Chrześcijaństwo jest nie tylko religią cudów i łask
Przeraża mnie takie chrześcijaństwo, którego reprezentanci na różnych forach chwalą się, ile to osób zostało uzdrowionych podczas specjalnie organizowanych przez nich nabożeństw, a jednocześnie reagują agresją, a nawet nienawiścią i próbą zastraszanie wobec stawianych im konkretnych pytań, mających na celu zweryfikowanie tych wszystkich cudownych rewelacji.
Ks. Andrzej Draguła, komentując w jednej ze swoich książek dzisiejszą Ewangelię, wspomina, jak skarżyła mu się kiedyś pewna kobieta należąca do jakiejś grupy modlitewnej, że w trakcie jej choroby grupa niejednokrotnie ją odwiedzała z modlitwą o uzdrowienie, zapominając jednocześnie, by zwyczajnie zapytać, czy ma co jeść. „Ale kto by tam się martwił o chleb czy ziemniaki, gdy w grę wchodzi cud o uzdrowienie?” – pyta retorycznie i nieco ironicznie Ksiądz Profesor.
Musicie przyznać, że intrygujący jest finał dzisiejszej Ewangelii: „Przykazał im też z naciskiem, żeby nikt o tym się nie dowiedział, i polecił, aby jej dano jeść” (Mk 5, 43). Jezus każe nakarmić wskrzeszoną dziewczynkę. Po prostu. Skoro Ewangeliści odnotowali ten – w naszym mniemaniu – niewiele znaczący szczegół, to znaczy, że musi być on ważny.
Wiem, że kolejny raz narażę się członkom rozmaitych grup charyzmatycznych i pentekostalnych, gdy stwierdzę, że chrześcijaństwo jest nie tylko religią cudów i łask, ale także (a może przede wszystkim?) religią troski codziennej, przez którą wyraża się w bardzo podstawowy sposób miłość bliźniego. Ważna zatem jest nasza troska nie tylko o uzdrowienie danej osoby, ale także (a może przede wszystkim?) o to, by zwyczajnie miała co włożyć do przysłowiowego garnka.
Przeraża mnie takie chrześcijaństwo, którego reprezentanci na różnych forach chwalą się, ile to osób zostało uzdrowionych podczas specjalnie organizowanych przez nich nabożeństw, a jednocześnie reagują agresją, a nawet nienawiścią i próbą zastraszanie wobec stawianych im konkretnych pytań, mających na celu zweryfikowanie tych wszystkich cudownych rewelacji. Bardzo często trudno mi dostrzec miłość bliźniego u tych, którzy tak chętnie nakładają ręce i obiecują uzdrowienie.
Tym, co nas weryfikuje jako uczniów Chrystusa, nie jest ekstatyczność modlitewnych doznań i ilość rzekomo uzdrowionych, ale stosunek do drugiego człowieka. „Jezus przypomina – pisze ks. Draguła – że chrześcijańskie obowiązki są bardzo podstawowe i zaczynają się od nakarmienia tych, którym burczy w brzuchu”. Dlatego nie wierzę tym, którzy ochoczo dają łatwe recepty na rozwiązanie trudnych problemów i udzielają odpowiedzi na pytania, co do których wiemy, że przynajmniej do momentu naszej śmierci, pozostaną tajemnicą, pozostaną bez odpowiedzi. Podziwiam za to tych, którzy przez swoje decyzje, poprzez ciężko zapracowane pieniądze, poświęcony czas i siły stają po stronie skrzywdzonych, pielęgnują chorych, trzymają za rękę umierających.
Jeszcze bardziej podziwiam ludzi, którzy mimo lat zmagania z chorobą, mimo doznanych niegodziwości, straty ukochanych potrafią promieniować ciepłem i optymizmem, którego często trudno się doszukać u osób mających urodę, zdrowie i pieniądze. Zachwyca mnie każdy człowiek, który niesie ciężar swego krzyża i nie skarży się na los ani nie epatuje swoim cierpieniem, ale wierzy w Miłość i stara się swoim ubóstwem ubogacać bliźnich. Solidaryzuję się z buntem przeciwko niesprawiedliwości cierpienia i śmierci wyrażonym poprzez świadectwo wiary i miłości. Pozostaję natomiast nieufny wobec tych wszystkich, którzy obiecują hurtowe uzdrowienia na zawołanie.
Tym, co nas weryfikuje jako uczniów Chrystusa, nie jest ekstatyczność modlitewnych doznań i ilość rzekomo uzdrowionych, ale stosunek do drugiego człowieka.
Może czasem zrodzić się w Tobie wątpliwość, czy takie postawy i zaangażowanie cokolwiek znaczą, skoro i tak są skazane na przegraną. Jakie znaczenie mogło mieć dotknięcie z wiarą płaszcza Jezusa? Po co Jair trudził Nauczyciela? Nawet jeśli kobieta cierpiąca na krwotok czy przełożony synagogi i jego córka doznali łaski Boga, to i tak już dawno nie ma ich między żyjącymi. I jakie znaczenie mają tamte cuda wobec śmierci kogoś kochanego albo czyjejś nieuleczalnej choroby? Mogę Ci wyznać, że wierzę, iż każda niezgoda na absurd cierpienia i śmierci, wyrażona w gestach i słowach, jest jak ziarno nieśmiertelności, które obumiera w doczesności, by przynieść plon tam, gdzie sprawiedliwość zostanie przywrócona. Nie bój się, wierz tylko!
Skomentuj artykuł