Kościół masowy i anonimowy to Kościół bez przyszłości
Wielu dzisiaj elektryzuje pytanie o ilość: „Ilu ludzi jeszcze do nas – do naszych kościołów – przychodzi?”. Liczymy i sprawdzamy, ilu przyszło. Ale nie pytamy, ilu z nas wyszło ku innym. Wyszło ze świadectwem wiary.
Pewna kobieta podzieliła się ze mną niedawno swym bolesnym doświadczeniem. Jej nastoletnie dzieci, po okresie pandemii, nie zamierzają wrócić do Kościoła. Sytuacja dosyć trudna, zważywszy na fakt, że mówimy tu o rodzinie religijnej, regularnie praktykującej, systematycznie uczestniczącej także w transmisjach mszy i nabożeństw. Czego zatem zabrakło? Co się wydarzyło? Długo nad tym myślałem. Odpowiedź zapewne jest bardziej złożona, niż może nam się wydawać. Pewne wskazówki znajdujemy jednak w dzisiejszym Słowie.
Czytamy w Dziejach Apostolskich: „Podczas wspólnego posiłku (Jezus) kazał im nie odchodzić z Jerozolimy, ale oczekiwać obietnicy Ojca” (1,4). Jezus polecił Apostołom pozostać w bardzo konkretnym miejscu. Czyż to nie dziwne? Czyż Bóg nie działa wszędzie? Czyż nie jest nieograniczony w swoim działaniu? Okazuje się jednak, że miejsce jest ważne. Mam tu na myśli zarówno miejsce w znaczeniu dosłownym, jak i metaforycznym.
Nie jest bez znaczenia gdzie, w jakim konkretnym miejscu, w jakim kościele się modlimy. W tym kontekście traci na mocy stwierdzenie: „Nie muszę chodzić do kościoła. Modlić się mogę wszędzie”. Pamiętam z dzieciństwa, że moja babcia i jej siostry miały swoje ulubione miejsca w łobeskim kościele. Może to właśnie była ich „Jerozolima”, gdzie szczególnie doświadczały działania Ducha Świętego? A gdzie jest Twój kościół i Twoje miejsce?
Miejsce to jednak nie tylko budynek. To też konkretna wspólnota, do której przynależę, za którą jestem współodpowiedzialny, w której jestem zaproszony do zaangażowania i podejmowania konkretnych zadań. „On też ustanowił jednych apostołami, innych prorokami, innych ewangelistami, innych pasterzami i nauczycielami” (Ef 4, 11) – czytamy dzisiaj w Liście do Efezjan. Angażujecie się w życie Waszych parafii? Budujecie więzi z innymi, czy pozostajecie anonimowi? Papież Franciszek w minionym tygodniu ustanowił posługę świeckiego katechety. To kolejna opcja zaangażowania i wzięcia odpowiedzialności.
We wspólnocie, w tym konkretnym miejscu, które przygotował dla mnie Bóg, odnajduję Jego obecność – On czeka na mnie w tym miejscu. Z dużym prawdopodobieństwem minę się z Nim, jeśli będę kościelnym wagabundą, tzn. jeśli nie znajdę swojego miejsca i swojej wspólnoty. Wokalista i lider zespołu U2 powiedział kiedyś: „Wciąż interesują mnie sprawy duchowe, Bóg i ta zdumiewająca myśl, że być może On interesuje się nami”. Dla Bono to tylko „być może” Bóg, który interesuje się człowiekiem. Dla nas to na pewno Bóg, który nie tylko interesuje się człowiekiem, ale zapewnia o swojej obecności pośród ludzi „aż do skończenia świata”. Tej Bożej obecności i troski z pewnością łatwiej doświadczyć w konkretnym miejscu przez Boga wybranym i w konkretnej wspólnocie.
Wielu dzisiaj elektryzuje pytanie o ilość: „Ilu ludzi jeszcze do nas – do naszych kościołów – przychodzi?”. Liczymy i sprawdzamy, ilu przyszło. Ale nie pytamy, ilu z nas wyszło ku innym. Wyszło ze świadectwem wiary. Wyszło, by przyprowadzić ich w konkretne miejsce i do konkretnej wspólnoty. Wyszło także ku najbliższym – np. ku nastolatkom w naszych rodzinach. Jeśli więc wspomniana przeze mnie kobieta ubolewa nad odejściem swoich dzieci od Kościoła, we mnie natychmiast rodzi się pytanie, gdzie było ich miejsce: gdzie był ich kościół, do jakiej parafii należeli, w co się angażowali, za co czuli się odpowiedzialni? I okazuje się, że owszem, byli religijni, ale anonimowi – nigdy nie mieli swojego miejsca, swojej parafii i żadnych więzi z tymi, z którymi spotykali się w czasie niedzielnych liturgii. Nie łudźmy się – Kościół masowy i anonimowy to Kościół bez przyszłości.
Wniebowstąpienie Jezusa nie jest zakończeniem czasu Jego pobytu na świecie. Jest podkreśleniem, że zaczął się czas uczniów – nasz czas. Czas Kościoła. Świętować z wiarą Wniebowstąpienie, oznacza dla nas uświadomić sobie swoje zadania w Kościele. Znana nam modlitwa z XIV w. głosi: „Chrystus nie ma już rąk, tylko nasze ręce, aby dzisiaj dla Niego pracowały. On nie ma już nóg, ma tylko nasze nogi, aby prowadziły ludzi Jego śladami. Chrystus nie ma już ust, ma tylko nasze usta, aby opowiadały o Nim. On nie ma pomocy, ma tylko naszą pomoc, aby przekonać o Nim ludzi”.
Skomentuj artykuł