Kościół się wyprzedaje?
Kilka dni temu przeczytałem, że dominikanie zamykają/sprzedają historyczny klasztor w Neapolu, w którym przez lata odbywał formację, a później pracował święty Tomasz z Akwinu. Podobny los spotka także klasztor San Marco we Florencji. W tym ostatnim mieszkał dominikanin Savonarola, znany z krucjat przeciw zbytkowi wśród katolików.
Władze zakonne wyjaśniają, że decyzja wynika z koniecznej reorganizacji, na którą wpływa brak powołań zakonnych. Mowa także o "przesuwaniu zasobów" i "racjonalizacji wydatków". Bo do tego dochodzi jeszcze jedna istotna kwestia: problemy finansowe. Tajemnicą poliszynela jest, że Kościół na Zachodzie, jego instytucje przez lata broniły się przed finansową katastrofą, wyprzedając swój majątek. Równocześnie mogły sobie w drugiej połowie XX w. pozwolić na wspieranie lokalnych Kościołów choćby w Europie Wschodniej, po tej stronie niegdysiejszej Żelaznej Kurtyny. Decydował o tym korzystny przelicznik finansowy i inny poziom życia materialnego tutaj i tam. Ale pieniądze z Zachodu płynęły do polskiego Kościoła także w latach 90. i wciąż płyną, choć znacznie już skromniej.
My w zamian ofiarujemy Kościołowi na Zachodzie to, co w ogóle stanowi o trwałości katolicyzmu - powołania kapłańskie i zakonne. Jeszcze ofiarujemy, bo jeśli Polskę dotyka poważny niż demograficzny, to i naszych powołań będzie znacznie mniej. Na to nakłada się także narastająca laicyzacja społeczeństwa i zmiany społeczne i obyczajowe: skoro znacznie mniej jest rodzin wielodzietnych, szczególnie z chłopskich/wiejskich domów, to trudniej też o powołania. Jakkolwiek niektórzy nie lubią o tym mówić, to o wzroście/spadku powołań decyduje nie tylko duchowość, ale i czynniki społeczne i kulturowe. Rzadko który "wypieszczony jedynak" "pójdzie na księdza". Osobna kwestia brzmi następująco: czy także nas nie dotknie w końcu to, co jest udziałem katolicyzmu na Zachodzie, czyli wyprzedaż Kościoła? Czy polskie klasztory i świątynie też zaczną trafiać pod młotek? Czy okazałe plebanie i biskupie pałace też czeka ten los?
Pytanie nie jest bezzasadne. I pośrednio wskazuje, że istotą Kościoła nie jest to, co udaje się zgromadzić katolikom tu, na ziemi, nawet w pobożnych celach (choć pytanie, czy plebanie jak wille służą dla celów pobożnych czy dla wygody). Bo jeśli zabraknie powołań - to klasztory, plebanie, domy zakonne i kościoły będą wyglądały jak zbyt duże ubranie na człowieku, który wychudł pod wpływem choroby. Ale w takim "wymuszonym ubóstwie" nie ma niczego radosnego - jeśli Kościół w Europie całościowo doświadcza dziś radykalnego spadku powołań, to znaczy, że przestał być znakiem Boga, albo że Bóg przestał być dla ludzi ważny. Szczególnie na Zachodzie katolicyzm po prostu walczy dziś o przetrwanie i temu służy także wyprzedaż majątku.
Nietrudno spostrzec, że wyprzedając majątek Kościół na Zachodzie rozstaje się ze znaczną częścią swojej historii i kulturowego dziedzictwa. Kilka lat temu dominikanie zamknęli także klasztor we Friesach, założony w 1216 r. Zapewne takich decyzji nie podejmuje się łatwo, nie bez trudnych pytań. I nie bez sprzeciwu tych wiernych, którzy jeszcze pozostali. Jak informuje portal Polonia Christiana, świeccy wierni z Neapolu skierowali już list do generała Dominikanów, by anulował "zabójcze duchowo i kulturalne decyzje".
Przed świętami Bożego Narodzenia byłem na niedzielnej Eucharystii u ojców Dominikanów na ul. Stolarskiej w Krakowie. Wypełniona po brzegi świątynia, piękna oprawa liturgiczna Mszy, mądre kazanie. Kiedy przeczytałem informację o zamykanym dominikańskim klasztorze w Neapolu stanął mi przed oczyma ten pełny kościół na Stolarskiej. Jaki kontrast! I równocześnie przypomniała mi się fraza z wiersza Zagajewskiego, "Europa w zimie": "kiedy twoje gigantyczne katedry, w których / spotyka się teraz pięć staruszek, znikną we mgle".
Zamiast podsumowania kilka pytań, które mnie nurtują: czy Kościół w Europie, Kościół, który się wyprzedaje, "zniknie we mgle"? Czy się odrodzi? Czy wróci do katedr? Czy znajdzie dla siebie inne miejsce?
Skomentuj artykuł