Czy papież sprofanował bazylikę w Bolonii?
Wybór jest następujący: albo zapraszamy biedaków na obiad do kościoła, albo prędzej czy później ten kościół będzie sprzedany na restaurację i będą tam jeść tacy, których stać na luksusowe jedzenie.
Albo kościół będzie miejscem życia, albo śmierci. Jeżeli jakieś miejsce umiera, to nadaje się na sprzedanie, by mogło jakoś inaczej "ożywić się".
Eucharystia musi dawać życie. Inaczej będzie tylko elementem muzealnej ekspozycji. Pewnie dlatego arcybiskup Bolonii zaprosił ubogich i papieża Franciszka na wspólny obiad do swojej katedry.
Podniosły się głosy protestu mówiące o profanacji. Ucztować w kościele?!
Nieczystość rytualną wg tradycji biblijnej (i nie tylko) zaciąga się m.in. na skutek kontaktu ze "śmiercią", np. dotykając zmarłych. To nie życie profanuje bazylikę, nie zmaganie z nim (nawet przez cierpienie, niesienie krzyża i śmierć na nim). Profanuje poddanie się śmierci, jej zwycięstwo, rezygnacja z nadziei.
Gdy widzimy restaurację w budynku (po)kościelnym, czujemy niesmak. I słusznie. Gdy biedacy zasiadają w kościele do jednego stołu ze swoimi pasterzami, powinniśmy czuć to samo? Ktoś powie, że co innego nakarmić głodnego, dać zupę na "furcie klasztornej" czy na Plantach, a co innego zastawiać stoły w świątyni. To prawda. To co innego. I warto dostrzec tę różnicę.
Ale oba te działania czerpią z tradycji Kościoła.
Pamiętamy faryzeuszy gorszących się tym, że Jezus zasiada do jednego stołu z grzesznikami. Nie gorszyli się tym, że dawał im jałmużnę, ale tym, że razem z nimi ucztował! I do tego jeszcze ta Ostatnia Wieczerza.
Św. Jan Chryzostom, Ojciec Kościoła, pisał: «Chcesz oddawać cześć Ciału Chrystusa? Nie zaniedbuj Go, gdy jest nagie. Nie oddawaj Mu czci tutaj w świątyni, ubierając Je w jedwab, gdy tam na zewnątrz musi cierpieć zimno i nagość. Ten, który powiedział: "To jest moje Ciało", to ten sam, który powiedział: "Widzieliście Mnie głodnym i nie nakarmiliście Mnie", i "To, co zrobiliście najmniejszemu z moich braci, to Mnie zrobiliście"... Co z tego, że stół eucharystyczny będzie przepełniony złotymi kielichami, kiedy On umiera z głodu? Zacznij karmić Jego głodnego, a potem tym, co pozostanie, możesz oddawać Mu cześć na ołtarzu».
Jan Chryzostom napisał jeszcze: «W kościołach istniał wspaniały zwyczaj, że wierni przybywali i wysłuchawszy Słowa Bożego, uczestniczyli wszyscy w modlitwach rytualnych, a następnie w świętych misteriach. Na koniec zgromadzenia, zamiast szybko wracać do domu, bogaci, którzy zajmowali się dostarczeniem wszelkich dóbr, zapraszali biednych i wszyscy zasiadali do tego samego stołu, zastawionego w tym samym kościele i wszyscy bez różnicy jedli i pili te same potrawy. W ten sposób widać, jak wspólny stół, świętość miejsca, miłość braterska, którą można było wszędzie dostrzec, stawały się dla każdego źródłem niewyczerpanej radości i cnoty».
Grzegorz Wielki, biskup Rzymu, w trudnych czasach IV wieku otwierał drzwi Kościoła, aby nakarmić zgłodniałych. Nawet koło jego rezydencji pośrodku małego kościoła usytuowano marmurowy stół, gdzie on sam, papież, posługiwał każdego dnia dwunastu biednym.
Również bazylika św. Piotra widziała podobne obiady. W V wieku na przykład nawrócony senator rzymski wydał w niej obiad, który zgromadził wielki tłum żebraków.
W samej Bolonii kandydat na ołtarze ks. Marella w latach pięćdziesiątych i sześćdziesiątych XX w. podczas Mszy świętych "odwracał" składkę, tzn. zamiast zbierać, rozdawał (ubogim). Potem w kościele jadł razem z nimi taki śniadanio-obiad i w ten sposób kontynuował braterską agapę.
Te przykłady, mam nadzieję, nie tylko pokazują ciągłość tradycji Kościoła, ale także podkreślają różnicę między wydawaniem posiłków a wspólnym ucztowaniem w kościele. Zasiąść do wspólnego stołu z "marginesem społecznym", tak jak Jezus, to nie to samo, co dawać jałmużnę czy organizować akcje charytatywne. Życie to nie tylko chleb i ubranie, to także ludzkie relacje. Wie to każdy, kto nie tylko podał kawałek chleba zgłodniałemu, ale też zamienił z nim słowo.
Chodzi o wspólnotę, bez której nie ma Ciała Chrystusa. A jak nie ma Ciała Chrystusa, to po co nam kościoły i ołtarze? Wtedy niejako naturalne byłoby ich desakralizowanie i zamienianie np. w restauracje...
I jeszcze jedno. Pojawiły się głosy, że profanacja w katedrze w Bolonii nastąpiła na skutek postawienia w niej kilku toi toi. Uspokajam. Stały na zewnątrz.
Jacek Siepsiak SJ - dyrektor naczelny Wydawnictwa WAM i redaktor naczelny kwartalnika "Życie Duchowe"
Skomentuj artykuł