Katolicyzm jest multi-kulti
(fot. PAP/EPA/OSSERVATORE ROMANO / HANDOUT)
Katolicyzm nie jest jednokulturowy, lecz multi-kulti. I Bogu dzięki, że nasz Pan nie ceni sobie Polaków bardziej niż Syryjczyków czy Eskimosów. Jeśli tego nie zrozumiemy, to zamiast głosić Jezusa Chrystusa, będziemy organizowali przy parafiach koła strzeleckie i sekcje fechtunku.
Wielokulturowość należy do istoty Kościoła katolickiego i jest praktycznym wyrazem prawdy wiary o Wcieleniu. Kościół jest powszechny, a nie narodowy, i nie tylko szanuje różnice kulturowe, ale wciela się w różnorodność zwyczajów i miejscowych tradycji.
Próba zawłaszczenia katolicyzmu przez jedną tylko kulturę zawsze kończyła się dla Kościoła uwstecznieniem. Polska przez lata radziła sobie z wielokulturowością, a Kościół katolicki w Polsce miał wiele twarzy. Zachodni obrządek współistniał z obrządkami wschodnimi, a pogańskie zwyczaje były chrzczone, a nie tępione. Jezuici, którzy przybyli w XVII wieku do Chin, by zanieść tam Dobrą Nowinę, nie narzucali łacińskich zwyczajów lecz metodą św. Pawła tłumaczyli: czcicie to, czego nie znacie. I przywdziawszy chińskie stroje starali się przybliżyć Chińczykom Bożą miłość, z którą na co dzień obcowali w nieco inny sposób niż zachodni Europejczycy.
Misjonarze katoliccy wiedzą, że w każdą misję wpisany jest szacunek do miejscowej kultury, że mają stać się jak Chrystus podobni do tubylców we wszystkim prócz grzechu. To jest piękno chrześcijańskiego multi-kulti, katolickiej wielokulturowości.
Natomiast niektórym multi-kulti kojarzy się wyłącznie z ideologią europejskiej lewicy, z zamachami terrorystycznymi i gwałtami. Może nie mieli okazji poznać innego katolicyzmu niż łaciński? Może nie zaszli nigdy do kościoła, gdy odwiedzali Bliski Wschód, Azję, czy Afrykę? Takiej wielokulturowości, jaka jest w naszym Kościele, nie znajdziemy w żadnej innej ludzkiej społeczności. Ale niektórzy słysząc "naszej" myślą o polskiej parafii, w której święconka i opłatek są nienaruszalnym depozytem wiary, a bez celibatu księży, bez monstrancji i figurki Matki Bożej-Polki, nie może być prawdziwej wiary.
Gdy wstępowałem do Towarzystwa Jezusowego, przełożeni wytłumaczyli mi, że nie wstępuję do polskiej prowincji zakonu, lecz do międzynarodowej, wielokulturowej wspólnoty przyjaciół w Panu i powinienem być gotowy stać się jednym z tych, pośród których będę pracował. Po wielu latach międzynarodowej formacji zakonnej mogę powiedzieć, że wielokulturowość pomogła mi zrozumieć, co jest w chrześcijaństwie istotne i niezmienne, a co zmienia się na przestrzeni wieków i w zależności od kultury.
Katolicka wielokulturowość niejednokrotnie wymaga zaparcia się samego siebie, spojrzenia na rzeczywistość oczyma ludzi odmiennych od nas kulturowo, dostosowania się do różnych form i praktyk religijnych. Jakże różnorodny, piękny i bogaty jest Kościół. Jakże naiwne i groźnie jest przekonanie, że Polska jest mesjaszem narodów i tylko nasz katolicyzm nie jest zepsuty.
Mówi się, że multi-kulti to samobójstwo i zguba dla Europy. Ten lęk przed wszystkim, co odmienne, nie wróży Polsce dobrej przyszłości. Polska zamknięta na różnorodność kulturową nie może się zdrowo rozwijać. O dziwo, potępianiem wielokulturowości zajęli się także niektórzy księża zapominając, jak wielkim jest ona skarbem. Oby nie wylali dziecka z kąpielą.
Katolicyzm nie jest jednokulturowy, lecz multi-kulti. I Bogu dzięki, że nasz Pan nie ceni sobie Polaków bardziej niż Syryjczyków czy Eskimosów. Jeśli tego nie zrozumiemy, to zamiast głosić Jezusa Chrystusa, będziemy organizowali przy parafiach koła strzeleckie i sekcje fechtunku.
Wojciech Żmudziński SJ - dyrektor Centrum Kształcenia Liderów i Wychowawców im. Pedro Arrupe, redaktor naczelny kwartalnika o wychowaniu i przywództwie "Być dla innych"
Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.
Skomentuj artykuł