Antidotum na samotność to bycie z ludźmi na głębokim poziomie
Dlaczego często jesteśmy tak bardzo samotni? Co dzieje się, że nie potrafimy znaleźć przyjaciół i sami nie jesteśmy nimi dla innych? Co w naszym życiu jest tak bardzo nie tak jak powinno, że nie potrafimy tworzyć głębokich przyjaźni i mimo tego, że wokół nas może znajdować się bardzo wiele osób, tak naprawdę jesteśmy głęboko osamotnieni?
Instytut Pokolenia przeprowadził badania, z których wynika, że koło 55% mężczyzn w Polsce odczuwa dotkliwą samotność. Choć raport początkowo może wydawać się zaskakujący, to gdy przyjrzymy się bliżej naszej codzienności, przestanie już tak bardzo szokować…
Kilka dni temu zadano mi pytanie: co zrobić, by moje skrzydła, przetrącone w dzieciństwie, znów się zagoiły? Co zrobić, by trudne dzieciństwo nie zabierało mi pełni życia w teraźniejszości? Pierwsze, co przyszło mi na myśl to relacje. Dobre, głębokie, życiodajne, zdrowe relacje. No właśnie - i tu zaczynają się schody…
Z dużym sentymentem wspominam czas studiów i przyjaźni, które zawiązały się w tamtym czasie i trwają do dziś, mimo upływu lat. Te, które przetrwały mają mocny fundament, oparty na wspólnych wartościach. Wspominam ten czas z wielką wdzięcznością, bo gdy trafiłam do duszpasterstwa akademickiego, nie tylko moja duchowość przeszła diametralne zmiany. Przeszła ją także moja poharatana życiem psychika, a głównym czynnikiem, który przyniósł wewnętrzną wolność, były głębokie relacje z ludźmi. Czasem mawia się prześmiewczo, że duszpasterstwa akademickie to taki zbitek ludzkich nieszczęść, że trafiają do nich ludzie z deficytami miłości. Czy wszyscy? Pewnie nie. Patrząc jednak na moje doświadczenia i tych, którzy byli obok mnie, jest w tym ziarno prawdy.
Czas studiów i późniejsze relacje z małej pyskatej Madzi, która musiała być mocna w gębie, bo w środku wszystko wołało o zauważenie i miłość, przemieniły mnie w kobietę, która jest bardzo świadoma swoich uczuć, potrzeb i wartości. Dziś nie potrzebuję mieć racji, bo mam relacje. Nie zawsze musi być mnie widać i czasem po prostu wolę stanąć z boku i uśmiechać się do ludzi. Dziś wiem, gdzie szukać wsparcia, gdy coś się w życiu sypie i jak samemu nim być dla tych, którzy są obok. I choć nie zawsze mi to wychodzi, widzę przepaść między mną 20 lat temu i dziś. Dzięki doświadczeniu bycia nie tylko wśród ludzi, ale i z ludźmi, na bardzo głębokim poziomie.
Dlaczego często jesteśmy tak bardzo samotni? Co dzieje się, że nie potrafimy znaleźć przyjaciół i sami nie jesteśmy nimi dla innych? Co w naszym życiu jest tak bardzo nie tak jak powinno, że nie potrafimy tworzyć głębokich przyjaźni i mimo tego, że wokół nas może znajdować się bardzo wiele osób, tak naprawdę jesteśmy głęboko osamotnieni?
Żyjemy w świecie fast. Wszystko szybko, bezkontaktowo, online. Dziś już kilkulatki mają ogromny problem z tym by spędzać wspólny czas bez tabletu czy smartfona. Przykład jednak płynie z góry, czyż nie? Czy potrafisz zostawić w domu telefon i wyjść do znajomych albo na zwykły spacer po parku, nie myśląc przy okazji o tym, że fajne zdjęcie na Instagrama można by tu strzelić? Czy twój telefon nie stał się przypadkiem przedłużeniem twojej ręki i nie czujesz już potrzeby rozmowy z mężem, dziećmi, znajomymi? Jeśli tak, nie dziw się, że czujesz się samotny.
Każdy z nas potrzebuje relacji. Jedni bardziej, drudzy mniej. Jednak wszyscy tak samo pragniemy czyjejś obecności, akceptacji, zauważania. Wszystkie te potrzeby są dobre, a zaspokojone w odpowiedni sposób potrafią zmienić kamienne serce w takie, które tętni życiem, spełnieniem i daje się innym.
Co dziś możesz zrobić, by ta teoria, choć niby oczywista, stała się rzeczywistością? Może wyłącz telefon i zapukaj do sąsiadki albo zatrzymaj się w osiedlowym sklepie i porozmawiaj chwilę z ekspedientką. Może odwiedź dawno niewidzianą znajomą, albo zapytaj koleżankę z biurka obok jak się czuje, czym żyje. I wysłuchaj odpowiedzi, nie wtrącając co chwilę komentarzy. Tak naprawdę kiedy dajemy siebie innym – swój czas, uwagę, troskę – sami dostajemy wiele. To jest trudne, bo włącza się pokusa, że to ja muszę być w centrum, ja mam problemy, o których świat powinien wiedzieć, by głaskać mnie po głowie. Czy aby na pewno i zawsze? Będąc dla innych, zmieniamy też siebie. I choć w każdej relacji i przyjmowaniu czyichś trosk należy stawiać mądre granice, warto przyjrzeć się relacjom, które tworzymy – czy chcę być w nich też dawcą czy tylko biorcą? A może jest na odwrót? Żaden z tych scenariuszy nie jest życiodajny, bo relacja to obopólne dawanie i branie. Uczmy się je tworzyć, każdego dnia na nowo. Potrzebujemy ich bardziej, niż nam się na co dzień wydaje. Spróbujesz?
Skomentuj artykuł