Atakują prymasa i inicjatywy wpierające skrzywdzonych, a sami nie robią nic

Atakują prymasa i inicjatywy wpierające skrzywdzonych, a sami nie robią nic
© fot. Mazur/episkopat.pl

Najbardziej zaskakujące w całej tej krytyce i dezawuowaniu działań abp. Wojciecha Polaka, Fundacji św. Józefa czy inicjatywy „Zranieni w Kościele” jest to, że krytyka pochodzi ze środowisk, które dla ochrony małoletnich nie zrobiły dotąd nic.

Krytykanctwo to jedna z cech, które odróżniają Polaków od innych narodów. Włocha można rozpoznać np. po tym, że nieustannie będzie rozmawiał o piłce nożnej. Polaka po tym, że zazwyczaj będzie krytykował. Kiedy zapytać Włocha co u niego słychać prawie zawsze odpowie, że dobrze lub bardzo dobrze. Rzadko zdarza się, że powie: cosi così (jako tako). Ale gdy o to samo zapytać Polaka zazwyczaj machając ręką odpowie: źle, słabo, daj spokój, itp. Krytykanctwo i nieustanne narzekanie to takie nasze sporty narodowe.

Bardzo dobrze widać to przy okazji trwającej debaty na temat seksualnego molestowania nieletnich przez niektóre osoby duchowne. Jednym z istotnych jej wątków jest pomoc finansowa czy rzeczowa dla osób skrzywdzonych. Nie mówimy o zadośćuczynieniu czy odszkodowaniu lecz właśnie o pomocy w podjęciu terapii psychologicznej, jej opłaceniu. Pomocy prawnej czy edukacyjnej. W wielkich bólach zrodził się pomysł powołania przez Konferencję Episkopatu Polski fundacji, której zadaniem byłaby z jednej strony właśnie tego typu pomoc, z drugiej wsparcie inicjatyw skierowanych do poranionych, z trzeciej zaś finansowanie szkoleń prewencyjnych. Fundację św. Józefa udało się powołać.

DEON.PL POLECA

Ale już na etapie koncepcyjnym pomysł spotykał się z krytyką. Pytano po co właściwie taka fundacja, dlaczego abp Wojciech Polak wybrał takich, a nie innych współpracowników na dodatek z tzw. środowiska Kościoła otwartego. Nikt nie zauważył, albo zauważyć nie chciał, że trudno byłoby stworzyć jakiś projekt otaczając się ludźmi z ulicy, że każdy projekt w początkowej fazie opiera się na ludziach sprawdzonych przez pomysłodawcę. Niby proste, a jednak.

Potem była długa dyskusja o pieniądzach. Stanęło na tym, że diecezje utworzą fundusz założycielski a ich składka będzie uzależniona od liczby księży i biskupów inkardynowanych do danej diecezji. Kilku znanych publicystów w sutannach pytało publicznie dlaczego wszyscy księża mają płacić za grzechy nielicznych. Mówiono o odpowiedzialności zbiorowej, piętnowaniu wszystkich księży. O solidarności z pokrzywdzonymi, która winna być jedną z najistotniejszych cech wspólnoty chrześcijańskiej nikt nie mówił. Podobnie jak nikt nie śmiał zapytać o to skąd księża biorą pieniądze. A przecież utrzymują się z ofiar pochodzących od wiernych...

Fundacja ostatecznie powstała. Ostatnio opłaciła m.in. druk i wysyłkę do wszystkich parafii w Polsce plakatów inicjatywy „Zranieni w Kościele”. I rozpętała się awantura. Środowiska bliskie Radiu Maryja nie pozostawiły na tej akcji suchej nitki. Rozmaite „autorytety” przekonywały i przekonują wciąż, że to szukanie na siłę ofiar pedofilii i robienie z każdego księdza dewianta. Atmosferę wokół Fundacji podgrzał jeszcze swoim listem bp Edward Janiak. Zaczął wyciągać, że powołano ją wbrew woli innych biskupów, że za Martą Titaniec, która stoi na jej czele ciągną się niewyjaśnione sprawy z czasów kiedy pracowała w Caritas Polska. List biskupa kaliskiego przemilczę choć wywołał kolejne pytania u tych, którzy sensu w działaniach takiej fundacji nie widzą. Ostatnio spotkałem się z takimi: dlaczego nie powołano jej wcześniej, co ta fundacja właściwie do tej pory zrobiła, bo zapowiedzi były szumne, a efekty jak na razie są mizerne. I znów trudno krytykantom przyjąć argument, że do powołania fundacji trzeba było dojrzeć (nie wszyscy biskupi co pokazuje list bpa Janiaka dojrzeli), że każdy nowy twór potrzebuje nieco czasu na to, by się rozpędzić. I nikt nie bierze pod uwagę tego, że działającej od 1 stycznia fundacji de facto nie udało się rozkręcić przez pandemię koronawirusa.

Ale skrytykować zawsze można. Wrócić do starych pytań, wątpliwości, posiać trochę zamętu. A cóż fundacja? Działa po cichu i bez rozgłosu. Na tyle na ile może. Ktoś słyszał o poranionych, do których nikt nie chce się przyznać? Wydaje się to dziwne. Lecz są takie osoby skrzywdzone przed laty, sprawca ich krzywdy nie żyje (zmarł jeszcze przed reformą struktur administracyjnych Kościoła w Polsce), one potrzebują dziś pomocy psychologa i... nikt się nie chce do nich przyznać. Co to znaczy? Dziś terapię psychologiczną dla osoby pokrzywdzonej opłaca diecezja, w której pracował sprawca. Ale w wyniku reformy administracyjnej w Kościele niektóre duże diecezje zostały podzielone na mniejsze np. z terytorium Archidiecezji Warszawskiej wydzielono diecezje łowicką i warszawsko-praską. Z jednej jednostki powstały trzy. Gdzie pojawia się problem? Teoretycznie terapię osoby skrzywdzonej przed reformą powinna finansować archidiecezja – sprawca był do niej przypisany. Dobrze, ale dzieci krzywdził np. w Łowiczu i tam też zmarł – to już terytorium obecnej diecezji łowickiej. Do kogo ma pójść pokrzywdzony? Łowicz rozłoży ręce i powie, że przed marcem 1992 nie istniał, Warszawa stwierdzi, że trudno jej byłoby płacić za kogoś kto pracował w Łowiczu i koło się zamknie. Na marginesie tylko dodam, że diecezja kaliska (bodaj najsłynniejsza obecnie w Polsce) została w wyniku reformy sklejona z kawałków wykrojonych aż sześciu diecezjom. Problem pozornie niewielki, dotyczy pewnie małego procenta pokrzywdzonych, ale istnieje. I takie właśnie problemy ma rozwiązywać fundacja. Brać na siebie pomoc dla tzw. bezdomnych pokrzywdzonych. I z tego co wiem, to właśnie to robi.

Najbardziej zaskakujące w całej tej krytyce i dezawuowaniu działań abp. Wojciecha Polaka, Fundacji św. Józefa czy inicjatywy „Zranieni w Kościele” jest to, że krytyka pochodzi ze środowisk, które dla ochrony małoletnich nie zrobiły dotąd nic. Nie wyszły z żadnym pomysłem, nie zaproponowały powołana innej fundacji, na innych zasadach, nie stworzyły telefonu zaufania. Nic. Siedzą tylko w tzw. loży szyderców i krytykują. Gdyby ta krytyka była konkretna, uzasadniona, poparta argumentami – to można byłoby ją traktować jako krytykę wynikającą z troski. Tymczasem mamy do czynienia z krytyką, która jest po to, by być. Niczego nie wnosi, robi zamęt i po prostu jest. Takich doradców nikomu nie potrzeba. A dziś w sytuacji, gdy jeden z biskupów zasiał wokół fundacji zamęt, potrzebuje ona wsparcia z zewnątrz. Jej likwidacja byłaby wielką porażką dla Kościoła w Polsce i ogromną stratą dla pokrzywdzonych.

Jest dziennikarzem, kierownikiem działu krajowego "Rzeczpospolitej". Absolwent kursu „Komunikacja instytucjonalna Kościoła: zarządzanie, relacje i strategia cyfrowa” na papieskim Uniwersytecie Santa Croce w Rzymie. W wydawnictwie WAM wydał: "Nie mam nic do stracenia - biografia abp. Józefa Michalika" oraz "Wanda Półtawska - biografia z charakterem"

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.
Tomasz Krzyżak

Mało jest w Polsce osób, które wzbudzają tak skrajne opinie. Ona jednak wydaje się tym zupełnie nie przejmować. Taki ma charakter, podobno niełatwy.

Ponad 60 lat temu jako młoda kobieta, była więźniarka obozu w Ravensbrück,...

Skomentuj artykuł

Atakują prymasa i inicjatywy wpierające skrzywdzonych, a sami nie robią nic
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.