Dziękuję za rzeczy, których wcześniej nie doceniałam
"Nie masz wpływu na to, co przyniesie Ci kolejny rok, ale masz wpływ na to, co zrobisz dzisiaj i jutro, z tym co masz" - pisze Maja Moller.
Kiedy dwanaście miesięcy temu podsumowałam miniony rok, chciałam jasno zobaczyć, co minęło i co przede mną. Usiadłam wtedy z kubkiem dobrej herbaty i nakreśliłam plany na nadchodzący rok 2020. Jestem zapobiegliwa, miałam więc nie tylko plan A, lecz również i plan B, na wypadek, gdyby ten pierwszy nie wypalił. To były naprawdę wielkie marzenia, pragnienia zmieniające życie i wyznaczające mu nowy kierunek. Byłam zdeterminowana i gotowa do podjęcia koniecznego wysiłku. Wierzyłam, że uda to zrealizować - jeśli nie plan A, to chociaż plan B...
W marcu jednak, zupełnie bez pytania, w moim życiu pojawił się plan C. C jak COVID-19. Świat nie tylko zwolnił, lecz gwałtownie zahamował. Musiałam pożegnać się z częścią moich pragnień, a inne odłożyć na bliżej nieokreślone "kiedyś". Nie było mi z tym dobrze. Na szczęście czas pandemii i izolacji sprzyjał refleksji i dawał przestrzeń na opłakanie każdej z tych strat. Miałam czas, niespodziewanie dużo czasu. Wystarczająco dużo, bym zaczęła go doceniać bardziej niż kiedyś.
Podsumowania
Jaki był dla Ciebie ten miniony rok? Jak go wspominasz?
Dla mnie był smutny. To był rok ważnych pożegnań, również tych na cmentarzu. Pozostawiały po sobie nie tylko smutek i tęsknotę, ale również lęk i niepewność.
To był rok pełen złości, gdy okazało się, że moje plany legły w gruzach, mimo że tak bardzo się starałam! Rok pełen frustracji, bo musiałam nie tylko ogarniać pracę i dom, ale również stać się korepetytorką, nadzorującą zdalne nauczanie i próbującą przypomnieć sobie trygonometrię, botanikę i szczegóły dotyczące historii Polski i świata. Złość wywoływana była niekiedy przez drobiazgi - odwołany wyjazd, przełożone szkolenie, konieczność przeprowadzenia jakiejś rozmowy online zamiast w ulubionej kawiarni. Ale kiedy drobiazgów stawało się zbyt wiele, gdy wszystko się nawarstwiało, a nie można było nawet wyjść do lasu... sami wiecie.
Nie wiem, jakie są Twoje wspomnienia z minionego roku. Być może tak jak ja, spoglądając wstecz, widzisz smutek, lęk, złość. Każda z tych chwil doprowadziła Ciebie jednak tutaj, w miejsce w którym dziś jesteś. Każda z tych chwil w jakiś sposób Cię ukształtowała, a przynajmniej miała i ma na to szansę. Smutek, lęk i złość, gdy się z nimi spotkamy i zapytamy, o czym chcą nam opowiedzieć, mogą pokazać nam, czego dziś potrzebujemy. Są jak posłańcy, którzy przybywają z wiadomością o tym, co dla nas ważne i co próbujemy chronić. Dobrze jest dopuścić te emocje do głosu i nie traktować jak wrogów. Dobrze jest je wysłuchać i zaopiekować się nimi, nie dając się jednocześnie przez nie porwać i przytłoczyć. Gdy dopuszczamy je do głosu, czasem dzieją się zaskakujące rzeczy. U mnie dzięki takiemu autentycznemu kontaktowi z sobą, pojawiła się wdzięczność.
Cieszyć się drobiazgami
Lęk, smutek i złość to nie jest cała moja opowieść o minionym roku. To był też czas pełen radości. Uczyłam się smakować chwile i doceniać małe rzeczy. Brak tego, czego nie mogłam mieć, powodował smutek i złość, owszem. Jednocześnie jednak prowadził mnie do wdzięczności. Tracąc, dostrzegałam jak wiele jeszcze mam. Doświadczając braku uczyłam się doceniać to, co posiadam. W tym roku mocniej niż zazwyczaj doceniałam możliwość spędzenia czasu na łonie natury. Wiatr, który łapałam w żagle na Jeziorze Wdzydze cieszył jakoś bardziej niż zwykle, podobnie jak widok Tatr ze szczytu Turbacza w czasie jednej z wakacyjnych wycieczek. Zwalniałam tempo i zachwycałam się każdym zachodem słońca, jaki udało mi się zauważyć. Uczyłam się patrzeć, oddychać, być.
Jeszcze bardziej doceniłam relacje. Obecność ludzi, których kocham, kiedyś tak oczywista, teraz sama w sobie jest powodem do świętowania. Spacer z przyjaciółką cieszy jak wyjazd za granicę. Święta spędzone z najbliższymi - takie zwyczajne, pełne rozmów przy kawie i cieście, w domowym zaciszu - dały niesamowicie dużo radości.
Dzisiaj dziękuję za rzeczy oczywiste, których wcześniej nie doceniałam. Dziękuję częściej i bardziej szczerze, z pokorą wobec życia, które jest nieprzewidywalne. Nie mam wpływu na jego bieg. Mam jednak wpływ na dzisiaj, na to czy docenię smak kawy i kolejny zachód słońca, który podziwiam, odrywając się co jakiś czas od pisania i spoglądając w dal, na ascetyczne piękno zimowego nieba.
Bez lęku, bez zuchwałości
Spoglądam też przed siebie, bez lęku, choć i bez zuchwałości (zgodnie z dewizą Gdańska, miasta, z którym jestem związana: "Nec temere, nec timide"). W tym roku nadal nieśmiało snuję plany. Nazywam marzenia i drogi, jakie do nich prowadzą. Mierzę wysoko. Znana wielu rodzicom piosenka o układzie słonecznym zachęciła nas w ostatnich miesiącach do zgłębiania tajemnic kosmosu (i to jest kolejna rzecz, za którą jestem bardzo wdzięczna). Dzięki temu bez problemu znajduję na nocnym niebie bardziej znane konstelacje i planety. Chcę jednak więcej. Chciałabym kiedyś polecieć w kosmos, na Księżyc lub jeszcze lepiej - na Marsa. Nierealne? Pewnie tak. Śmieszne? Nie dla mnie, bo stąpając mocno po ziemi, lubię mierzyć wysoko. Może ta śmiałość bierze się z faktu, że tak naprawdę powstałam z gwiezdnego pyłu? Tak, Ty też - ciało każdego z nas, powołanego do życia przez Stwórcę Wszechświata, składa się z pierwiastków, które miliardy lat temu powstały w gwiazdach. Z uśmiechem podsumowałabym, że to zobowiązuje do tego, by marzyć o wielkich rzeczach i żyć pięknie!
Schodzę na ziemię
Na razie patrzę jednak na cele, które są w zakresie określonym w inny sposób niż przez odległość w latach świetlnych. Patrzę na to, co dla mnie ważne. Zbieram wszystko to, za co jestem wdzięczna, bo to pokazuje mi, co jest dla mnie najważniejsze w życiu. Kolejny rok to 365 dni - mój czas, siły i energia. Chcę to inwestować w mądry sposób, wybierając to, co naprawdę daje mi życie i przez co ja mogę dawać życie światu. Mogę dawać mój zapał, twórczość, energię. Mogę dawać drobiazgi, takie jak uśmiech lub życzliwe słowo. Muszę tylko wiedzieć, że właśnie to jest dla mnie ważne, żeby nie zgubić tego w pogoni za tym, co nie karmi ani mnie, ani innych. Rozróżnianie tych dwóch kategorii spraw - tych naprawdę wartych wkładania w nie całego serca i tych, które są tylko budowaniem na piasku - to kolejna umiejętność, jaką pomógł mi doskonalić ostatni rok. Rok pożegnań z ludźmi i marzeniami, rok mierzenia się z frustracją i niemożnością, rok dostrzegania miliona spraw, za które mogę dziękować.
Twój nowy rok
Ten nowy rok zaczyna się z większą ilością niewiadomych niż lata poprzednie. Być może nie masz sił, by się z nimi mierzyć. Może jedyne, czego pragniesz, to przeczekać trudny czas i obudzić się, gdy wszystko wróci do normy. Mam jednak pomysł na to, jak pomóc samemu sobie. Spróbuj stworzyć swoją listę wdzięczności. Uwzględnij w niej zarówno wielkie wydarzenia minionych miesięcy, jak i to co drobne, niepozorne, na co dzień niedoceniane: widok za oknem, zapach lawendy latem, wolność, zdrowie, dach nad głową.
Wejdź w to, co było dobre, ogrzej się przy tym, jak przy kubku dobrej herbaty. Pozbieraj okruchy dobrych chwil, relacji, wspomnień. Nie masz wpływu na to, co przyniesie Ci kolejny rok, ale masz wpływ na to, co zrobisz dzisiaj i jutro, z tym co masz. Piszę to bez naiwności, ale z nadzieją. Bez zuchwałości, ale i bez lęku. Pożegnania, w jakie obfitował poprzedni rok, pokazały mi jeszcze mocniej, że czas, który mam, jest darem. Nie każdy go otrzymuje, dlatego patrzę w kierunku kolejnych miesięcy z wdzięcznością i świadomością, że one zostały złożone w moich rękach. To mój nowy rok. I Twój nowy rok. Życzę Ci w nim wszystkiego, co dobre i piękne. Wszystkiego, co ośmiela i pomaga patrzeć za horyzont lub w górę, by sięgać po swoją gwiazdkę z nieba.
Skomentuj artykuł