Abp Guzdek: Obniżanie wymagań w seminarium to droga donikąd [WYWIAD]

Abp Józef Guzdek. Fot. Flickr / Episkopat News

- Są dwie rzeczywistości na literkę „s”: seminarium i sanatorium. Nie można ich mylić. Zdecydowanie przestrzegam przełożonych w seminarium i wykładowców przed obniżaniem wymagań, bo to jest droga donikąd. Gdy ktoś otrzymuje święcenia kapłańskie, nie staje się „nadczłowiekiem”, nie jest księciem. Opuszczając seminarium, kapłan powinien być świadomy tego, że jeśli nie będzie się rozwijał, to doświadczy regresu. Jeśli nie będzie ciekawy ludzi, ciekawy ich problemów i nie będzie doskonalił różnych wymiarów swojej posługi, może doświadczyć odrzucenia i marginalizacji - mówi abp Józef Guzdek w rozmowie z Martą Łysek.

Jak formować przyszłych kapłanów, by potrafili wnosić Boże spojrzenie w aktualne problemy wierzących Polaków? Jak teraz wygląda formacja w seminariach, a jak mogłaby wyglądać? Co musi się zmienić, by nowi duszpasterze byli gotowi na dzisiejsze wyzwania? O tym w nowym cyklu tekstów rozmawiam z ludźmi, którzy mają wiedzę, doświadczenie, pomysły, konstruktywnie krytyczne spojrzenie - i po prostu kochają Kościół. Dziś zapraszam na rozmowę z metropolitą białostockim abp. Józefem Guzdkiem.

Marta Łysek: W ostatnich kilku latach dość mocno zmieniają nam się warunki formacyjne w seminariach, głównie z powodu malejącej liczby kleryków. Co Ksiądz Arcybiskup myśli o łączeniu seminariów? Jak to wygląda z perspektywy Białegostoku?

Abp Józef Guzdek: - Jeśli chodzi o nasze seminarium, to jeszcze w zeszłym roku było w nim dwudziestu jeden kleryków. Wyświęconych zostało sześciu neoprezbiterów – to bardzo dużo, zatem w seminarium na rok akademicki 2024/25 pozostało ich piętnastu. W tym roku zostało wyświęconych dwóch diakonów, w międzyczasie jeden z alumnów odszedł – zostało więc dwunastu.

Chcę podkreślić, że na pierwszym spotkaniu biskupów, na forum metropolii białostockiej, w styczniu 2022 r. zaproponowałem wspólne seminarium w Białymstoku dla naszej archidiecezji, dla diecezji drohiczyńskiej i łomżyńskiej. Jednak pomysł ten nie zyskał aprobaty. Niedawno ponowiłem tę propozycję, ale nadal pozostaje ona bez odpowiedzi. W pełni rozumiem i szanuję decyzje biskupów - wszak nie bez znaczenia są tu względy historyczne i „geograficzne”: z Drohiczyna bliżej jest do Siedlec, a z Łomży bliżej do Warszawy, więc i ten aspekt musi być rozpatrywany przy ewentualnej decyzji łączenia seminariów.

DEON.PL POLECA

 

 

I co będzie dalej z białostockim seminarium?

- Potrzeba tu rzetelnego namysłu i determinacji, bo zaklinanie rzeczywistości nic nie pomoże. Koniecznym jest czytanie znaków czasu i realiów życia. W zeszłym roku przeprowadziłem bardzo szeroką konsultację nie tylko z księżmi młodszego i starszego pokolenia, ale też z radą duszpasterską, do której należą wierni świeccy. Większość była przekonana, że najlepiej byłoby, gdyby klerycy z naszej archidiecezji dołączyli do seminarium w Warszawie. Niestety, taka propozycja przeniesienia seminarium jest trudna do przyjęcia przez niektórych, zwłaszcza przez najstarszych księży - wszak dla nich własne seminarium jest poniekąd symbolem prestiżu i tożsamości archidiecezji. To stanowisko w pełni rozumiem, jednak jak już wspomniałem, trzeba też uwzględniać obecne realia, trzeba je analizować i wyciągać wnioski. Historia jest nauczycielką życia i ona nam podpowiada, że plany dotyczące przyszłości trzeba robić z dużym wyprzedzeniem. Musimy przewidywać, co nas czeka, bo na to ma wpływ wiele czynników, m.in. kwestia demografii i laicyzacji. Jesteśmy zobowiązani przewidywać możliwe scenariusze, ponieważ kształt życia Kościoła zależy od wielu czynników – w tym także od przemian demograficznych oraz postępującej laicyzacji.

A w perspektywie kolejnych dziesięciu lat jak Ksiądz Arcybiskup to widzi?

- Synodalność to normalność: dlatego w tym duchu konsultuję wszystkie sprawy zarówno z kapłanami, jak i wiernymi świeckimi. Po tych szerokich konsultacjach, po analizach okazało się, że ostatecznie przeważyła opinia, żeby decyzję o przeniesieniu seminarium odłożyć w czasie. W tej sytuacji zdecydowałem, że kolejne trzy lata klerycy będą w Białymstoku. Ale to nie jest decyzja niezmienna: zobaczymy, co będzie w tym roku, ilu się zgłosi, ilu wytrwa. Jeżeli potrzebne będzie inne rozwiązanie, znów synodalnie trzeba będzie podjąć decyzję. Jak to w wojsku mówią: zmienność decyzji świadczy o ciągłości dowodzenia (śmiech). Trzeba decydować zgodnie z rozumem i wiarą, to one podpowiedzą najlepsze rozwiązanie. Fides et ratio! Ani wiary, ani też rozumnych rozwiązań nie może zabraknąć w odniesieniu do przyszłości, nie tylko naszego seminarium, ale ogólnie wszystkich seminariów. Powinni o tym myśleć biskupi, ale także osoby świeckie, bo to jest nasza wspólna odpowiedzialność.

Skąd się bierze spadek powołań, gdy popatrzymy z perspektywy arcybiskupa? Analiz na ten temat można już znaleźć wiele.

DEON.PL POLECA


- Myślę tak: powołanych do małżeństwa, do kapłaństwa i do życia konsekrowanego jest wielu. Pan Bóg nieustannie powołuje. Dylematy rodzą się po stronie człowieka. To jest kwestia naszej odpowiedzialności, męstwa, odwagi, ale i podjęcia jakiegoś ryzyka. Jeżeli opuszcza się dom rodzinny, gdzie był przedsionek nieba, kultura i wzajemna życzliwość, a w perspektywie widzi się ryzyko i trud budowy własnego domu, przyjęcia odpowiedzialności za drugiego człowieka, wielu dzisiaj boi się powiedzieć sakramentalne „tak”. Pojawia się raczej myślenie: spróbujemy żyć bez zobowiązań, zobaczymy…, a to zakłada możliwość rozejścia się. Z powołaniem kapłańskim jest podobnie. Młodzi ludzie obawiają się podjęcia decyzji na całe życie. Taką postawę potwierdzają wydarzenia z czasów, kiedy byłem rektorem krakowskiego seminarium. Jeden z kleryków po kilku latach formacji przyszedł do mnie i powiedział: księże rektorze, gdyby to było na dziesięć lat, to dzisiaj się decyduję, ale na całe życie… Nie wiem, co mam robić, proszę o roczny urlop, muszę to przemyśleć. Po roku wrócił, ale ponownie odszedł mówiąc: nie, na całe życie w kapłaństwie nie decyduję się.

Żyjemy w klimacie tymczasowości. Na pierwszych stronach gazet i w mediach cyfrowych pokazywani są kolejni celebryci, którzy ślubują swoją miłość i wierność drugiej, trzeciej, piątej osobie. Oni są promowani, ale nie ma upowszechniania dobrych przykładów, nie ma promocji wierności, która jest odpowiedzialnością. A przecież mamy bohaterów, swego rodzaju herosów, którzy trwają w małżeństwie, nawet jeśli zdarza się poważna choroba. Tu znowu chciałbym odnieść się do pięknego świadectwa z naszej archidiecezji. Jeden z małżonków od ponad pięćdziesięciu lat opiekuje się chorą żoną, która potrzebuje całodobowej opieki. Gdy sześć lat po ślubie ciężko zachorowała, on jej nie opuścił. Jest wielu ludzi, którzy właściwie rozumieją znaczenie słów: miłość i wierność – to jest odpowiedzialność. Są małżonkowie, którzy realizują zobowiązanie do wierności, na dobre i na złe, aż do ostatniego uderzenia serca. Ale trudno też zaprzeczyć, że – jak to ktoś powiedział – wielu ludzi młodych podobnych jest do płatków śniegu: dotyka kogoś cierpienie, trzeba rozwiązać trudny problem, a oni już znikają, wycofują się. Obecnie wielu ludzi pragnie życia wygodnego, bez żadnych trudności, wysiłku, przeszkody – wszystko trzeba im przygotować, niejako wybudować autostradę do szczęścia. A wiemy doskonale, że życie ma o tyle sens, o ile jest życiem dla drugiego i z drugim, we wspólnocie. Nie brakuje takich postaw także wśród kandydatów na księży i wśród samych księży; jedni się boją, a inni – mimo trudności – odważnie i roztropnie podejmują zadania wynikające z przyjętych święceń i konsekwentnie wypełniają wolę Bożą w swoim życiu.

I stąd się biorą wątpliwości młodych co do powołania?

- Wątpliwości mają nie tylko młodzi. Przykład? Jakiś czas temu otrzymałem list od pewnej matki, mającej syna, który od dawna służy przy ołtarzu. Napisała do mnie, że świetnie się uczy i myśli o wyborze studiów po zdaniu matury. Mama podjęła z nim rozmowę o tym, co dalej. Zaproponowała mu dodatkowe korepetycje, które są ważne, aby zostać przyjętym na wymarzone studia. A syn jej odpowiedział: mamo, sprawdziłem, na studia, na które się wybieram, nie są mi potrzebne te korepetycje. To gdzie się wybierasz? Do seminarium – odpowiedział. W tej sytuacji mama zachowała kamienną twarz, by nie ujawnić emocji, bo jak szczerze wyznała, wcale się nie ucieszyła. Tłumaczyła, że kilkadziesiąt lat temu ta decyzja byłaby powodem do wielkiej dumy rodziców. Ale teraz, gdy patrzy na dzisiejszy Kościół, na nieustanny atak na kapłanów, łączone parafie z powodu malejącej liczby księży, zastanawia się, czy to jest na pewno miejsce dla jej syna. Tłumaczyła, że jej syn ma wiele talentów, które może wykorzystać w służbie Bogu i ludziom nie będąc kapłanem. Ale na koniec dodała: Wiem, że siłuję się o mojego syna z Kimś większym ode mnie, kto ma wobec niego swój plan.

Trudna sytuacja dla matki…

- Odpisałem tej pani, odnosząc się do mojego życia. Gdy byłem w czwartej klasie liceum, w dniu moich urodzin moja mama powiedziała: twoje wyniki świadczą o tym, że pójdziesz na studia. Jako twoja matka mam prawo wiedzieć, gdzie. Tak, mamo, ale tylko ty i nikt więcej, to jest moja sprawa. Powiedziałem jej, że złożę dokumenty i prośbę o przyjęcie do Wyższego Seminarium Duchownego w Krakowie. Mama zachowała to dla siebie, ani rodzeństwo, ani ojciec nie wiedzieli o moich planach. Kiedy już otrzymałem świadectwo maturalne, wsiadłem w autobus i pojechałem do ówczesnego rektora, a był nim ks. Franciszek Macharski, późniejszy metropolita krakowski i kardynał. Rozmawialiśmy niemal godzinę, na koniec wyjaśnił, jak mam dalej postępować. Bardzo cenię moich rodziców i o tym wspominam nawet po wielu latach kapłańskiej posługi, że mnie i mojemu rodzeństwu powiedzieli: w miarę możliwości pomożemy, ale to jest wasze życie. Wybór drogi życia należy do każdego z was. Nie było lęku, nie było euforii, nie było chwalenia się, ale wiem, że wielu rodziców – czasem od kołyski – planuje, by syn był kapłanem. To wszystko, co się dokonuje w Kościele, wszystkie ważne wybory, muszą dokonywać się w wolności. Nie wolno zniszczyć miłości syna ani córki, nie wolno zniszczyć powołania: do kapłaństwa, czy do służby w zgromadzeniu męskim albo żeńskim. Mam nadzieję, że ten mój głos, moje świadectwo, do niej trafiły.

A jak formować tych, którzy się jednak zdecydują? Do seminarium przychodzą teraz zupełnie inni młodzi. Czy jest im potrzebny nowy program formacyjny, dopasowany do nich, bo świat się zmienił, czy powinni formować się w tym, który jest?

- Podstawową zasadą formacji seminaryjnej jest to, że musi ona mieć charakter integralny. Powinna obejmować wszystkie aspekty tożsamości kandydata, tj.: wymiar ludzki, intelektualny, duchowy i pastoralny. Nie dzieje się to w oderwaniu od rzeczywistości, z której przychodzą młodzi i do której zostaną posłani. Istotą powołania jest Boże zaproszenie skierowane do konkretnego człowieka oraz odpowiedź, jakiej on udziela. Autentyczność tego wezwania wymaga rozeznania, zarówno przez kandydata, jak i przez Kościół – reprezentowany przez przełożonych, a są nimi wychowawcy w seminarium.

Obowiązkiem przełożonych jest weryfikacja powołania na każdym etapie formacji seminaryjnej. To odpowiedzialne zadanie, stąd nie mogą oni obniżać stawianych wymagań. Jeśli dojdą do takiego wniosku, że kandydat nie spełnia warunków koniecznych do przyjęcia święceń i powierzenia mu zadań duszpasterskich, wówczas z miłością, ale w prawdzie powinni mu przekazać tę decyzję.

Nawet jak w seminarium jest tylko pięciu czy dziewięciu kleryków?

- Tak! Zdecydowanie przestrzegam przełożonych w seminarium i wykładowców przed obniżaniem wymagań, bo to jest droga donikąd. Pamiętam przed laty mój pobyt we Francji, sobotnia wieczorna Msza święta, a przy ołtarzu franciszkańscy klerycy. Jeden z nich był wcześniej w prowincji paryskiej, ale zmienił miejsce formacji, bo tam było za łatwo i zbyt liberalnie… Także dzisiejsze czasy w sposób szczególny obligują nas do podejmowania naprawdę głębokiej analizy, czy ktoś ma predyspozycje do posługi kapłańskiej, czy ich nie ma.

Są dwie rzeczywistości na literkę „s”: seminarium i sanatorium. Nie można ich mylić. Warto powracać do tradycyjnych wymagań Kościoła wobec alumnów, opisanych potrójnym „s”: sanitas, sanctitas i sapientia (łac. – zdrowie, świętość i mądrość). Naprawdę niezwykle ważną rzeczą jest to, żeby nie równać w dół. Nie wolno obniżać poprzeczki ani też zadowalać się bylejakością. Do seminarium, gdzie są wymagania i wysoki poziom, przyjdą najlepsi.

Już w momencie przyjęcia kandydata do seminarium konieczne są konsultacje z psychologiem, a czasem z psychiatrą. Z wielką ostrożnością podchodzi się do tych, którzy intelektualnie są bardzo słabi. Owszem, zdarza się, że alumn robi duże postępy na drodze naukowej, ale jest także i tak, że po pierwszej czy drugiej sesji trzeba mu podziękować. Zresztą jako prefekt seminarium, a później rektor, najbardziej obawiałem się o alumnów, którzy podejmując formację do kapłaństwa, przywozili już ze sobą wszystkie cztery tomy brewiarza. Zastanawiałem się tylko, kiedy podejmą decyzję o rezygnacji z pobytu w seminarium.

Czyli od przyszłych księży potrzebujemy wysokiego poziomu intelektualnego, nie tylko wiary i pobożności.

- Oczywiście! Jestem pod wrażeniem rekolekcji, które do członków Episkopatu wygłosił ks. prof. Pietras SJ. Odniósł się między innymi do działań podejmowanych przez cesarza Konstantyna Wielkiego, który na mocy edyktu mediolańskiego z 313 r. zapewnił chrześcijanom swobodę kultu, kończąc tym samym okres prześladowań. Okazuje się, że cesarz – sprytnie, dla własnych celów – wykorzystał administrację kościelną w sytuacji, kiedy wielkie imperium znalazło się w kryzysie. Nie wyrażał zgody, aby udzielać święceń bogatym obywatelom cesarstwa, bo byliby niezależni – święcono biednych, bo można było ich finansować i w ten sposób uzależniać od władzy. Nie wolno było też udzielać święceń tym, którzy są najzdolniejsi – tacy powinni służyć cesarstwu, a nie wspólnocie wyznawców Chrystusa. Czy to była przysługa dla Kościoła? Wręcz przeciwnie! Kościół nie potrzebuje przywilejów, ale wolności. W XXI wieku ludzie jeszcze bardziej mają prawo oczekiwać, że w Kościele wraz z modlitwą, udzielaniem sakramentów, będzie im towarzyszyć posługa myślenia, która ujawnia się przede wszystkim w głoszonym słowie – w homiliach, na katechezie, w posłudze różnym wspólnotom parafialnym.

Czyli klerycy muszą mieć formację intelektualną na wysokim poziomie, żeby byli zdolni do posługi myślenia. Co jeszcze?

- Bardzo istotna jest formacja ludzka. Po pierwsze, gdy ktoś otrzymuje święcenia kapłańskie, nie staje się „nadczłowiekiem”. Nie jest księciem, ale jest „jednym z” – to powiedział św. Augustyn, co zresztą przypomniał ostatnio papież Leon XIV: „z wami jestem chrześcijaninem”. W Kościele wszyscy są równi. Każdy świecki ma swoje charyzmaty, a ja jako ksiądz też mam swoje i jestem powołany, by sprawować Eucharystię, by udzielać rozgrzeszenia, być przewodnikiem duchowym.

Z uwagą przeczytałem artykuł pani redaktor o tym, że ksiądz powinien posiadać zdolność słuchania. Ileż można się dowiedzieć i zmienić, gdy siądziemy i posłuchamy człowieka... Tak się wszystko zaczyna! Ale jeśli ksiądz nie ma tej zdolności, nie ma szacunku i cierpliwości, by słuchać, to jest źle. Konfesjonał – to szczególne miejsce, w którym się słucha. Jeżeli spowiednik nie ma cierpliwości, przerywa wyznanie, to rodzą się z tego dramaty, gdyż penitent nie został wysłuchany. Podobnie jest w kancelarii parafialnej, gdzie ludzie przychodzący chcą spotkać życzliwego człowieka i zarazem duszpasterza, a nie zimnego i rygorystycznego urzędnika. Zatem jeszcze raz powtarzam, formacja intelektualna jest ważna, ale domaga się formacji ludzkiej.

Kleryków uczy się, że mają wykładać, nauczać trochę jak nauczyciele akademiccy. Może to kwestia tego, że gdy zostają księżmi, jest problem ze słuchaniem, bo dają wykład, ale nie potrafią się otworzyć właśnie na słuchanie?

- Ogromna odpowiedzialność spoczywa na tych, którzy prowadzą formację. Kluczowe jest to, czy w jej trakcie podejmowane są naprawdę istotne problemy i wyzwania. Pamiętam, że będąc jeszcze młodym kapłanem, zostałem poproszony o wygłoszenie konferencji dla przełożonych sióstr zakonnych. Była to moja pierwsza konferencja w takim gronie – i jak się okazało – również ostatnia...

Dlaczego?

- Ponieważ podjąłem temat nadużywania argumentu posłuszeństwa religijnego w życiu wspólnot zakonnych. Tłumaczyłem, że najpierw należy sięgać po argumenty rozumowe, wyjaśniać, rozmawiać, przekonywać… Nie od razu sięgać po argumenty teologiczne z wysokiej półki. Najpierw trzeba być człowiekiem, a do tego zaś potrzebne są relacje. W tym obszarze można bardzo dużo zrobić, jeśli się chce. W seminarium bardzo sobie ceniłem to, że choć nie byłem ojcem duchownym, to jednak klerycy mieli do mnie wielkie zaufanie. Grywałem z nimi w piłkę i to było niesamowite, że potrafili do mnie przyjść i w zaufaniu porozmawiać, nawet jak były to dylematy typu: księże prefekcie, a ja to chyba nie powinienem być księdzem.

Było zaufanie, bo była relacja?

- Tak - zaufanie to relacja. Relacje są bardzo ważne w seminarium, ale równie bardzo ważne w życiu kapłańskim. Zabiegam o to cały czas. Do mnie może przyjść każdy ksiądz i każda osoba świecka. Poza niewielkimi wyjątkami codziennie jestem w kurii, mam czas dla każdego. Wiem, że nie jestem powołany tylko do celebrowania kolejnych uroczystości. Celebry są ważne, ale spotkanie z człowiekiem jest równie ważne, a może i najważniejsze, wszak od niego wszystko się zaczyna.

Czego jeszcze trzeba koniecznie uczyć kleryków w seminarium?

- Prostych rzeczy: żeby umiał posprzątać, przygotować sobie posiłek, bo już teraz, a zwłaszcza w przyszłości, trudno będzie o gospodynię na plebanii. Przyznam, że oburzają mnie mity, że nam, biskupom, inni wszystko piorą, sprzątają... Mam pralko-suszarkę, odkurzacz… i sam z nich regularnie korzystam. Straszną rzeczą jest niezaradność młodych ludzi, często z powodu nadopiekuńczości mam, które wszystko za nich robiły.

Dlatego nieprzypadkowo powtarzam, że klerykom przydałby się choćby rok służby wojskowej – by nabrali dyscypliny, zrozumieli, czym jest rozkaz, a także doświadczyli trudu, potu i kurzu poligonu. Naprawdę potrzeba dziś męskiego wychowania. W wielu rodzinach to matka jest głównym wychowawcą, szkoły również są w dużej mierze sfeminizowane, a ojciec – z różnych powodów – często bywa nieobecny. Jeśli młody mężczyzna nie ma przed sobą męskiego wzorca, może to rodzić rozmaite trudności, także na drodze powołania.

Czyli do seminarium zakaz wstępu matkom, które chciałyby dalej wyręczać syna w prozaicznych czynnościach - jak pranie?

- Pewnych rzeczy się nie nakaże ani nie zakaże. Trzeba najpierw alumnom wytłumaczyć: człowieku, naucz się tego, a będziesz niezależny. Mając pewne umiejętności, poradzisz sobie w życiu w każdej sytuacji. Warto także w czasie spotkań uwrażliwiać na ten problem rodziców, by ich dzieci nie dołączyły do pokolenia, które załamuje się już w czasie pierwszych trudności.

A jak formować przyszłych księży do celibatu?

- Celibat nie jest celem kapłaństwa, ale i nie jest pomyłką. Oczywiście, niektórzy opowiadają w tym miejscu żartobliwą anegdotę o zakonnym skrybie, który popełnił błąd przy przepisywaniu ksiąg i z zapisu: „będziesz żył w celi, bracie” powstało: „będziesz żył w celibacie”.

Dlatego po pierwsze w seminarium powinni być także wykładowcy świeccy. Po drugie – kleryków nie można izolować od świata i trzymać pod kloszem, bo gdy wychodzą z seminarium, nie mogą być – że tak powiem – zdziwieni, że świat jest męsko-żeński. Myślę, że trzeba ukazywać najgłębsze motywacje celibatu tj.: biblijne, duchowe, religijne, ale trzeba też pokazać inne argumenty, mianowicie, dlaczego w Kościele katolickim jest tak, a nie inaczej. Trzeba też ukazywać historię, jak rozwijała się dyscyplina celibatu w Kościele katolickim, także w Kościele prawosławnym, oraz jak ta sprawa wygląda we wspólnotach ewangelików. Nie może zabraknąć argumentów, jakie problemy mógłby rodzić brak celibatu, zwłaszcza w realizacji powołania misjonarza czy kapelana służb mundurowych.

Trzeba zauważyć, że kapłan żonaty może napotkać trudności w realizacji powierzonych mu zadań duszpasterskich – zwłaszcza wtedy, gdy wiążą się one z koniecznością zmiany miejsca posługi. Wyobraźmy sobie sytuację: ksiądz prawosławny pełni funkcję kapelana wojskowego i otrzymuje polecenie biskupa, by udać się do garnizonu na drugim krańcu Polski. Tymczasem jego żona sprzeciwia się decyzji: Nie zgadzam się. Mam tutaj pracę, dzieci chodzą do szkoły, nie możemy się przenieść. W takich przypadkach pojawia się realne napięcie między powołaniem kapłańskim, a obowiązkami wobec rodziny.

Nie powinniśmy również ulegać mitom, jakoby zniesienie celibatu automatycznie przyniosło wzrost liczby powołań i zapełniło kościoły. Wystarczy spojrzeć na sytuację w krajach Europy Zachodniej, gdzie w Kościołach reformowanych istnieje możliwość zawierania związków małżeńskich przez duchownych – a mimo to nie obserwuje się tam wyraźnego ożywienia życia religijnego ani zwiększonego napływu kandydatów do posługi duszpasterskiej.

Celibat to nie tylko bezżeństwo, ale i wezwanie do życia w czystości. Dlatego we współczesnym świecie decyzja o celibacie nie jest łatwa. Niejednokrotnie treści prezentowane w social mediach są powodem strasznej „demolki” w sercach i umysłach, szczególnie ludzi młodych. Relacja kobiety i mężczyzny często sprowadzana jest tylko do wymiaru erotycznego. Jakby chciano nam wmówić, że ten wymiar nie potrzebuje relacji osobowych czy poszanowania godności człowieka. Takie podejście to efekt kultury tymczasowości, życia opartego jedynie na przyjemności, ale bez odpowiedzialności. W takim środowisku księża muszą być bardzo mocni, dlatego tak ważna jest sfera czystości, oparta na żywej relacji z Bogiem, umacnianej zwłaszcza przez modlitwę oraz częste korzystanie z sakramentalnej spowiedzi.

A co z indywidualizmem? Coraz mocniej widać, że są czasy, w których na front wychodzi dążenie najpierw do własnego rozwoju, do własnego szczęścia. Jak jest z tym w kapłaństwie?

- Indywidualizm sam w sobie nie jest czymś złym – o ile rozwija się w służbie wspólnocie. Staje się jednak niebezpieczny wtedy, gdy przekształca się w egoizm, czyli postawę miłowania samego siebie ponad wszystko. A przecież chrześcijański porządek miłości uczy nas, by kochać Boga, siebie i bliźniego – we właściwej kolejności i harmonii. Zdarza się, niestety, że niektórzy księża organizują duszpasterstwo według własnej wizji, zamiast kierować się Bożym planem i rzeczywistymi potrzebami wiernych. W takich sytuacjach trzeba umieć szczerze i odpowiedzialnie powiedzieć: Posłuchaj, to jest Msza Święta z udziałem rodzin, z dziećmi. Czy rozumiesz, że nie musi ona trwać półtorej godziny? Dzieci po prostu tego nie wytrzymają.

I jaka jest reakcja?

- Nie każdy kapłan to rozumie – niestety, zdarzają się tacy, którzy zamiast skupiać się na Chrystusie, mimowolnie zaczynają „celebrować siebie”. Dobrym rozwiązaniem byłoby, aby dany ksiądz odprawiał Mszę św. i głosił homilię zawsze o tej samej porze. Wówczas wierni sami „zagłosują nogami” – a on zobaczy i zrozumie, że nie tędy droga. Zresztą nie jest nowością, że ludzie często wybierają świątynię, gdzie można trafić na Mszę św., która jest modlitwą, a homilie są dobrze przygotowane. Dzisiaj wybiera się konkret. To nieprawda, że ludzie kazań nie słuchają. Powiem więcej, nie tylko słuchają, ale i szukają dobrych kaznodziejów.

Czy to kapłańskie celebrowanie siebie nie wynika z nawyku klerykalizmu, który można wynieść z seminarium, a potem nie jest skorygowany w formacji kapłańskiej? Tak, jak Ksiądz Arcybiskup mówił wcześniej: ksiądz nie jest nadczłowiekiem, ale jednak tak się trochę czuje i w związku z tym jest mu wszystko jedno, czy ci ludzie będą pół godziny dłużej, czy pół godziny krócej, bo i tak muszą to znieść.

- Bardzo dobrym lekarstwem dla tego, kto mówi kazanie pół godziny, a nawet dłużej, byłoby zalecenie, aby on sam na stojąco słuchał takiej półgodzinnej albo i godzinnej wypowiedzi. Są i tacy, którzy mówią: coś tam powiem na kazaniu, a Duch Święty mi pomoże. Tylko gdzie w tym wszystkim szacunek dla wiernych? W Księdze Ezechiela Pan mówi do proroka: „Synu człowieczy, zjedz ten zwój, który ci daję, i idź, przemawiaj do domu Izraela". W ten sposób Bóg nakazuje Ezechielowi przyswoić sobie Jego słowo, aby mógł je głosić Izraelitom. Jeżeli kapłan nie uzupełnia tego „duchowego paliwa”, to czym może się dzielić, co może przekazać wiernym? Z próżnego i Salomon nie naleje.

Dlatego w posłudze duszpasterskiej bardzo ważna jest najpierw formacja w seminarium, a potem permanentna formacja kapłańska. Przez kilka lat prowadziłem w krakowskiej archidiecezji formację stałą kapłanów. Bardzo mi zależało na tym, żeby to nie była tylko sama teoria oderwana od życia, ale próba odpowiedzi na rzeczywiste problemy księży. Organizując spotkania formacyjne, często zapraszałem również osoby świeckie – dzieliły się one swoim doświadczeniem spowiedzi i mówiły, czego oczekują od kapłanów. Inni goście podpowiadali, jak poprawnie głosić homilie czy jak występować w mediach. Trzeba pamiętać, iż brak rozwoju prowadzi do regresu. Jeśli kapłan nie będzie regularnie głosił homilii – nigdy nie stanie się dobrym kaznodzieją, bo przecież to ćwiczenie czyni mistrza. Jeśli nie będzie ciekawy ludzi, ciekawy ich problemów i nie będzie doskonalił różnych wymiarów swojej posługi, może doświadczyć odrzucenia i marginalizacji.

Z seminarium wychodzi człowiek wstępnie przygotowany do kapłaństwa, ale to nie jest, jak się czasem uważa, „gotowy produkt”. Co na pewno powinien umieć młody ksiądz po święceniach?

- Kapłaństwo jest w pewnym sensie podobne do małżeństwa: tak jak zawarcie sakramentalnego związku małżeńskiego nie jest zakończeniem, lecz początkiem wspólnej drogi, tak również święcenia kapłańskie otwierają nowy etap w życiu – etap realizacji Bożego powołania. Każdy z nas musi mieć świadomość, że nieustannie jesteśmy wezwani do rozwoju. Potrzebujemy pogłębiać naszą więź z Chrystusem – przez regularną spowiedź, z wiarą sprawowaną Eucharystię, modlitwę osobistą, codzienne odmawianie brewiarza oraz lekturę Pisma Świętego.

Niezwykle ważna jest troska o permanentny rozwój, podobnie jak o to zabiegają lekarze, artyści i przedstawiciele innych zawodów. Także kapłan o swój rozwój powinien zabiegać przez całe życie. Oczywiście, fundamentem jest ciągła formacja ludzka, która warunkuje jakość relacji z wiernymi. Ważny jest także czas, jaki kapłan poświęca na spotkania z ludźmi, nie okazując pośpiechu czy zniecierpliwienia.

Ktoś trafnie powiedział, że kapłan ma być jak Hostia; wzięty, pobłogosławiony, połamany i rozdany. Świadomość takiego utożsamienia z Jezusem pozwala księdzu doświadczyć radości w codziennej służbie, chroni przed pokusą narzekania. Każdym dobrem, sukcesem, owocem pracy duszpasterskiej warto dzielić się w gronie kapłańskim – to umacnia nas, napełnia radością i sprawia, że z nowym zapałem odkrywamy piękno misji powierzonej nam przez Jezusa, Dobrego Pasterza. A w kapłaństwie chodzi o to, żeby była radość, żeby z radością szukać dróg do człowieka.

Przeczytaj poprzednie rozmowy w cyklu:

1. Rozmowa z ks. Michałem Oleksowiczem: Ojciec duchowny o formacji kleryków: Proponuję to, co sam przeżyłem. Inaczej bym grał

2. Rozmowa z ks. Tomaszem Metelicą: Seminarium nie może uczyć, że ksiądz musi sobie radzić ze wszystkim sam. Rektor nowego seminarium o formacji

3. Rozmowa z ks. prof. Robertem Woźniakiem: Ks. Robert Woźniak: Klerycy powinni być przy parafii. Możemy wiele zyskać w lustigerowym modelu seminarium

Marta Łysek - dziennikarka i teolog, pisarka i blogerka. Twórczyni Maluczko - bloga ze Słowem, współautorka "Notesów duchowych", pomagających wejść w żywą relację z Ewangelią. Sporadycznie wykłada dziennikarstwo. Debiutowała w 2014 roku powieścią sensacyjną "Na uwięzi", a wśród jej książek jest też wydany w 2022 roku podlaski kryminał  "Ciało i krew". Na swoim Instagramie pomaga piszącym rozwijać warsztat. Tworzy autorski newsletter na kryzys - "Plasterki". Prywatnie żona i matka. Odpoczywa, chodząc po górach, robiąc zdjęcia i słuchając ciszy.  

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Abp Guzdek: Obniżanie wymagań w seminarium to droga donikąd [WYWIAD]
Komentarze (29)
SP
~Sufit Podwieszany
10 lipca 2025, 17:13
Poziom intelektualny mojego wikarego którego na szczęście po ośmiu latach przenoszą na proboszcza jest na poziomie 12 latka. Jak nie ma napisane na kartce to nic nie powie a i z kartki ledwo duka …
MK
~Marian Kiepski
11 lipca 2025, 18:36
A na kartce zapewne wydruk z ChatGPT.
WW
~Wojciech Wawrzecki
12 lipca 2025, 12:04
Już kiedyś zamieszczałeś ten sam komentarz. Chyba powinieneś się popisywać Czat GPT. albo BOT
HZ
~Henryk z Lublina
12 lipca 2025, 12:06
Zostaniesz sam w parafii, bo przecież biskup nie ma nowych wikarych. Możesz sobie głosić kazania - jakie tylko sobie wymarzysz, spowiadać, katechizować, prowadzić nabożeństwa, być na spotkaniach grup parafian, zachęcać ministrantów - gratulacje - wszystko jest twoje. Baw się dobrze.
DF
Dawid fordoński
13 lipca 2025, 13:03
Przepraszam to komentarz do Leon Hedwig
DF
Dawid fordoński
10 lipca 2025, 11:34
Dlaczego w Polsce ma istnieć instytucja której członkowie krzywdzą innych i nie ponoszą konsekwencji? Bo jest Bóg? Bo są ludzie którzy chcą żeby była? A ofiary instytucji co o tym myślą?
TL
~Tomasz Lasocki
10 lipca 2025, 14:34
Ma pan na myśli policję czy Straż Więzienną ?
DF
Dawid fordoński
10 lipca 2025, 14:59
Kościół, policję i straż więzienna, a Pan co o tym sądzi?
DF
Dawid fordoński
10 lipca 2025, 15:01
Akurat z Sercanami staram się współpracować - oni tworzą Kościół taki jaki powinien być - Pan chyba nie
KJ
~Kamil Jakimś
11 lipca 2025, 23:21
Dlatego najlepszym rozwiązaniem jest nie dawać na tacę i robić wszystko by religia zniknęła ze szkoły.
LH
~Leon Hedwig
12 lipca 2025, 12:09
Albo żeby zbanować po IP Kamila Jakimsia - bo się ewidentnie źle czuje tutaj między wierzącymi
DF
Dawid fordoński
13 lipca 2025, 13:02
Przyjrzy się Pan swoim rodzicom, ewentualnie dziadkom, bo podejrzewam po Pana wpisie że były tam tendencję do manipulacji członkami rodziny
OS
~Ob. Serwator
9 lipca 2025, 23:50
Tak się złożyło, że miałem okazję obserwować i ocenić kapłaństwo wielu księży. I powiem jedno: seminarium nawet w 5-ciu procentach nie jest w stanie uformować przyszłego księdza do wymaganego poziomu. To, jaki on będzie jako ksiądz - wynosi się z domu rodzinnego i dziedziczy w genach. Genów nie oszukasz. Można je zmienić - ale to praca nad sobą i to przez pokolenia. Jeżeli przodkowie przyszłego księdza byli pazerni i chciwi - to i on taki będzie. Jeżeli byli pyszałkami - i on tę spuściznę odziedziczy. Jeżeli będzie dobrym aktorem - uda mu się dość dobrze swoje wady maskować przed otoczeniem. Ale jeżeli jego rodzina żyła Bogiem - taki ksiądz i wiernych będzie do Niego prowadził tak jak trzeba. Ale biskupem raczej nie zostanie!
DF
Dawid fordoński
10 lipca 2025, 13:24
Bez przesady, kilka albo kilkanaście lat ciężkiej i uczciwej pracy nad sobą wystarcza o wyrwanie się z schematów domu rodzinnego. Chyba że następuje jakiś cud to wtedy szybciej
0S
~0b. Serwator
10 lipca 2025, 15:32
A nie słyszałeś, że kontusz leży dobrze dopiero w piątym pokoleniu? A schamieć jest nader łatwo i wystarczy krótki czas. Czego nader liczne przykłady mamy w polskiej polityce...
DF
Dawid fordoński
10 lipca 2025, 16:36
To zbyt duże uproszczenie, to świadczy też o Tobie, że nie podjąłeś pracy nad sobą - bo nie widzisz efektów , albo podjąłeś ale jeszcze nie przyszły
ST
~Smu tas
10 lipca 2025, 17:09
Sam widzisz jak się wyłożyłeś: najłatwiej osadzić kogoś innego...
DF
Dawid fordoński
11 lipca 2025, 18:03
No jeśli twierdzisz że kilka pokoleń potrzeba na zmianę zachowania i osobowosci to znaczy że sam żadnej przemiany nie doświadczyłeś - gdybyś miał doświadczenie że praca nad sobą Cię przemieniła - to byś twierdził że jest to możliwe. Nie osądzam, po prostu sam to o sobie napisałeś. Jakby spoko - każdy robi ze swoim życiem co chce, staram się szanować każdego człowieka o ile sił mi na to wystarcza i cierpliwości, nikt też nie jest idealny - ja też
KK
~karol karol
9 lipca 2025, 12:34
"kapłan ma być jak Hostia; wzięty, pobłogosławiony, połamany i rozdany" - który mamy rok? 1607? Spójrzcie na własnych proboszczów lub kolesi od lekcji religii i pomyślcie, że mieliby być "jak Hostia" xd.
LH
~Leon Hedwig
10 lipca 2025, 14:36
odezwał się znany antyklerykał. wiem że tobie przeszkadza każdy ksiądz, nawet Karol Wojtyła budzi twoją niechęć. Więc może obracaj się w swoim gronie, tych co wybrali szeroką, prostą i wygodną drogę. I chwal takich samych jak ty
KS
~Karol Stefan
9 lipca 2025, 11:06
Jeden z nielicznych biskupów w KEP, który realnie potrafi ocenić rzeczywistość i nie unika trudnych dla Kościoła spraw.
KS
~Ka Sia
9 lipca 2025, 11:01
Bardzo ciekawy wywiad
JA
Jan Antoni
9 lipca 2025, 02:05
Kolejny, bardzo dobry wywiad pani Marty Łysek. Uzupełnia niedawną rozmowę z PT ks. Robertem Woźniakiem. Inna rzecz, ze Pani Redaktor świetnie dobiera rozmówców. Abp Józef Guzdek zwracał na siebie uwagę już w czasach kierowania duszpasterstwem wojskowym. Dziękuję (jako świecki ) za przedstawione spostrzeżenia.
KJ
~Kamil Jakimś
8 lipca 2025, 17:58
Dokładnie bo już nie ma co obniżać. Seminarium dziś to podstawówka. Poziom duchowieństwa to dramat.
KK
~karol karol
10 lipca 2025, 08:49
"Kandydaci na księży w Polsce głosują głównie na PiS i Konfederację, wielu z nich uważa, że skala nadużyć seksualnych w Kościele jest wyolbrzymiana, a najczęstszym z ich uzależnień okazuje się pornografia - wynika z badań przeprowadzonych przez ks. Krzysztofa Pawlinę, rektora Papieskiego Wydziału Teologicznego w Warszawie (2020)"
KB
~Karin Boffke
10 lipca 2025, 19:37
A skąd wiesz? Byłeś tam?
MK
~Marian Kiepski
10 lipca 2025, 21:22
Od księdza Dziekana w górę (aż do Biskupa włącznie) głosują na ekipę Tuska.
LH
~Leon Hedwig
11 lipca 2025, 11:36
Kamil, popracuj nad swoim poziomem. Pod względem merytorycznym, stylistycznym i wnoszącym coś w toczone tu dyskusje - twoje wypowiedzi budzą po prostu zażenowanie i zdziwienie że tacy ludzie w obecnych czasach rozwoju, racjonalizmu i niezależnego myślenia się jeszcze gdzieś uchowali.
KJ
~Kamil Jakimś
11 lipca 2025, 23:24
Dobrze że coraz mniej powołań i puste ławki w kościołach. Właśnie mamy wolne młode pokolenie czego pan Leon nie ogarnia. No cóż tu już żaden lekarz nie pomoże. Dużo zdrówka panie Leon.