Dobrze, że jest kryzys

(fot. Jaleel Akbash / Unsplash)

W ostatnich tygodniach przez polski Kościół przetoczyła się dyskusja na temat kryzysu powołań. Nieco wcześniej pojawiły się badania jasno wskazujące, że to właśnie w Polsce następuje największy spadek liczby wiernych w grupie młodych. Oba te zjawiska są efektem głębszego procesu, jakim jest zeświecczenie polskiego społeczeństwa.

Pytanie o kryzys powołań to czubek góry lodowej, zaś na pytanie o to, czy mamy kryzys Kościoła, jest trywialnie prosta odpowiedź - tak, mamy. Czy jest się czego bać? Wręcz przeciwnie, to bardzo dobra okazja na to, by zbliżyć Kościół do ludzi, a ludzi do Kościoła. Kryzys to pojęcie, które oznacza przełom czy przesilenie, a one wymagają zwrotu. Dzięki Bogu mamy do tego doskonałe narzędzia, wystarczy, że zerkniemy poza czubek własnego nosa i przestaniemy myśleć o Kościele europocentrycznie. Europa skoncentrowana na rzymsko-greckich korzeniach ma problem z nawiązaniem dialogu już nawet nie z przedstawicielami innych religii, ale z samą sobą. Mówił o tym papież Franciszek w Parlamencie Europejskim, pisze Victor Codina SJ w doskonałej diagnostycznie książce "Kościół wykluczonych". Polska jest szczególnie wyraźnym przykładem na wyparcie religii przez kategorie polityczne. Coraz więcej rodaków nie czuje związku z Kościołem, a miejsce wiary w Boga Zmartwychwstałego zastępuje wiara w państwo czy naród. Może po prostu nigdy nie czuli z Kościołem organicznego związku?

Nie ma się co oszukiwać - dawne już nie wróci. Starsze pokolenie może się oburzyć na te słowa, ale wizja Polski jako bastionu chrześcijaństwa jest, jeśli nie fałszywa, to po prostu naiwna. Młodsze powie, że Polska nigdy tym bastionem nie była. Tak, czasy się zmieniły i nie ma co nad tym płakać. Problem nie polega nawet na tym, że Kościół w Polsce tej zmiany nie przewidział, ale raczej na tym, że myślał o sobie przez pryzmat statystyk - ilościowo - a nie jakościowo. To pierwsze jest czystym opisem stanu i tendencji, ale nie oferuje żadnego pogłębienia i zrozumienia przyczyn. Coraz mniej ludzi zaczęło chrzcić swoje dzieci, przystępować do sakramentu małżeństwa czy choćby codziennie się modlić, to te wiadomości zaczęto obwieszczać jako niezwykłe znaki. Nikt nie zadał sobie pytania: a może to my popełniliśmy błąd?

DEON.PL POLECA

Dwa lata temu napisałem tekst o tym, że Kościół w Polsce nie poradził sobie po śmierci Jana Pawła II. Został kult świętego papieża, a zabrakło jego charyzmatu duszpasterskiego i zdolności do wychodzenia do ludzi takimi, jakich ich spotykał. Były wielkie słowa, wielkie gesty, a wraz z nimi wielkie zdziwienie, że nad Wisłą może być do czegoś potrzebna nowa ewangelizacja. No bo po co ewangelizować w kraju, w którym zdecydowana większość to katolicy? Dziś wyraźnie widzimy, że koniecznie trzeba to robić. Ta większość stopniowo się kurczy.

Są tacy, którzy mówią o sekularyzacji tak jakby była jakąś tajemniczą siłą, działaniem diabelskim. Zeświecczenie, będące najzwyklejszym procesem społecznym, ulega groteskowej personalizacji. To, że dopiero teraz dociera do Polski i szokuje katolików, może się wiązać ze standardowym opóźnieniem kulturowym wywołanym przez komunizm. Być może gdyby go nie było, a Kościół nie budowałby swojej siły na byciu opozycją polityczną, to doszłoby do niej wcześniej? Na pewno nie można mówić o sekularyzacji jako czymś niezależnym od nas. Odpowiadają za nią określone działania, a raczej ich brak, zaniechania. To, że młodzi ludzie przestali się modlić, wynika z winy duszpasterskiej - z pewności siły, która, jak się okazuje, miała mierne pokrycie w rzeczywistości.

Sytuację, w której znajduje się Kościół w Polsce, doskonale opisuje Codina, gdy podejmuje wątek wymierającego chrześcijaństwa doby Christianitas. My także myśleliśmy o Kościele jako złożonym z wielkich mas, które gromadziły się przy okazji kolejnych papieskich pielgrzymek, zwłaszcza gdy przyjeżdżał ten, o którym mówiliśmy, że był "nasz". Do tych, którzy przyszli po nim, spadło nasze zaufanie. Dzieci, które szły do ołtarza z darami podczas tamtych przyjazdów, z czasem dorosły i bywa, że dziś nie chodzą już na Mszę. Kościół nie jest licznym i bezimiennym tłumem, ale wspólnotą jednostek, które nawet jeśli tworzą małą trzodę, to jednak wiedzą, w jaką stronę zmierzają.

Druga sprawa: Kościół to dla nas autorytet proboszcza, instytucja pełna pasterzy odciętych od życia przeciętnych ludzi. Obraz ludu Bożego, powszechnego kapłaństwa, jest dla nas obcy. Jak często, gdy słyszymy "Kościół", myślimy "księża i biskupi"? Sam długo nie czułem się żywym członkiem Kościoła, ale raczej biernym odbiorcą. To obrazuje alienację, której doświadcza wielu ochrzczonych w stosunku do hierarchii - księża stali się dla nas kimś obcym, dalekim, a nie ludźmi obok nas. Przede wszystkim - w centrum Kościoła widzieliśmy księdza, a nie Jezusa Chrystusa.

Z tego rodzi się trzeci, być może najbardziej poważny problem. Na szkolnych katechezach (ponownie masowych) do wielu docierał przekaz o regułach, jak również przestrogi przed grzechem. Do dziś popularne są pytania o to, "czy katolik może". Wiara oparta na strachu nigdy nie przyniesie ufności w Bożą obecność i towarzyszenie człowiekowi. Nie da owocu w postaci pewności miłości - a przecież to z miłości miała miejsce Boża ofiara. Przerażające jest to, że dziś nietrudno o Polaka-katolika, który będzie alergicznie reagował na mówienie o miłosierdziu, za to wyczekiwał na sąd ostateczny przeprowadzony przez tego, który jest sędzią sprawiedliwym. To wariactwo i karykatura religii, która musi od siebie odstręczać. Wiarę opartą na dialogu, spotkaniu z drugim, dostrzeganiu Jezusa w twarzach ludzi, którzy nas otaczają, zastąpiły zbiory abstrakcyjnych praw. Nasze myślenie o Kościele zaraziły kategorie czysto ludzkie - takie jak sprawiedliwość i kara - a na głos o nieludzkiej potędze Bożej miłości, która wybacza każdy grzech, reaguje oburzeniem. Myślimy w kategoriach zakazów i wyroków Boga Wszechmocnego, jak choćby wtedy gdy drobiazgowo wyliczamy warunki umożliwiające przystępowanie do komunii, a nie w logice daru Boga Miłości - tego, że komunia, ofiara Boga, jest nam darmo dana. Potrzebujemy kryzysu, by przejść do Kościoła prawdziwie ewangelicznego.

Czymś fascynującym z perspektywy historycznej jest to, że jedne z najważniejszych wydarzeń Kościoła, które zadecydują o jego współczesności, odbyły się w Ameryce Południowej. Medellin w 1968 roku, Puebla w 1979 roku i Aparecida w 2007 roku to miejsca, które uchwyciły to, co stało się na Soborze Watykańskim II, i wyznaczają kurs katolicyzmu na XXI wiek. Katolicyzmu, który jest bliski każdemu człowiekowi przez towarzyszenie, dzielenie się problemami, wzajemne ich noszenie i danie przewagi praktyce duszpasterskiej nad martwą literą prawa. Dzieje się tak, ponieważ Kościół Ameryki Łacińskiej jest Kościołem ludowym - religią ludzi prostych i jeśli katolicyzm ma przetrwać w Polsce czy Europie, to nie inaczej jak poprzez zwykłych, autentycznych wiernych, którzy ufają Bogu.

Jan Paweł II doskonale wyczuwał wagę inkulturacji religii i czytania jej w kontekście lokalnym. Gdy uczył o dziele Bożym, którego akty miały miejsce w polskiej historii, albo pokazywał splot chrześcijaństwa z polskością, to nie po to, by dawać upust miłości własnej Polaków, nacjonalizmowi czy dowolnym formom narodowego egoizmu. Papież uczył o tym, że Jezus wybrał wszystkich, a każdego z osobna - dlatego nasi bracia i siostry są nam tym bardziej bliscy, im bardziej modlą się po swojemu. Co więcej - tak powinno być! Kościół stanowi jedność w podziale wrażliwości, typów i języków modlitwy. Mówiąc o jego misyjnym charakterze, myśleliśmy, że chodzi o to, że to my mamy nauczać innych. Nadszedł czas, kiedy to my od innych będziemy się uczyć. Pewnie przyszłe pokolenie będzie wychowywane do wiary przez misjonarzy z krajów bardziej katolickich od naszego. Będą poznawać język, kulturę, obyczaje i mówić nam, naszym dzieciom i wnukom o Bogu, który jest miłością. Będą mówić tak, że my sami będziemy się uczyć, jak ich słuchać.

Właśnie dlatego pobożność ludowa, jaka była przez lata bardzo silna nad Wisłą, a jednocześnie silnie pogardzana, może wnieść ogromnie dużo. To religia osadzona w praktyce. Odchodzące pokolenie starszych babci, które zamiast słuchać liturgii Mszy, modliły się na różańcu, jest prawdziwym wzorem wiary, bo ich modlitwa była naprawdę autentyczna. Tak samo prawdziwa jak modlitwa ich sióstr na drugiej połowie globu. To nie przypadek, że Jezus wcielił się w robotnika z małej miejscowości na peryferiach. Bóg stał się prosty, byśmy od prostych ludzi zaczęli się uczyć wiary, a Nazaret jest wszędzie - na Podkarpaciu, w Łodzi i w sercu amazońskiej dżungli.

Karol Kleczka - redaktor DEON.pl, doktorant filozofii na UJ, współpracuje z Magazynem Kontakt. Prowadzi bloga Notes publiczny.

Redaktor i publicysta DEON.pl, pracuje nad doktoratem z metafizyki na UJ, współpracuje z Magazynem Kontakt, pisze również w "Tygodniku Powszechnym"

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Dobrze, że jest kryzys
Komentarze (17)
P
Piotr
6 sierpnia 2018, 20:52
Wrzucam link do wywiadu z ks. prof. Andrzejem Kobylińskim pt. "Kościół i pentekostalizacja – w stronę protestantyzmu" https://www.youtube.com/watch?time_continue=7&v=ZBC876LRGvY Uważam, że jest wart wysłuchania. Ks. profesor diagnozuje aktualną sytuację Kościoła Katolickiego.
Andrzej Ak
5 sierpnia 2018, 22:33
Kryzysu jeszce nie ma, ale jest za to pierwszy ALARM. Czas odkopać historię I Narodu Wybranego i szczegółowo przeanalizować jego upadki. Musimy nauczyć się wyciągać właściwe wnioski z naszego postępowania i stać się odpowiedzialnymi za powstałe skutki. Zbliżający się kryzys, nie bieże się z nikąd. Kryzys jest skutkiem braku odpowiedzialności za popełnione błędy. Błędy trzeba naprawić, lecz Prawdy nie można ukrywać. Kto nie podoła drodze Sprawiedliwości powienien odejść dla własnego dobra. Kościół instytucjonalny z Woli Boga powrca do swoich fundamentów, aby się od nowa odrodzić w Prawdzie i Miłości, których jest winien samemu Bogu.
K
Kasia
5 sierpnia 2018, 21:53
PIsze Pan: "Odchodzące pokolenie starszych babci, które zamiast słuchać liturgii Mszy, modliły się na różańcu, jest prawdziwym wzorem wiary, bo ich modlitwa była naprawdę autentyczna". Hm, zawsze słyszałam, że przed reformą liturgiczną i wprowadzeniem języków narodowych ludzie w czasie mszy odmawiali różaniec, a teraz to wreszcie tego nie będą robić i na mszy zajmą się mszą.. Ciekawe podejscie, bo pochwały tego typu praktyk mozna było znaleźć raczej u tradycjonalistów.
P
Piotr
5 sierpnia 2018, 20:48
Poruszę dwie kwestie: 1. Bez duchowego i moralnego odrodzenia duchowieństwa katolickiego nie ma mowy o odrodzeniu wiary katolickiej w narodzie. 04 sierpnia mieliśmy wspomnienie św. Jana Marii Vianneya, proboszcza z Ars. On powinien być wzorem dla księży. Bez świętych lub dążących do świętosci księży w parafiach niewiele się uda. Wystarczy pojeździć po Polsce i porozmawiać z ludźmi o Kościele. Mnie daje do myślenia - ilu jest u nas na parafiach księży kobieciaży, alkoholików, hazardzistów.  Oni działają destrukcyjnie. Powstrzymam się od przytoczenia znanych mi przykładów. Modlitwa za nich to za mało. 2. Perspektywa zaniknięcia masowego katolicyzmu jest moim zdaniem naturalna i poniekąd zdrowa. Każdy sam jest kowalem swojego losu. Niech wybiera - życie lub śmierć, zbawienie lub potępienie. Nie ma co ukrywać, że katolicycm wielu Polaków opiera jest na "tradycji starszych", jak u biblijnych Żydów. To jest fikcja nie do utrzymania w dzisiejszych czasach.
4 sierpnia 2018, 17:50
[url]https://wiadomosci.onet.pl/tylko-w-onecie/po-tym-zabojstwie-przestalem-wierzyc-w-boga-czy-to-ksieza-zabili-roberta-wojtowicza/z882hme[/url]
KB
Kasia Brzez
3 sierpnia 2018, 14:17
Przeczytałam artykuł, przeczytałam komentarze. I jest jak zwykle: nawet jeśli przyjrzeć się tylko tym mądrzejszym, to przebija ponad wszystko obrona KK i wniosek: "nie jest tak źle", czytaj: "jest dobrze". Albo : u innych jest gorzej. Brońmy Kościoła w dyskusjach z ludźmi antyklerykalnymi, którzy zarzucają księżom samo zło, a nam, wierzącym, brak rozumu. Wtedy argumentujmy z pasją, że jest inaczej, że jest dużo dobra, mądrości, miłości, wzajemnego szacunku w Kościele. Ale kiedy piszemy tu, na forum, między ludźmi w większości stąd, z wnętrza Kościoła, to napiszmy szczerze, co jest złe, co nam nie pasuje, co się nie podoba, co powinno być inaczej. Napiszmy, że jest ten kryzys, do jasnej ciasnej, bo jest! Bo jeśli pośród ludzi Kościoła będziemy bronić Kościoła takiego, jakim jest obecnie, to nic a nic nie zmieni się na lepsze, a kto stoi w miejscu, ten się cofa! Czyli można się domyślać, co będzie za parę lat. Trzeba rozsądnych, mądrych ludzi, ale też odważnych, potrafiących iść czasem pod prąd, będąc w szeregach Kościoła, by nazwać dotychczasowe błędy i zaniedbania i je naprawić. Natomiast jak dla mnie punktem nr 1 jest zakończenie działalności politycznej KK. Inne inicjatywy, choćby piękne i słuszne, zostaną w dużej mierze zmarnowane, jeśli duchowieństwo w Polsce będzie mocniej osadzone w telewizji rządowej i gazetach, niż w Piśmie Świętym i modlitwie.
SK
Sofia Kowalik
3 sierpnia 2018, 15:12
W samo sedno, dodam tylko że konieczny jest jeszcze ktoś, kto zakończy biznesy toruńskie, które od lat niszczą KK.
3 sierpnia 2018, 17:56
Amen!
3 sierpnia 2018, 18:16
"Jeżeli dążysz do doskonałości, wiele dusz uświęcisz, a jeżelibyś nie dążyła do świętości, tym samym wiele by dusz pozostało niedoskonałymi. Wiedz o tym, że ich doskonałość od twojej doskonałości zależeć będzie i większa część odpowiedzialności ich spadnie na ciebie" (Dz 1165)
2 sierpnia 2018, 18:38
Św. Faustyna - Apostołka Bożego Miłosierdzia "Dziś byłam w przepaściach piekła, wprowadzona przez Anioła. Jest to miejsce wielkiej kaźni, jakiż jest obszar jego strasznie wielki. (...) Są to męki, które wszyscy potępieni cierpią razem, ale to jest nie koniec mąk, są męki dla dusz poszczególne, które są męki zmysłów, każda dusza czym grzeszyła, tym jest dręczona w straszny, i nie do opisania sposób. Są straszne lochy, otchłanie kaźni, gdzie jedna męka odróżnia się od drugiej; umarłabym na ten widok tych strasznych mąk, gdyby mnie nie utrzymywała wszechmoc Boża. Niech grzesznik wie, jakim zmysłem grzeszy, takim dręczony będzie przez wieczność całą; piszę o tym z rozkazu Bożego, aby żadna dusza nie wymawiała się, że nie ma piekła, albo tym, że nikt tam nie był i nie wie jako tam jest. Ja, Siostra Faustyna, z rozkazu Bożego byłam w przepaściach piekła na to, aby mówić duszom i świadczyć, że piekło jest. O tym teraz mówić nie mogę, mam rozkaz od Boga, abym to zostawiła na piśmie. Szatani mieli do mnie wielką nienawiść, ale z rozkazu Bożego, musieli mi być posłuszni. To com napisała, jest słabym cieniem rzeczy, które widziałam. Jedno zauważyłam, że tam jest najwięcej dusz, które nie dowierzały, że jest piekło. Kiedy przyszłam do siebie, nie mogłam ochłonąć z przerażenia, jak strasznie tam cierpią dusze, toteż jeszcze się goręcej modlę o nawrócenie grzeszników, ustawicznie wzywam miłosierdzia Bożego dla nich. O mój Jezu, wolę do końca świata konać w największych katuszach, aniżeli bym miała Cię obrazić najmniejszym grzechem." (Dz 741)
JN
Jan Naj
2 sierpnia 2018, 19:43
1 Przystąpili do Niego faryzeusze i saduceusze i wystawiając Go na próbę, prosili o ukazanie im znaku z nieba. 2 Lecz On im odpowiedział: «Wieczorem mówicie: "Będzie piękna pogoda, bo niebo się czerwieni", 3 rano zaś: "Dziś burza, bo niebo się czerwieni i jest zasępione". Wygląd nieba umiecie rozpoznawać, a znaków czasu nie możecie? 4 Plemię przewrotne i wiarołomne żąda znaku, ale żaden znak nie będzie mu dany, prócz znaku Jonasza2». Z tym ich zostawił i odszedł. ''Plemię przewrotne i wiarołomne żąda znaku, ale żaden znak nie będzie mu dany, prócz znaku Jonasza2»''
AK
Anna K
2 sierpnia 2018, 16:18
Mam wrazenie, że wiele osób komentujących "kryzys wiary" popada w niebezpieczne skrajności. 1. Mamy nie kryzys wiary, tylko pewien - spory -  spadek osób wierzących. To nie to samo. Jest jeszcze wiele osób wierzących, o których nie można zapominać. 2. Pewne sprawy zawiodły, ale wiele ma się dobrze - więc absolutnie nie można przekreślać wszystkiego, co się w polskim Kościele dzieje. 3. Potrzebna jest rzetelna analiza: co jest wartościowe i co rozwijać, a jednocześnie - co szwankuje i co naprawić. Nie wyrzucać dziecka z kąpielą, nie niszczyć wszystkiego na oślep! 4. Jan Paweł II i jego nauczanie nadal istnieje w swiadomości średniego i starszego pololenia. Błędem jest, że nie przekazano jego nauczania młodszym. I tu wine pooszą katecheci - rozmawiałam z wieloma osobami ze szkoły średniej - nie dowiedzieli sie na katechezie niczego o JPII - ani o biografii, ani o jego osobistej postawie, ani o nauczaniu. Księżom wydawało się chyba, że "to wszyscy wiedzą", ale dla młodzieży JPII już taki oczywisty nie jest. Nie rozumieją fascynacji tą postacia, wydaje im się to dziwne, anachroniczne. To wielkie zaniedbanie ze strony polskich duchownych. 5. Realizacja katechezy - bardzo wielu inteligentnych młodych ludzi rezygnuje z katechezy szkolnej, która zamienia się w system regułek podawanych bez osobistego zaangażowania i własnego świadectwa, czasem przepisywanych z katechizmu do zeszytu. Czasem to kilkanaście godzin o aborcji albo jeszcze inaczej - samo oglądanie filmów, nawet niezwiązanych z religią - jeśli katecheta nie ma pomysłu, jeśli traktuje lekcję jako godziny, które go meczą, które musi "odrobić" - młodzi odchodzą z niesmakiem. 6. Jest wiele kościelnych inicjatyw, które powodują "żywą wiarę" i nie mozna o nich zapominać ani ich odrzucać. Kościół w Polsce przetrwał trudne doświadczenia historyczne, zabory, komunizm - teraz sytuacja się zmieniła, ale trzeba podjąć to wyzwanie, a nie przekreślać wszystko. 
WK
Wiktor Kowal
2 sierpnia 2018, 12:30
Śmiechu warte jest wskazywanie Ameryki Łacińskiej jako miejsca wskazującego drogę Kościołowi XXI. Miliony wiernych kończących w róznych sektach, kraj w którym cały episkopat podaje się do dymisji z powodu afer pedofolskich, czy ostatnio list alumnów seminarium protestujących przeciw jawnym praktykom pedalskim akceptowanym przez władze kościelne. Ale cóż i tak - w wizji ekipy Deonu - najgorszy jest zawsze Polak-katolik.
2 sierpnia 2018, 13:08
To rzeczywiście śmiechu warte żeby narodowi wybranemu wskazywać jakieś wzorce.To świat ma się uczyć od nas, to my jesteśmy najdoskonalszym wzorem.
SK
Sofia Kowalik
2 sierpnia 2018, 20:01
wszka Jezus był Polakiem ;)
P
Piotr
5 sierpnia 2018, 20:31
W Ameryce Południowej Kościół Katolicki jest w stanie zwijania się na rzecz ruchów protestanckich. Więc to nie jest dobry przykład. Tam większość duchowieństwa katoliskiego uległa zaczdzeniu teologią wyzwolenia. Naturalną rzeczą jest, że ludzie poszukujący wiary odeszli do protestantów.
KP
Krzysztof Pierzchała
2 sierpnia 2018, 11:12
"Potrzebujemy kryzysu, by przejść do Kościoła prawdziwie ewangelicznego". Cytowane zdanie ma chareakter manifestu ideologicznego. "Potrzebujemy kryzysu" - a więc dążymy do tego aby go wywołać, nie dziwi więc zamieszanie w Kościele; "przejść do Kościoła" - a więc obecnie nie jesteśmy w Kościele,albo jesteśmy w Jego podróbie, Duch Święty zrobił sobie wakacje; Kościół ewangeliczny -Ten w którym mamy prymat duszpasterstwa nad nauką, czyli dbanie głównie o to by ludziska się na nas nie wypięli, prymat miłosierdzia nad wymaganiami, czyli grzesz ile chcesz Bóg i tak się nad tobą zlituje (Luterskie ukąszenie). Autorowi pod rozwagę: Jak sądzisz,czy ci którzy ów kryzys wywołują - rozmaici Koscielni macherzy odpowiedza przed Bogiem, za prowadzenie dusz na zatracenie, czy też Bóg im wybaczy?