Jak króluje Jezus?

Jak króluje Jezus?
(fot. shutterstock.com)

W sobotę 19 listopada w krakowskich Łagiewnikach zostanie odczytany Akt Przyjęcia Chrystusa za Króla i Pana. Im bardziej zbliżam się do tej daty, tym częściej wracam do idei królowania Chrystusa i samej treści aktu polskich biskupów.

Akt mający być uroczystym zwieńczeniem Nadzwyczajnego Jubileuszu Miłosierdzia w polskim Kościele oraz symbolicznym domknięciem 1050-lecia chrztu Polski to dokument o nieprzeciętnej wadze, który jednak wymaga solidnej refleksji. Przecież nie wystarczy odczytanie pewnej treści, aby zacząć nią żyć. Tym bardziej jeśli do idei królowania ma się podejście co najmniej nieufne.

DEON.PL POLECA

Na początku tego roku także na łamach DEON.pl pisałem o własnych wątpliwościach i próbie zrozumienia decyzji polskich biskupów. Minęło kilka miesięcy, a ja nadal zmagam się w swym sercu z ideą intronizacji, ale pomimo zachowawczości towarzyszą mi pozytywne myśli. Głęboko wierzę, że Kościół w Polsce - nie tylko kler, hierarchowie, ale przede wszystkim wierni świeccy - potraktują ten dokument i jego uroczyste odczytanie jako odpowiedzialność i szansę. Że nie będą w nim widzieć jedynie "kolejnego masowego nabożeństwa", ale dostrzegą odpowiedź na wezwanie papieża Jana Pawła II o otwieraniu na oścież drzwi Chrystusowi. Powyższe wątpliwości wyraził ks. Adam Boniecki w ostatnim numerze "Tygodnika Powszechnego" i głęboko się z nimi zgadzam, ale nie chcąc pozostać w sytuacji wątpienia, sam na swój sposób próbuję zrozumieć królowanie Jezusa i to, co z niego wynika dla mnie jako katolika.

Pierwszy trop, o którym myślę w tych dniach, wiąże się z pewnym tradycyjnym przedstawieniem Maryi, które określa się Ją jako "Maryję Tronującą". Niewiele ponad miesiąc temu wybrałem się na wystawę Maria Mater Misericordiae zorganizowaną przez Muzeum Narodowe w Krakowie. Potężny zbiór nieprzeciętnych dzieł sztuki sakralnej był podzielony tematycznie i obfitował w szereg niezwykłych przedstawień Matki Bożej,  doskonale umożliwiając przegląd I zrozumienie rozmaitych aspektów Jej osoby przejawiających się w wizjach artystów.

Moją uwagę przykuło zwłaszcza skrzydło poświęcone tronowaniu Maryi. Sam zwrot może brzmieć odrobinę dziwnie, bo przecież w jakim sensie Maryja może być tronem?

Obrazy przedstawiały Matkę Bożą z Dzieciątkiem na kolanach. Często zachowywano oś symetrii dzieląca Jej ciało: postać patrząca przed siebie, ręce i kolana ułożone pod kątem prostym. Zabrzmi to dziwnie, ale Maryja na tych dziełach wygląda jak krzesło, na którym siedzi mały Jezus. Byłem zaskoczony, z jaką mocą uderza ta wizja tronu będącego ciałem matki, na której kolanach siedzi dziecko. To dziecko już wtedy jest królem - już jako chłopiec, który nie głosi królestwa, stał się królem przez wcielenie.

Lecz jak bardzo szczególne jest to przedstawienie królowania! To nie władza brutalnej potęgi, która kruszy wrogów. To nie przemoc i siła, za którymi idą szeregi wojsk. To tylko dziecko i jego mama związani intymnie relacją bezwzględnej zależności. Jezus jest bezbronny i szuka bezpieczeństwa w ramionach swej Matki. Jeszcze nie potrafi mówić, lecz swą słabością stanowi o królowaniu. Właśnie przez tę słabość przebija się siła - Jezus wyrazi ją ostatecznie na drugim tronie, którym będzie krzyż.

W Piśmie Świętym wspomina się o jednym bardzo konkretnym nadaniu Chrystusowi tytułu królewskiego. Samych sformułowań idei Bożego królowania jest w Biblii wiele: w psalmach, w Apokalipsie Janowej czy wizjach proroków. Jednak bezpośrednio Jezus zostaje nazwany królem w Ewangeliach podczas sceny przesłuchania prowadzonego przez Piłata dopytującego Jezusa o to, czy Ten jest królem. Jezus sam określa się tym tytułem, mówiąc najpełniej w tekście Janowym: "Tak, jestem królem. Ja się na to narodziłem i na to przyszedłem na świat, aby dać świadectwo prawdzie".

Następnie tak określają Jezusa biczujący go żołnierze, jak również sam Piłat, wydając Go na ukrzyżowanie. O ile reakcja żołnierzy jest wulgarna i cyniczna, o tyle w słowach Piłata trudno tego cynizmu szukać. On nie wie, z kim ma do czynienia, nie odnajduje winy w skazanym i określa Go jako "sprawiedliwego". Gdy Jezus umiera przybity do krzyża, znajduje się nad Nim tabliczka z napisem "Jezus Nazarejczyk, Król Żydowski", któremu sprzeciwiają się arcykapłani zarzucający Piłatowi fałsz. Mówią, że Jezus królem nie jest, tylko sam tak o sobie mówi. Piłat odpowiada tajemniczo: "Com napisał, napisałem" i nie sposób odrzucić wrażenia, że rzymski urzędnik faktycznie Jezusa za króla uznał. Święty Łukasz wspomina "dobrego łotra", który także widzi w umierającym Jezusie króla, prosząc o wspomnienie, gdy Ten przejdzie do swego królestwa. Tym samym wypełniły się słowa otwierające Ewangelię Janową - swoi Go nie przyjęli, lecz obcy - Rzymianin i bandyta - przyznali Mu ten tytuł.

Tronem Jezusa Króla stał się krzyż, na którym dokonał On zbawczej męki za cały świat. Na krzyżu wypełniły się znaki rozsiane w Starym Testamencie, to, co głosili prorocy i to, co pojawiało się w zapowiedziach męki, które sam Jezus próbował przekazać niefrasobliwym apostołom. Do idei tronu z krzyża wracał papież Benedykt XVI, mówiący sześć lat temu w uroczystość Chrystusa Króla: "Jezus z tronu na krzyżu przyjmuje każdego człowieka z nieskończonym miłosierdziem". Chrystus w chwili męki obdarza łotra aktem łaski, który tylko król może nadać. Jego władzą jest wybaczenie grzechów, zaś aktem władzy - ostateczna ofiara ze swego życia w imię życia wiecznego innych. Taki jest też drugi trop, który towarzyszy mi, gdy myślę o Jezusowym królowaniu - to król na tronie z drzewa, z koroną z cierni. Król, który kocha bez reszty i przez swą miłość mówi, czym jest władza - to wieczna służba innym.

Próbuję rozumieć królowanie Boga i właśnie te dwa obrazy stają mi przed oczyma. Oba wyrażają słabość i uległość; w obu widzimy człowieka, który  w kategoriach ludzkiego pojmowania nic nie może - bo jest bądź to dzieckiem, bądź też ofiarą przemocy silniejszych od niego. Ale właśnie z obu obrazów płynie prawda na temat uległego królestwa naszego Boga, czyli Tego, który wcielił się, by oddać za nas ziemskie życie. By być wzorem królowania polegającego na służeniu innym - tym, którzy są od nas słabsi i potrzebują, a czasem są względem nas obcy. Przecież królowanie, którego uczy Jezus, jest ofiarą dla każdego niezależnie od tego, kim ten ktoś jest.

Ogromnie bym pragnął, by za aktem, który odczytają w sobotę biskupi, szła właśnie taka lekcja. Weźmy na siebie odpowiedzialność władzy, która spłynęła na nas wraz z chrztem, i patrząc w Chrystusa Króla, nauczmy się tego, jak we wszystkim, co robimy, być dla innych. Głęboko wierzę, że wtedy Akt Przyjęcia Jezusa Chrystusa za Króla i Pana wybrzmi z właściwą sobie mocą - gdy nie tylko go wysłuchamy, ale zaczniemy nim żyć.

Karol Kleczka - członek Klubu Jagiellońskiego, doktorant filozofii na UJ

Redaktor i publicysta DEON.pl, pracuje nad doktoratem z metafizyki na UJ, współpracuje z Magazynem Kontakt, pisze również w "Tygodniku Powszechnym"

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Tematy w artykule

Skomentuj artykuł

Jak króluje Jezus?
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.