposób nie mogę wpaść w depresję, jest pewnym ograniczeniem, zamykaniem się w klatce. Trzeba sobie powiedzieć: "Mogę wpaść w depresję, jak wpadło w nią wielu". To daje nam wolność. My nie wiemy, co nas w życiu czeka.

A więc nic nie możemy zrobić, by nie wpaść w depresję?

Możemy wiele. Trzeba przyjmować kruchość ludzkiego życia, codziennie od nowa. Trzeba zrezygnować z absolutnego poczucia bezpieczeństwa. Takiego nie ma. Na każdego z nas może zawalić się jakaś wieża, jak na robotników w Siloam (por. Łk 13, 4). Nigdy nie wiemy, czy nie przydarzy się nam wypadek samochodowy. W depresji jest jakaś niezgoda na ciężar życia, na jego kruchość. W depresji człowiek, kuląc się w sobie, chciałby ochronić swoje życie. Ale w taki właśnie sposób traci je. Cóż to za życie w depresji? Chronimy i rozwijamy nasze życie, dając je Bogu i ludziom. Ewangeliczna rezygnacja z życia to najlepszy lek antydepresyjny.

Mówił Ojciec, że depresja jest wyzwaniem dla chorego, jego bliskich. A jakim wyzwaniem jest dla społeczeństwa?

Opisywana powszechność depresji dotyczy świata zachodniego, który - w porównaniu z krajami rozwijającymi się - żyje na wysokim poziomie. Mieszkańcy Trzeciego Świata nie wpadają tak często w depresję, oni mają trochę inne problemy. To znamienne, że mamy wszystkiego dosyć, a tak łatwo cierpimy na syndrom wypalenia i wpadamy w depresję, która jest swoistym umieraniem na stojąco. Jeden z moich przyjaciół, który dobrze się zna na depresji - jako terapeuta towarzyszy wielu ludziom - mówi, że osoby chore na depresję są wielkimi prorokami naszych czasów. One odsłaniają bowiem najgłębsze pragnienia duszy ludzkiej, że nie samym chlebem żyje człowiek (Mt 4, 4).

Czy Ojciec ulega niekiedy stanom depresyjnym?

Z natury nie jestem skłonny do depresji, ale swoje pokusy zniechęcenia - nieraz trochę uparte - to miewam.

Rozmowy o księżach, rodzinie i życiu duchowym. Wywiady z Józefem Augustynem SJ. Wywiad opublikowany w: "Katolícke noviny. Tradičné noviny moderného kresťana". Słowacja, 30 IX 2009.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Ludzie depresyjni prorokami naszych czasów
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.