Abp Gądecki: Bez twórczego zaangażowania świeckich Kościół sobie nie poradzi [ROZMOWA]

Abp Gądecki: Bez twórczego zaangażowania świeckich Kościół sobie nie poradzi [ROZMOWA]
Abp Stanisław Gądecki. Fot. Flickr / Episkopat News
KAI / mł

- Istnieje ryzyko, niestety powracające w epoce cyfrowej, że w centrum ewangelizacji znajdzie się ewangelizator i jego sztuczki, zamiast Ewangelii i jej głównego Bohatera. Trzeba też pomóc wspólnotom chrześcijańskim uwolnić się z więzów biurokracji, klerykalizmu, zaufania do struktur, aby stworzyć lub odbudować tkankę ludzkich relacji, w których zakwitnie świadectwo - mówi abp Stanisław Gądecki.

Przewodniczący Episkopatu Polski obchodzi właśnie swoją pięćdziesiątą rocznicę święceń kapłańskich. W rozmowie z KAI mówi o stanie polskiego Kościoła, zagrożeniach, które przynosi zmieniająca się bardzo szybko rzeczywistość, o synodzie o synodalności, a także o swoich życiowych mistrzach -  ks. prof. Felicjanie Kłonieckim, kard. Wyszyńskim i Janie Pawle II. 

KAI: Kościół w Polsce staje w obliczu zupełnie nowej epoki. Po raz pierwszy jego autorytet (badany socjologicznie) spadł poniżej 50 procent, spadają też praktyki religijne, szczególnie wśród młodych. Jaką receptę ma Ksiądz Arcybiskup - jako Przewodniczący Episkopatu - wobec tych niepokojących zjawisk? 

Abp Stanisław Gądecki: Faktycznie nie jest to sytuacja normalna. To, co się dokonało w ostatnim czasie, zarówno w sensie odchodzenia od religii czy też gdy idzie o utratę autorytetu, to przyczyną tego stanu rzeczy - oprócz zachowania się niektórych duchownych - jest rodzina. Głównym miejscem przekazu wiary była zawsze rodzina. Tymczasem dzisiaj większość rodziców już się tym nie interesuje.

DEON.PL POLECA

Rodzicom nie zależy na tym, żeby dzieci "chodziły do kościoła"

Rodzicom zależy na tym, by ich dzieci studiowały, podejmowały pracę zarobkową, a nawet aby rozwijały swoje życie kulturalne, ale na „chodzeniu do kościoła” zależy im w niewielkim stopniu. Interesują ich jeszcze niektóre wydarzenia religijne takie jak pierwsza Komunia czy Bierzmowanie, natomiast nie interesuje przekaz tego, co najważniejsze, czyli bezpośredni przekaz wiary. Widać to wyraźnie po dzieciach, które przychodzą na katechizację. Proces ten został przyspieszony przez sytuację, jaką wytworzyła pandemia, a potem dodatkowo przez coraz większe rozchwianie pomiędzy światem wirtualnym a rzeczywistym. Dzieci mają dziś dużą trudność z rozróżnieniem w jakim świecie żyją, czy jest to jeszcze świat rzeczywisty, czy tylko wirtualny. Z tego wszystkiego rodzi się ogromne zagubienie dzieci i młodzieży. Niektórzy z nich nie wiedzą już po co żyć; dowodem tego są samookaleczenia i liczne samobójstwa. Wielu młodych czuje się kompletnie zagubionych. W takim kontekście kulturowym przekaz wiary przez Kościół staje się coraz trudniejszy.

Co zatem trzeba robić? Kościół uważa, że odpowiedzią na wszystkie ludzkie pytania jest Chrystus i Jego nauka. Dlatego sądzę, że chrześcijaństwo zrealizowane w naszym życiu jest jedynym rozwiązaniem dla dzisiejszego świata. Życie w niezgodzie z Chrystusem jest punktem wyjścia wszystkich skażeń człowieka, a przezwyciężenie tej niezgody jest podstawowym warunkiem pokoju w człowieku i świecie. Nasza niewiedza, owszem, pomniejsza winę, pozostawia otwartą drogę do nawrócenia, nie jest jednak wystarczającym usprawiedliwieniem, ponieważ zdradza jednocześnie otępienie serca, odmawiające przyjęcia postulatów prawdy. 

Wielkim ryzykiem jest tworzenie małych "wspólnot idealnych"

W obliczu sekularyzacji i oczywistych trudności, jakie chrześcijanie napotykają dzisiaj w przekazywaniu wiary, można zamknąć się w sobie, próbując tworzyć idealne wspólnoty, które odcinają się od świata, aby zachować swoje małe lub bardzo małe stadko, czekając aż burza minie i nostalgicznie wspominać przeszłość, jaka już nie istnieje. W tej sytuacji jeszcze większym ryzykiem - które jest bardzo aktualne dzisiaj - pozostaje oddanie się z nadmiernym aktywizmem strategiom misyjnym, w przekonaniu, że głoszenie, świadectwo, a nawet nawrócenie nie są owocami Ducha, dla których musimy zostawić miejsce, ale wynikiem naszych zdolności i naszej pozycji.

Istnieje więc ryzyko, niestety powracające w epoce cyfrowej, że w centrum ewangelizacji znajdzie się ewangelizator i jego sztuczki, zamiast Ewangelii i jej głównego Bohatera. Ważna jest silna wiara, że bez Chrystusa nic nie możemy uczynić i że to Bóg nas poprzedza, nawraca, podtrzymuje i zmienia. Świadomość ta jest cenna także dla Kościołów, które są jeszcze liczebnie znaczące. Możliwość, jaką daje rozpoczęta właśnie podróż synodalna, może pomóc wspólnotom chrześcijańskim uwolnić się z więzów biurokracji, klerykalizmu, zaufania do struktur, aby stworzyć lub odbudować tkankę ludzkich relacji, w których zakwitnie świadectwo.

To wielkie wyzwania. Jak Kościół winien na nie odpowiadać?

- Odpowiedź od wieków jest ciągle ta sama. Praca nad przekazem wiary i dbałość o przekaz prawdziwej wiary. Nie jest to zadanie tylko Kościoła jako całości, ale każdego człowieka wierzącego. Przecież do pracy apostolskiej, w sensie przekazu wiary innym, a szczególnie własnym dzieciom, jest powołany każdy wierzący. Sam człowiek jest pierwszym odpowiedzialnym za własne zbawienie i nikt go w tym nie zastąpi. Na tej drodze może znaleźć pomocników w rodzinie czy w Kościele, mimo to przekazywanie wiary jest zadaniem trudnym i żmudnym, które buduje człowieka, buduje rodzinę i Kościół, a także społeczeństwo.

Głoszenie Ewangelii oznacza dziś przede wszystkim osobiste świadectwo

Na jakich filarach powinna się opierać ewangelizacja w Polsce dzisiaj, w czasie szybkich przemian społecznych oraz gwałtownie przyspieszającej sekularyzacji?

- Trzeba sobie uświadomić to, co napisał Jan Paweł II w posynodalnej adhortacji „Ecclesia in Europa”, która analizuje kryzys wiary na naszym kontynencie. Podkreślał, że żyjemy w społeczeństwie, które zagubiło swoje korzenie, zaś odrzucenie chrześcijańskiej tradycji i śmierć ideologii fałszywie obiecujących doczesne zbawienie zaowocowało swoistą duchową próżnią. Ostrzegał, że utrata chrześcijańskiej pamięci nie oznacza jedynie utraty świadomości historycznej, ale też odejście od wiary. Przyznawał, że człowiek współczesny zaczyna żyć, jakby Boga nie było, stąd poszukuje prostych rozwiązań, aby było przyjemnie, żebyśmy mogli robić co chcemy i aby nikt nie wtrącał się w nasze życie. Zjawisko to dotyka również Polski, choć może nie w takim samym stopniu jak Zachodu Europy.

W odpowiedzi na to zjawisko, Kościół winien – jak pisał Jan Paweł II w swojej adhortacji - głosić Ewangelię nadziei, celebrować ją i jej służyć. Głoszenie Ewangelii oznacza dziś przede wszystkim osobiste świadectwo i formowanie wiary dojrzałej. Dziś Kościołowi coraz trudniej jest oddziaływać poprzez duszpasterstwo masowe, trzeba o wiele bardziej zejść na poziom indywidualny. Współczesny człowiek, pozostający często w sytuacji zagubienia, potrzebuje ze strony Kościoła towarzyszenia, które pozwoli mu dokonywać wyborów i podejmować decyzje.

Trzeba umożliwić większe zaangażowanie świeckim

Czyli „towarzyszenie”, o którym tak często mówi papież Franciszek, jest trafnym wskazaniem duszpasterskim?

- Trzeba uwzględnić tu bardzo różne przestrzenie i poziomy działania, żeby każdy mógł znaleźć swoją drogę. Bezwzględnie trzeba umożliwić większe zaangażowanie świeckim i budzić w nich poczucie odpowiedzialności za całą wspólnotę Kościoła. Służą temu ruchy czy inne środowiska ewangelizacyjne, a także udział w różnych radach i komisjach, gdzie jest miejsce dla świeckich. Bez ich twórczego zaangażowania Kościół sobie nie poradzi.

Temu między innymi ma służyć proces synodalny zainicjowany przez papieża Franciszka. Jak postrzega go Ksiądz Arcybiskup? 

- Synod wciąż poszukuje definicji tego, czym jest w istocie. Trzeba dać jasną odpowiedź na pytanie: co oznacza synodalność? Drugim pojęciem wymagającym jasnego zdefiniowania jest hasło „inkluzji” używane jako rodzaj wytrychu, którym często szermują zwolennicy dostosowania się Kościoła do mentalności dzisiejszego świata. To są dwa główne pytania, które stoją przed synodem i na które do tej pory nie ma odpowiedzi.

To słowo, „inkluzja” - zdaniem kard. Műllera - stało się chwytem propagandowym, aby zanegować wyraźne przykazania Boże. Potrzebne jest nawrócenie i łaska, a nie afirmacja człowieka, gdy ten człowiek znajduje się w stanie grzechu. Zamiast uspokajających sumienie słów o inkluzji, lepiej byłoby studiować Słowo Boże, objawienie i naukę Kościoła a także skorzystać z sakramentu pokuty. Wspomniana propaganda twierdzi, że możemy czynić co chcemy, według własnego uznania, bo wszystko jest dobre.

W głosach z synodu są propozycje sensowne i szkodliwe

Czy zdaniem Księdza Arcybiskupa Kościół nie powinien stawać się coraz bardziej synodalny, tak jak oczekuje tego Franciszek? Synodalny, to znaczy znacznie bardziej wspólnotowy, gdzie wierni mają poczucie współuczestnictwa, i Kościoła, który chce być znacznie bardziej misyjny…

- Trzeba przede wszystkim zdefiniować, o jaką synodalność chodzi. Spójrzmy np. na Kościół greckokatolicki, gdzie synodalność jest bardzo rozwinięta, co dwa miesiące spotyka się rada synodu tego Kościoła. Ale jest to synodalność, która dotyczy tylko i wyłącznie biskupów. Istotne dla Kościoła decyzje są podejmowane przez biskupów a nie przez jakieś inne gremia. Tymczasem w obecnym procesie synodalnym rozpoczęto od niezwykle szerokiej formuły, jakiej jeszcze w życiu Kościoła nie widziano. Mam na myśli szeroko zakrojone konsultacje, które owszem, mają swoją wartość w tym sensie, że poznaje się opinie wiernych oraz ich oczekiwania. Ale nie na tym polega istota synodalności.

Problem uzyskanych w ten sposób opinii nie gwarantuje wcale, że większość - jakby parlamentarna - jest głosem Ducha Świętego. Tymczasem w historii wielokrotnie bywało, że jeden święty człowiek w Kościele bywał głosem Ducha Świętego, a głos tysięcy wcale nim nie był. Przy tak szerokim „responsie” jaki został zebrany, są tam propozycje sensowne jak i szkodliwe. Pytanie, jak rozróżnić jedno od drugiego i jak dokonać rozeznania, że coś jest dobre dla Kościoła, a coś nie jest.

Spotkanie synodalne w Pradze pokazuje inny Kościół niż ten, jaki znamy

Są też pewne głosy i postulaty reform, pojawiające się na różnych kontynentalnych zgromadzeniach, które budzą niepokój, bo nie pozostają w zgodzie z dotychczasowym nauczaniem Kościoła. Ostatnio, na Radzie Stałej Episkopatu usłyszeliśmy, że tekst stanowiący podsumowanie europejskiego spotkania synodalnego w Pradze pokazuje inny Kościół niż ten, jaki znamy. Jest to po części Kościół nie mający zakorzenienia w nauczaniu Ojców Kościoła. Jest to wizja Kościoła zainteresowanego dopasowaniem się do istniejących demokratycznych struktur jakie istnieją w społeczeństwie, a znacznie mniej realizacją swojej misji, która powinna być „znakiem sprzeciwu” wobec tego, co zewnętrzny świat nam proponuje. Jestem przekonany, iż - jako polski Episkopat - możemy pomóc Kościołowi powszechnemu na jesiennym zgromadzeniu synodu w Rzymie przedstawiając nasze własne propozycje oparte na nauczaniu Kościoła.

Niebawem Ksiądz Arcybiskup obchodzić będzie 50-lecie kapłaństwa. Każdy człowiek ma swych mistrzów. Jakich miał Ksiądz Arcybiskup?

W okresie studiów seminaryjnych był to niewątpliwie ks. prof. Felicjan Kłoniecki, wybitny biblista, wykładowca seminarium duchownego w Gnieźnie. On istotnie wpłynął na drogę mojego przyszłego życia kapłańskiego. (...) Dzięki jego perswazjom zostałem skierowany na studia do Rzymu na Papieski Instytut Biblijny, bezpośrednio po święceniach. Wymógł on to na księdzu Prymasie Wyszyńskim, ponieważ był przekonany, że młody ksiądz, który zasmakuje w radościach duszpasterstwa, nie będzie chętny do dalszego ofiarnego studiowania.

"Przyjdą nowe czasy, które wymagają nowych mocy, a Bóg je da w swoim czasie"

Jednak najważniejszym moim mistrzem, niedoścignionym wzorcem kapłana i pasterza, był kard. Stefan Wyszyński. To on był moim biskupem, przez niego też zostałem wyświęcony. Darzył nas dużym zaufaniem, co dla nas - jako młodych księży - było bardzo ważne. Imponowała mi jego postawa jako duszpasterza a także jego postawa w życiu publicznym: odwaga, jasność i dalekowzroczność wizji. Jego przykład jest trudny do naśladowania w obecnym czasie, gdyż wyzwania przed którymi stoi dzisiaj Kościół są inne. Zresztą on sam przed śmiercią powiedział do najbliższych współpracowników, że „przyjdą nowe czasy, które wymagają nowych świateł, nowych mocy, a Bóg je da w swoim czasie”.

Drugim wielkim autorytetem był dla mnie święty Jan Paweł II. Był przykładem niestrudzoności, miało się wrażenie jakby był „człowiekiem-machiną”, to znaczy kimś, kto nigdy się nie męczy pośród nieskończonych spotkań z ludźmi z całego świata, w swych licznych wizytach duszpasterskich czy podróżach apostolskich. Był to pasterz o imponującej sile ducha, który pełnił swą misję z determinacją, niezależnie od późniejszych słabości fizycznych. Zawsze był gotów na spotkanie z każdym człowiekiem, a nam kapłanom, pokazywał drogę, jak służyć ludziom. Był dla nas przykładem tego, że - odmiennie niż w korporacji, gdzie liczy się skuteczność i użyteczność - ojciec nie przestaje być ojcem mimo upływu lat.

W 1995 r. wydane zostało „Orędzie biskupów polskich o potrzebie dialogu i tolerancji w warunkach budowy demokracji”, którego współautorem był także Ksiądz Arcybiskup. Jakie znaczenie winien mieć dialog dla Kościoła w dzisiejszej Polsce, podzielonej chyba jak nigdy?

- Pamiętam trudności, jakie wystąpiły w gronie członków Konferencji Episkopatu ze sformułowaniem orędzia nt. dialogu. Padały pytania czy tolerancja jest w ogóle kategorią teologiczną, czy nie powinno się raczej mówić o pojęciu miłości w rozumieniu ewangelijnym. Ostatecznie, po długich dyskusjach, dokument został przygotowany i sądzę, że dobrze przysłużył się Kościołowi i społeczeństwu. Na początku była to praca nad „czyszczeniem” pojęć i odkrywaniem ich prawdziwego znaczenia. (...)

Prawdziwy dialog to rozmowa, która pragnie dotrzeć do prawdy

 W orędziu tym apelowaliśmy też o rozwijanie dialogu ze wszystkimi, także z niewierzącymi, podejmując w rozmowie z nimi podstawowe problemy ludzkiego życia. W oparciu o nauczanie Soboru oraz Pawła VI przypominaliśmy, że Kościół jest „gotów do nawiązania rozmowy z wszystkimi ludźmi dobrej woli, niezależnie od tego, czy znajdują się w jego obrębie czy poza nim” („Ecclesiam suam”, 93).

Podkreślić jednak należy, że prawdziwym dialogiem może być nazwana tylko taka rozmowa, która pragnie dotrzeć do prawdy. Wszystko inne jest tylko wymianą zdań czy opinii. W postawie dialogu jesteśmy otwarci na argumenty drugiej strony i przyjmujemy je z szacunkiem, ale celem tej rozmowy musi być ukierunkowanie ku prawdzie. Taki jest najgłębszy sens dialogu. Przypomina o tym wspomniane orędzie biskupów. Czytamy w nim, że „z tego, iż w społeczeństwie istnieje wielość głoszonych prawd, nie wynika bynajmniej konieczność rezygnacji z absolutnej prawdy. Z tego, że różne grupy przyjmują odmienne hierarchie wartości, nie wynika, by wszystkie wartości miały charakter względny”. Słowa te są aktualne, a może jeszcze bardziej aktualne dzisiaj niż przed 30 laty.

Jaka  jest rola Kościoła w życiu publicznym i jak powinny kształtować się jego relacje ze światem polityki?

- Stosunek Kościoła do demokracji jest odniesieniem się do świata w jego teraźniejszej postaci. Trzeba przyjąć pewien „modus vivendi”, zapewniający Kościołowi możliwość nieskrępowanego pełnienia jego misji, który w polskim przypadku najlepiej został opisany w konkordacie z 1993 r. Umowa państwa polskiego ze Stolicą Apostolską zakłada życzliwą współpracę, przy zachowaniu wzajemnej autonomii Państwa i Kościoła. Konkordat daje gwarancje, że żaden z tych podmiotów nie traci własnej tożsamości, ale jednocześnie jest możliwa życzliwa współpraca między nimi, a to dlatego, że człowiek - któremu ma służyć Kościół oraz państwo - jest ostatecznie tym samym człowiekiem. Dzielenie go na „część laicką” i „część religijną” nie ma sensu, gdyż w każdym z nas obecny jest jednocześnie element duchowy i materialny. I one winny ze sobą harmonijnie współpracować.

Stawianie narodu wyżej niż Stwórcy może grozić bałwochwalstwem

Poza tym, mówiąc o relacjach Kościoła z Państwem nie można zapomnieć, że misja Kościoła ma charakter uniwersalny, czyli ponadnarodowy i ponadpolityczny. Nie jest dobrze, gdy tworzą się jakieś Kościoły narodowe, gdyż grozi to zagubieniem powszechności Kościoła i jego uniwersalnej misji, skierowanej do wszystkich. Była już o tym mowa w dokumencie Konferencji Episkopatu pt. „Chrześcijański kształt patriotyzmu” z 2017 r. Kościół zdecydowanie wspiera patriotyzm, będący wyrazem miłości ojczyzny oraz służbę państwu rozumianą jako troskę o budowanie dobra wspólnego, ale krytycznie odnosi się do stawiania narodu wyżej niż Stwórcy, gdyż grozić to może rodzajem bałwochwalstwa.

Kościół nie wiąże się też z żadnym środowiskiem politycznym. Z tego punktu widzenia bardzo ważne jest „Stanowisko” ogłoszone przez Radę Stałą naszego Episkopatu całkiem niedawno, 2 maja br., wydane w obliczu rozwijającej się kampanii wyborczej i zawierające m. in. apel do partii politycznych, aby nie usiłowały instrumentalizować Kościoła.

- Aby ożywiać duchem chrześcijańskim doczesną rzeczywistość świeccy nie mogą rezygnować z udziału w polityce, czyli w różnego rodzaju działalności gospodarczej, społecznej i prawodawczej, która w sposób organiczny służy wzrastaniu wspólnego dobra. Prawo i obowiązek uczestniczenia w polityce dotyczy każdego, kto się do tego nadaje. Formy udziału, płaszczyzny, na jakich on się dokonuje, zadania i odpowiedzialność mogą być bardzo różne i wzajemnie się uzupełniać. Ani oskarżenia o karierowiczostwo, o kult władzy, o egoizm i korupcję - które nierzadko są kierowane pod adresem ludzi wchodzących w skład rządu, parlamentu, klasy panującej czy partii politycznej, ani dość rozpowszechniony pogląd, że polityka może być terenem moralnego zagrożenia - nie usprawiedliwiają nieobecności chrześcijan w sprawach publicznych. Biskup natomiast musi służyć wolności wszystkich, nie pozwalając na utożsamianie wiary z określoną formą polityki. Ewangelia daje prawdy i wartości, ale nie odpowiada na konkretne, indywidualne pytania w polityce i ekonomii.

Z drugiej zaś strony, walka wyborcza przybiera nieraz takie rozmiary, że niektórzy starają się przy tej okazji zinstrumentalizować Kościół. Jeden robi zdjęcie z biskupem, aby w ten sposób powiększyć grono swoich wyborców. Politycy o przeciwnych poglądach, starają się z kolei używać krytyki Kościoła dla umacniania swego elektoratu. I to jest właśnie instrumentalne traktowanie Kościoła.

Tymczasem pozycja Kościoła jest zupełnie inna. Nie może się on wiązać z żadną partią, ani pozwalać partiom na wykorzystywanie kościelnego autorytetu dla swoich partykularnych celów. Nie istnieje coś takiego jak „partia chrześcijańska”, bądź „partia katolicka”. Chrześcijanie mogą być obecni w różnych partiach, a ich misją jest obrona podstawowych wartości, np. życia człowieka a przede wszystkim dawanie świadectwa swoim życiem oraz publiczną działalnością na rzecz dobra wspólnego. Nieustannie powtarzam, że Kościół nie jest po stronie prawicy ani lewicy ani nawet centrum. Kościół jest po stronie Ewangelii, a przynajmniej stara się być. Stanowisko Rady Stałej KEP jest najbardziej miarodajnym głosem, szczególnie potrzebnym na długo przed wyborami.

Źródło: KAI / mł

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Podstawowy dokument Kościoła wyjaśniający czym w istocie jest „synodalność”, niezwykle pomocny w realizacji konsultacji synodalnych, rozpoczętych 17 października we wszystkich diecezjach na świecie, a stanowiących pierwszy etap XVI Zwyczajnego Zgromadzenia Ogólnego Synodu Biskupów.

Autorem dokumentu ...

Skomentuj artykuł

Abp Gądecki: Bez twórczego zaangażowania świeckich Kościół sobie nie poradzi [ROZMOWA]
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.