Dialog - to słowo klucz do odkrycia Kościoła na nowo
Kilka tygodni temu ukazał się w deon.pl interesujący wywiad z abp. Józefem Guzdkiem. Metropolita białostocki mówił w nim m.in.: „Jeżeli słyszysz kazanie i z czymś się nie zgadzasz albo czegoś nie rozumiesz – przyjdź po zakończeniu liturgii do zakrystii. Po co masz przez kolejne dni przeklinać, narzekać, obmawiać księdza czy biskupa. Przyjdź i powiedz, jeśli widzisz, że coś jest nie tak. To będzie uczciwe i zarazem będzie to przejaw troski o Kościół”.
Podobne słowa usłyszałem dwa lata temu od bp. Piotra Jareckiego, gdy wspólnie przygotowaliśmy książkę „Obudzić proroków”, która ukazała się nakładem WAM. Biskup wspomniał rekolekcje, które prowadził w jednej z warszawskich parafii: „(…) po każdej nauce zjawiał się ktoś w zakrystii i pytał, co właściwie miałem na myśli, mówiąc to czy tamto. Niektórzy też się ze mną nie zgadzali, ale częstsze były prośby o wytłumaczenie. (…) ja mocno to przeżywałem. I cieszyłem się z tego, że ludzie są aktywni i chcą dyskutować. Sądzę, że powinniśmy iść tą drogą”.
Dalej zaś ciągnął: (…) ludziom się jednak nie mieści w głowie, że można wchodzić w dialog. Ale powinniśmy to zmienić, bo przecież ten, który głosi, wszystkich rozumów nie pozjadał. I nie tylko przez niego działa Duch Święty, pozostali wierni też przyjęli sakrament chrztu świętego. W takim dialogu możemy się wzajemnie ubogacić (…). Uważam, że to jest naprawdę jedno z największych wyzwań dzisiaj. To jakaś forma synodalności, rodzaj parezji”.
Przywołuję te dwie wypowiedzi, bo doskonale wpisują się one w kontekst trwającego właśnie w Kościele synodu o synodalności (do której odwoływał się zresztą bp Jarecki). Synodu, który na poziomie krajowym - o czym pisało i mówiło już wielu – niespecjalnie porwał tak wiernych, jak i księży i biskupów. Nie udało się zrobić „fermentu”, o którym często wspomina papież Franciszek. Dlaczego? Bo – i tu oddam znów głos bp. Jareckiemu: „(…) my nie potrafimy przyjmować krytyki (…) jest w nas lęk przed krytyką. Czasem traktujemy ją jako sposób na walkę z nami. A przecież nie o walkę chodzi. Inna sprawa, że hierarchowie nie są przyzwyczajeni do tego, by ktoś, nawet biskup, zwracał im uwagę czy podejmował dyskusję, ponieważ uważają siebie za nauczycieli”.
Ten lęk spowodował, że nie otworzyliśmy się na debatę synodalną. Księża i biskupi bali się usłyszeć słowa krytyki, wierni świeccy bali się ją wyrażać m.in. ze strachu przed złym zrozumieniem. Uznaliśmy, że dobrze jest jak jest i nie ma sensu niczego zmieniać. Ale to wyraz braku „troski o Kościół” (vide: wypowiedź abp. Guzdka). Niemniej jakiś proces został w niektórych miejscach zainicjowany. Ziarno zostało rzucone. Efekt nie będzie natychmiastowy, ale za czas jakiś coś może się zmieniać.
Wydaje się zatem, że nie ma co załamywać rąk nad tym, że frekwencja synodalna wielka nie była. Proces bowiem ruszył. Ciekawie to zjawisko opisał swego czasu – blisko dekadę temu – w swojej pierwszej adhortacji apostolskiej „Evangelii gaudium” papież Franciszek. Pisał w tym dokumencie, że często jesteśmy zakładnikami tu i teraz, i oczekujemy natychmiastowych rezultatów. A przecież zmiany są procesem ciągłym. W końcu jak głosi znane wszystkim powiedzenie: „Nie od razu Rzym zbudowano”.
Dialog - to słowo klucz do odkrycia Kościoła na nowo. Nie jako miejsca, które dostarcza usług religijnych, ale wspólnoty. Wspólnoty, w której choć wypełniamy różne zadania, to wszyscy jesteśmy równi. Najwyższy czas byśmy to wreszcie zrozumieli i zaczęli ze sobą rozmawiać. Biskupi z wiernymi, wierni z biskupami i księżmi. Bez lęku i niepotrzebnych strachów. Te trzeba zostawić za drzwiami.
Skomentuj artykuł