Czego dowiadujemy się ze zgłoszeń osób pokrzywdzonych?
Polscy biskupi unikają powołania niezależnej komisji do spraw zbadania skali wykorzystywania seksualnego małoletnich, ale od kilku lat zbierają w diecezjach oraz zakonach dane statystyczne.
Pierwszy raport, obejmujący okres od lat od 1990 r. do połowy 2018 r., opublikowano w marcu 2019 r. W tym czasie do kurii biskupich oraz zakonnych zgłoszono 379 przypadków, które obejmowały łącznie 661 skrzywdzonych osób (najstarsza zgłoszona krzywda miała miejsce w 1950 r.).
Kolejny raport (od połowy 2018 r. do końca 2020 r.) pojawił się w czerwcu ub. roku. W tym czasie było takich zgłoszeń 368 - to konkretne osoby skrzywdzone jako małoletnie przez księdza bądź zakonnika (sprawców było 292). Zgłoszenia dotyczyły czynów z lat 1958-2020.
Teraz zaś upubliczniono dane dotyczące wyłącznie roku 2021. W tym czasie do struktur kościelnych zgłosiło się 155 pokrzywdzonych osób – z tych spraw 81 wciąż jest badanych, w 45 przypadkach zarzuty się potwierdziły, 29 odrzucono jako niewiarygodne. Z raportu wynika też, że w ubiegłym roku nie było miesiąca, w którym do kościelnych struktur nie zgłosiłaby się jakaś pokrzywdzona osoba.
W 51 przypadkach krzywda trwała do roku, w 58 od roku do dwóch, w 18 – od 6 do 9 lat, a w sześciu przypadkach 10 lat i więcej. Blisko trzy czwarte czynów dotyczyło czynów popełnionych w okresie 1955-2018 (114), ale niemal co piąty (30) zdarzył się w ostatnich trzech latach.
Zarzuty dotyczą łącznie 139 księży i zakonników - wobec 12 z nich zgłoszono więcej niż jeden zarzut (10 dotyczyły dwa zgłoszenia, dwóch po cztery).
Zgłoszenia pochodziły najczęściej od osób pokrzywdzonych (70), które zgłosiły się same lub przez pełnomocnika. W 18 przypadkach zgłoszeń dokonały osoby bliskie, o czterech przypadkach wykorzystania dowiedziano się z przekazów medialnych, a w jednym zgłoszenia dokonał organ państwowy. Oprócz tego osoby duchowne dokonały 36 zgłoszeń (w 24 przypadkach źródłem zawiadomienia był duchowny lub zakonnik z tej samej diecezji lub zgromadzenia).
Analizując te dane warto zwrócić uwagę na dwie kwestie. Po pierwsze liczba osób, które zgłaszają krzywdę nie maleje – utrzymuje się mniej więcej na tym samym poziomie od połowy roku 2019. Oznaczać to może tyle, że ciągle jesteśmy w Polsce na etapie wzbierającej fali – zwłaszcza, że duża część zgłoszeń dotyczy odległej przeszłości. Oznaczać to może przełamanie się osób pokrzywdzonych, a także odzyskanie przez nich zaufania do Kościoła jako instytucji, która może sprawę wyjaśnić.
Po drugie warto zauważyć, że w 36 przypadkach zgłoszenia pochodziły od duchownych – w dużej części pracujących w tej samej diecezji co oskarżany. Mamy tu zatem do czynienia z pewną zmianą dotyczącą mentalności środowiska duchownych. Następuje zerwanie z fałszywie rozumianą solidarnością korporacyjną. Księża nie odwracają oczu od krzywdy, nie chronią sprawcy lecz w polu ich widzenia znajduje się osoba pokrzywdzona, i jak się wydaje dobro Kościoła jako wspólnoty, i jako instytucji. To bardzo ważne, bo do tej pory bardziej troszczono się o zewnętrzne postrzeganie instytucji.
Co istotne, dane KEP pokazują rzeczywistą, realną liczbę zgłoszonych biskupom przypadków. Ze wszystkich trzech raportów wynika, że na przestrzeni 71 lat (pierwszy przypadek krzywdy w roku 1950, najświeższy w 2021 r.) 810 księży i zakonników skrzywdziło co najmniej 1234 osoby. Nie ma wątpliwości, że to tylko niewielka część – bo wiele osób wciąż nie może się przełamać i dokonać zgłoszenia – niemniej jest to już całkiem solidna baza do bardziej szczegółowych analiz, prowadzenia kolejnych badań i wyciągania wniosków na przyszłość. A do tego przydałoby się powołanie niezależnej od episkopatu komisji.
Skomentuj artykuł