Po prostu pomagajmy Ukraińcom. Nie czekajmy na oklaski

Fot. YT/Kurier Galicyjski

Po spotkaniu z prezydentem Ukrainy w Warszawie Karol Nawrocki stwierdził: „Polacy odnoszą wrażenie, że nasz wysiłek oraz wielowymiarowa pomoc Ukrainie po rozpoczęciu pełnoskalowej inwazji nie spotkały się z należytym docenieniem i zrozumieniem”. Przyznaję otwarcie: ja takiego wrażenia nie podzielam. Słuchając tych słów, mam ochotę zapytać: panie prezydencie, w czyim imieniu pan mówi? Proszę mówić za siebie.

Wielokrotnie doświadczałem wdzięczności ze strony Ukraińców – także od tych, którym osobiście w niczym nie pomogłem. Pewna krawcowa z Ukrainy skróciła mi albę i stanowczo odmówiła przyjęcia zapłaty. Tłumaczyła, że skoro Polacy tak bardzo pomagają Ukrainie, ona chce się choć w minimalnym stopniu odwdzięczyć. Musiałem długo ją przekonywać, by jednak przyjęła te kilkadziesiąt złotych.

Słowo „dziękuję” słyszałem niezliczoną ilość razy: od osób, które przyjęliśmy w naszej wspólnocie, od tych, którym daliśmy pracę, ale też od zupełnie obcych ludzi, spotykanych przypadkiem. Z niechęcią, złośliwością czy wrogością ze strony Ukraińców nie spotkałem się ani razu. Za to z wdzięcznością – niemal na każdym kroku. I wiem, że nie jestem w tym doświadczeniu odosobniony.

Nieczęsto się wzruszam, ale film nagrany przez mojego przyjaciela, Piotra Kaszuwarę, który od lat pomaga Ukraińcom, poruszył mnie do głębi. Widać na nim kilkadziesiąt osób: od prostych żołnierzy nagrywających swoje podziękowania wprost z okopów, po polityków i burmistrzów, którzy ze łzami w oczach dziękują za polską pomoc i okazane ich rodakom serce. Tego rodzaju emocji nie da się udawać. Albo trzeba być wybitnym aktorem, albo – co w tym przypadku jest oczywiste – mówi się prawdę.

Podobnych nagrań w Internecie są setki. Ukraińscy żołnierze, często filmujący się bezpośrednio z frontu, dziękują Polakom za pomoc. Szczególnie poruszające jest nagranie spod Drużkiwki w obwodzie donieckim, w którym walczący tam żołnierze nazywają nas „braćmi” i podkreślają, że walczą nie tylko o swoją wolność, ale o „wolność i bezpieczeństwo całego kontynentu europejskiego”. „Chwała Polsce!” – kończą.

DEON.PL POLECA

 

 

Piszę o tym wszystkim dlatego, że zachowanie niektórych moich rodaków po prostu boli. Czytając pełne jadu komentarze w Internecie, nie potrafię zrozumieć, skąd bierze się ta wrogość i pogarda. Nie chce mi się wierzyć, że jesteśmy aż tak podatni na rosyjską propagandę, której celem jest skłócenie i podzielenie społeczeństw. A jednak sondażowe wyniki Konfederacji każą przypuszczać, że manipulacja ta niestety bywa skuteczna.

Dlatego bardzo bliska jest mi perspektywa Piotra, który napisał na X: „A co byście powiedzieli na to, żeby zostawić w spokoju Trumpa, Putina (…) i wszystko inne, i po prostu dalej pomagać Ukrainie?”. Odpowiedziałbym: to myśl głęboko chrześcijańska. Wyciągnąć rękę bez kalkulowania, bez politykowania, bez targowania się o historyczne rachunki krzywd, bez wykorzystywania cudzej słabości do realizacji własnych interesów. Po prostu pomóc, bo ktoś cierpi. Tak uczy Ewangelia.

Podobnie trafna jest uwaga ks. Andrzeja Draguły, który uznał słowa prezydenta za przejaw małostkowości. Porównał tę postawę do Samarytanina, który przez całe życie nachodzi uratowanego człowieka z pretensjami, że ten jest mu za mało wdzięczny. „Jest taka «miłość bliźniego», która karmi własne ego – wielkopańskie, pożal się Boże, miłosierdzie, któremu bliźni jest potrzebny tylko po to, by mieć komu je okazać” – napisał. I dodał, że skoro prezydent tak chętnie odwołuje się do wartości chrześcijańskich, to powinien pamiętać o „ewangelicznej radości dawania”.

Bo to ciągłe dopominanie się o wdzięczność jest po prostu nieewangeliczne. Chrześcijanin daje i nie czeka na oklaski. Daje nie po to, by mu gratulowano, lecz dlatego, że ktoś potrzebuje pomocy. Jezus mówiąc o modlitwie, nie pozostawia wątpliwości: „Strzeżcie się, żebyście uczynków pobożnych nie wykonywali przed ludźmi po to, aby was widzieli” (Mt 6,1).

Część internautów argumentuje, że nie chodzi o relacje między ludźmi, lecz o relacje między państwami. Że na tym poziomie obowiązują inne reguły. Nie zgadzam się z tym. Jeśli w polityce rezygnujemy z zasad, które uznajemy za słuszne w relacjach międzyludzkich, wchodzimy w czysty machiawelizm. A to droga donikąd.

Nad całą tą dyskusją unosi się oczywiście cień rzezi wołyńskiej – bolesnej, jakby niedopisanej do końca karty historii. Nie chodzi o jej negowanie ani relatywizowanie. Chodzi o czas. Jak trafnie napisał mój współbrat Wacław Oszajca: „nie czas rozgrzebywać stare groby, gdy Ukraińcy muszą kopać nowe – dla swoich synów i mężów”. Księga Koheleta przypomina, że „wszystko ma swój czas”. Gdy dom się pali, nie analizujesz dawnych urazów wobec sąsiada – gasisz pożar. Tym bardziej że od tego, czy pomożesz, może zależeć, czy ogień nie przeniesie się także na twój własny dom.

Łukasz Sośniak - absolwent teologii, filologii polskiej i dziennikarstwa. Pracował w Gazecie Częstochowskiej, Radiu Jasna Góra i Radiu Watykańskim. Obecnie współautor Podcastu Jezuickiego i Męskiego Punktu Widzenia. Jego pasją i najlepszym sposobem na relaks jest literatura i jazda na rowerze.
Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Po prostu pomagajmy Ukraińcom. Nie czekajmy na oklaski
Komentarze (0)
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.