Bp Damian Muskus: W Kościele zadawane są Jezusowi najcięższe rany
- Jeśli łódź Kościoła rzeczywiście nabiera wody, to dlatego, że ci, którzy w niej przebywają, ulegają złudzeniu, że to oni są panami łodzi, nie Jezus - mówił bp Damian Muskus OFM podczas nabożeństwa pojednania na Przeprośnej Górce w Olsztynie pod Częstochową. Modlili się tam pątnicy z archidiecezji krakowskiej.
Krakowski biskup pomocniczy przywołał obraz burzy na jeziorze i podkreślał, że rozczarowanie, lęk, zwątpienie, to bardzo trudny moment wiary, ale nieuchronny i konieczny, jeśli mamy od wiary opartej na emocjach przejść drogę do wiary dojrzałej. - Wiara dojrzała rodzi się nie w chwilach entuzjazmu, ale w poczuciu opuszczenia i smutku - mówił.
- Chcę wam powiedzieć: to dobrze, że zadajecie sobie trudne pytania o swoją wiarę, o Kościół, który powinien być wspólnotą żyjącą na co dzień Ewangelią, a często tego po prostu nie widać. To normalne, że boli nas zło, że boli nas grzech. To dobrze, że niepokoi nas postawa tych, którzy zamiast dokonać dogłębnego oczyszczenia Kościoła, stosują jedynie zabiegi kosmetyczne - podkreślał bp Muskus, przywołując słowa papieża Franciszka w Lizbonie: "zamiast pytań, które ranią, wolimy łatwe odpowiedzi, które znieczulają". - Boimy się trudnych pytań, bo nas ranią, ale znieczulenie nie leczy, odwraca tylko uwagę od pola operacyjnego. Wygoda, ochrona wizerunku czy zachowanie pozorów moralnej doskonałości, nie leczą choroby, ale ją maskują. Tam, gdzie jest odwaga zadawania trudnych pytań, tam jest szansa na uleczenie i życie w całej pełni - przekonywał.
Kościół jest "jednocześnie mój i nie mój, nasz i nie nasz"
- Wspaniałym paradoksem Kościoła jest to, że jest jednocześnie mój i nie mój, nasz i nie nasz. Jest mój, bo do niego należę, jestem jego częścią. Jest nasz, bo każdy z nas jest w tej wspólnocie ważny. Każdy jest odpowiedzialny za jej kształt i wiarygodność w oczach świata. Ale nie jest mój, bo należy do Chrystusa - tłumaczył, cytując papieża Benedykta XVI, który przed odejściem na emeryturę wyznawał: "Wiedziałem jednak zawsze, że w tej łodzi jest Pan, i wiedziałem zawsze, że łódź Kościoła nie jest moja, nie jest nasza, lecz Jego".
Biskup przywołał hasło tegorocznej pielgrzymki „Wierzę w Kościół Chrystusowy” i podkreślił, że to Jezus jest Panem Kościoła i to Jemu zadawane jest cierpienie, gdy „członkowie wspólnoty tłumią w sobie głos sumienia, gdy krzywdzą, gdy ponad Ewangelię stawiają ludzką reputację”.
- Nieprawdą są powtarzane w przestrzeni publicznej hasła, że w dzisiejszym Kościele nie ma Chrystusa. Nie dajcie sobie wmówić, że taka jest prawda. Ona jest diametralnie inna. Chrystus jest w tym Kościele, nie opuścił go. A gdy widzi zło w swoim Kościele, cierpi w nim - mówił.
- On cierpi z tymi, którzy się gorszą i odchodzą, i z tymi, którzy płaczą z powodu bezdusznego traktowania, raniących słów i przestępczych czynów - wyliczał duchowny.
- Cierpi, gdy nie dostrzegamy Go w przybyszach, osobach doświadczających bezdomności, uzależnionych, szukających szczęścia na ślepo, zrozpaczonych. Cierpi, gdy Jego miłość sprzedawana jest na targach polityki, zamieniana na srebrniki poklasku, kariery i bogactwa, samouwielbienia i pychy - dodał.
Mylenie wiary z religijnością
W tym kontekście mówił również o faryzejskiej obłudzie i myleniu wiary z religijną dominacją.
- Czy Chrystus w swoim Kościele nie cierpi, gdy Jego uczniowie dzielą się, gdy wyrzucają sobie wzajemnie brak miłości do Niego i tracą Go przy tym z oczu? O czym świadczą spory, które wybuchły podczas Światowych Dni Młodzieży w Lizbonie? Na czym skupiło uwagę wielu wierzących? Na słowach Franciszka? Na żywiołowym świadectwie wiary młodych ludzi? Na ich lękach i radościach, troskach i nadziejach? Nie. Najważniejszy stał się wygląd ołtarza i fakt udzielania Komunii Świętej przez nadzwyczajnych szafarzy. Czy te spory przysłużyły się ewangelizacji, czy też narobiły tylko niepotrzebnego zamieszania? Na ile ich zgiełk zagłuszał działanie Ducha, który mówił do nas przez świadectwo młodego Kościoła i świadectwo Piotra? - pytał.
- To wszystko dzieje się w Kościele. To w Kościele zadawane są najcięższe rany Jezusowi. Jeśli łódź Kościoła rzeczywiście nabiera wody, to dlatego, że ci, którzy w niej przebywają, zapomnieli, kto jest jej Sternikiem i po swojemu usiłują rozprawić się z niebezpieczeństwami, skupiając na nich wyłączną uwagę, podsycając lęki i ulegając złudzeniu, że to oni są panami łodzi, nie Jezus - podkreślał bp Muskus.
Jego zdaniem, grzechem przeciwko Kościołowi jest dzisiaj próba uniknięcia w nim gruntownego rachunku sumienia i lęk przed stanięciem w prawdzie, która "nie zamyka, ale otwiera drogę do odzyskania wiarygodności".
Cytował Jana Pawła II: "W obliczu ateizmu, obojętności religijnej, laicyzacji, relatywizmu etycznego, łamania prawa do życia, niewrażliwości na ubóstwo wielu krajów, musimy zadawać sobie pytanie, w jakiej mierze i my ponosimy odpowiedzialność". - Jak często ono dziś pada wśród pytań, które zadajemy Kościołowi, sobie, Chrystusowi? W jakiej mierze i my ponosimy odpowiedzialność za przeżywane w Kościele trudności, za odchodzących, za rozczarowanych, za skrzywdzonych, za tych, którzy nie widzą w Kościele ewangelicznego życia? - pytał.
Przyznał, że rachunek sumienia i otwarte przyznanie się do win wymaga pokory i odwagi. - Ale właśnie takie momenty są zapowiedzią nowego życia, niosą nadzieję nowego początku - przekonywał i przywołał papieża Franciszka, który mówił do portugalskich studentów: "Podejmijmy ryzyko myślenia, że nie jesteśmy w agonii, lecz w chwili narodzin; nie u kresu, lecz na początku wielkiego spektaklu".
Jak przypomniał, papież wzywał do zamiany lęków w marzenia. - Chodzi o marzenia o przyszłości czystej, ewangelicznej, Chrystusowej. Chodzi o Kościół, który będzie przekonującym głosem nadziei dla świata, a nie niewiarygodnym nauczycielem, który jest dobry w teorii, "mocny w gębie". Chodzi o Kościół Chrystusa, a nie o ludzką konstrukcję, w której o Nim się zapomina - podkreślał bp Muskus.
Źródło: KAI / pk
Skomentuj artykuł