Co z tą jednością?
Podobno coraz więcej między nami podziałów, a coraz mniej jedności. Jeśli rzeczywiście chcemy się zjednoczyć, powinniśmy pokonać pewne przeszkody. Jeśli zrobimy to wspólnie, bez wzajemnej nienawiści osiągniemy historyczny sukces. To my mamy moc zmieniania siebie.
- Niepokoi nas fragmentaryzacja społeczeństwa, do czego przyczyniają się nieustanne spory partyjne. Często w tych sporach nie chodzi o dobro wspólne, o szukanie najlepszych rozwiązań dla dobra narodu, ale są one przejawem wręcz alergicznej niechęci do myślących inaczej - mówił w minioną niedzielę na Wawelu kardynał Stanisław Dziwisz. W tym jednym zdaniu kardynał użył wyjątkowych słów i fraz. Zaliczyłbym do nich: "fragmentaryzacja", "spory", "dobro wspólne", "alergiczna niechęć do myślących inaczej". Mimo, że przeważają tu słowa o negatywnej konotacji, to można odnieść wrażenie, że obrazują one dążenie do... jedności. Kardynał pokazuje, jak jest i dlaczego są między Polakami podziały. Receptą na wspomnianą przez hierarchę "fragmentaryzację" jest z pewnością "jedność", o której kardynał mówił w kolejnym zdaniu.
Pewnie gdyby to zdanie napisał anonimowy internauta, choćby na forum DEON.PL, mógłby zostać przez pozostałych posądzony o... wprowadzanie podziałów. Funkcjonuje bowiem jakaś pokrętna logika, która każe przypuszczać, że ten, kto mówi o podziałach, tak naprawdę je tworzy. Gdy słyszymy, "zgoda buduje", zapala się nam czerwona lampka. Gdy ktoś nawołuje do jedności, pewnie chce ugrać jakiś polityczny kapitał.
Ta "jedność" to nie jest prosta sprawa. Wpadliśmy w jej pułapkę. Można ją zakwalifikować do tysięcy innych słów, które na przestrzeni ostatnich kilku lat, albo przestały do nas przemawiać, albo naturalnie zmieniły swoje znaczenie. Tak stało się również m.in. ze wspomnianą przez kardynała Dziwisza podczas niedzielnej homilii "władzą", która zdaniem hierarchy przestała być służbą, a stała się celem samym w sobie. O każdym z tych słów-kluczy można napisać oddzielny tekst.
Jest trochę tak, że przy każdej nadarzającej się okazji, autorytety nawołują do "jedności". Pojawiają się inicjatywy, która walczą o jedność. Często mówimy o podziałach. Skoro wszyscy je widzimy, to dlaczego nie potrafimy ich zażegnać? Dlaczego nie chcemy jedności?
Po pierwsze to słowo trochę trzeszczy w uszach. Można odnieść wrażenie, że jest nadęte, patetyczne, wyrażone z wysokości ambony. Rzadko jest używane, nikt w tramwaju nie mówi przecież: "pasażerowie drodzy, umiłowani w duchu podróży, my przecie jedno, ustępujmy sobie miejsca". To słowo jest ciężkie. Ciężko mu przejść przez nasze usta i ciężko mu dotrzeć do naszych uszu. Filolog powiedziałby, że to archaizm. Słowo, które wyszło z użycia, przestarzałe, dawne.
Po drugie, nie znamy jego znaczenia. Wpisałem "jedność" w Wikipedię:
Jedność - w filozofii wewnętrzna niesprzeczność, niepodzielność, koherencja bytu,
Jedność - w matematyce inna nazwa elementu odwracalnego mnożenia w pierścieniu, dzielnik jedynki,
Jedność Kościoła - cecha Kościoła,
Jedność - wydawnictwo,
Jedność - łotewskie ugrupowanie polityczne.
Nasz rodowód - sierpień "80 JEDNOŚĆ - tygodnik NSZZ Solidarność Pomorza zachodniego wydawany od 1980".
Tyle o jedności mówi Internet. Każde z tych pojęć można rozwijać (mnie najbardziej podoba się to matematyczne, choć wiem, że nie na temat).
Jedność może kojarzyć się ze wspólnotą. Nam chodzi o jedność między ludźmi. I tu pojawia się po trzecie. Bo chyba boimy się siebie. Jesteśmy ostrożni, gdy ktoś mówi: "poszukajmy jedności". Tu chodzi jednak nie tylko o samo słowo, ale również o jego autora. Bo przecież jedność zmusza nas do wejścia w interakcją z drugim człowiekiem. Przestaje mieć znaczenie to, co się mówi, zaczyna mieć znaczenie przede wszystkim to, kto mówi. Jeśli ten, kto nawołuje do jedności, nie jest z mojego środowiska, to może się okazać, że chodzi mu o coś innego. Że tak naprawdę, nie zależy mu na prawdziwej jedności.
Po czwarte, popełniamy dużo błędów, które nie prowadzą nas do jedności. Trochę niepotrzebnie siebie wykluczamy, jesteśmy przekonani, że budowanie jedności musi odbywać się tylko na naszych zasadach. Nie potrafimy odnajdować takich płaszczyzn, na których moglibyśmy się dogadywać. Mądrze o tych wadach mówił kiedyś redemptorysta ojciec Tadeusz Rydzyk. - Nie hodować nawet najmniejszego wężyka, bo on tak urośnie, że kiedyś nas udusi. Te węże, to nasze wady, które nas dzielą i wtedy nie ma jedności między nami, nie ma jednego ducha i jednego serca wszystkich wierzących (katecheza wygłoszona na antenie Radia Maryja 22 stycznia 2001 roku).
Skomentuj artykuł