Kościołowi w Polsce potrzebna jest forma okrągłego stołu
Przy tym stole można postawić diagnozy i szukać rozwiązań. Palącą kwestią wydaje się też organizacja szkolenia dla samych biskupów.
Temat komunikacji w polskim Kościele – a właściwie jej braku – który poruszyłem na tych łamach w poprzednim tekście okazał się być bardzo nośnym. Dowody tego otrzymałem w licznych mailach oraz wiadomościach esemesowych. To, że poprzedni rok był dla Kościoła fatalny pod względem wizerunkowym pokazuje m.in. badanie opublikowane 8 stycznia przez agencję Alert Media Communications.
Poprosiła ona 108 przedstawicieli branży public relations odpowiadających za komunikację w wiodących polskich firmach, instytucjach państwowych i samorządowych oraz organizacjach pozarządowych (głównie ze szczebla co najmniej menedżerskiego, dyrektorskiego lub rzeczników prasowych) o wskazanie największych ich zdaniem kryzysów wizerunkowych. Aż 45 proc. z nich uznało, że największy kryzys dotyczył Kościoła w związku z publikacjami na temat nadużyć seksualnych. A zatem kryzys komunikacyjny, to nie tylko obserwacja sfrustrowanego dziennikarza, tego lub innego publicysty, którzy od miesięcy wskazują na tą bolączkę w polskim Kościele, ale także zdanie innych graczy medialnego rynku.
Publikujący na tych łamach ks. Artur Stopka w połowie minionego roku w jednym ze swoich komentarzy napisał, że „problem komunikacji w Kościele katolickim w Polsce potrzebuje pilnych i dobrych rozwiązań. Najpierw jednak musi zostać szeroko uświadomiony i zrozumiany”. Ta świadomość powoli zaczyna do osób decyzyjnych – czytaj: biskupów – dochodzić.
Na początku listopada – a więc już po przejściu największej fali kryzysowej spowodowanej m.in. filmem braci Sekielskich – Katolicka Agencja Informacyjna donosiła, że w Częstochowie odbyły się obrady Rady ds. Środków Społecznego Przekazu. W informacji po spotkaniu można przeczytać, że dużo miejsca poświęcono kwestii „kształcenia, formacji oraz jakości i skuteczności pracy rzeczników prasowych, jakie posiadać winny wszelkie instytucje Kościoła katolickiego w Polsce”, którzy „winni korzystać z wiedzy oraz instrumentów, jakimi posługują się profesjonalni rzecznicy w instytucjach świeckich”. Prócz tego dyskutowano także na temat dokumentu pt. „W trosce o człowieka na medialnym areopagu”, który w siedmiu rozdziałach ma zebrać problematykę medialną. Ostatni rozdział pt. „Troska o prawdziwość medialnego wizerunku Kościoła”, ma poruszać kwestie kształtowania wizerunku Kościoła w świecie medialnym, zasady public relations dotyczące rzeczywistości duchowej oraz ma mówić o rozwiązywaniu sytuacji kryzysowych w Kościele. Cały dokument – jak donosiła wówczas KAI – ma być przedstawiony biskupom do zatwierdzenia na zebraniu plenarnym KEP w marcu tego roku.
Super. Tylko przyklasnąć. Jednak – w moim przekonaniu - dokument na temat roli mediów we współczesnym świecie, możliwościach ich wykorzystywania w ewangelizacji, zbierający także zasady etyki dziennikarskiej oraz ustanawiający nowe zasady obecności księży w mediach – to dopiero punkt wyjścia do szerszej dyskusji na temat komunikacji w Kościele. Jestem przekonany o tym, że powinni w niej uczestniczyć nie tylko sami biskupi (raczej nie wszyscy lecz ci, którzy temat znają i inni hierarchowie mogą im w tym względzie zaufać), członkowie Rady ds. Środków Społecznego Przekazu (jest w niej naprawdę sporo mądrych osób i dziwne, że dotąd siedzi ona cicho), rzecznicy prasowi w diecezjach i zakonach, eksperci ds. mediów z różnych ośrodków naukowych w Polsce oraz dziennikarze. Innymi słowy Kościołowi potrzebna jest forma okrągłego stołu, przy którym w dyskusji narodzą się pomysły na przyszłość.
Przy tym stole można postawić diagnozy i szukać rozwiązań. Można się spierać o kształt biura prasowego KEP. Komu ono ma podlegać. Czy sekretarzowi generalnemu tak jak dotychczas, a może winno cieszyć się pewną swobodą działania? Jak – biorąc przykład ze Stolicy Apostolskiej, gdzie reforma mediów miała na celu właśnie skuteczniejszą komunikację ze światem i powołano w tym celu specjalną dykasterię – połączyć działania biura prasowego KEP, KAI czy portalu Opoka. Oczywiście każdy z tych podmiotów ma swoje własne strategie (zakładam, że ma), ale w wielu punktach zapewne się one przecinają. Czy rzecznikiem KEP powinna być osoba duchowna? A może znów ściągnąć z Watykanu lub podpatrzeć (wiem, to nie dla wszystkich dobry kierunek) w Niemczech, gdzie za komunikację przewodniczącego Episkopatu odpowiadają świeccy? Jak zbudować skuteczne i prężnie działające biuro prasowe, które zareaguje natychmiast, a nie po konsultacjach z prezydium?
Tych pytań w dyskusji może rodzić się więcej. Ale nie ma co czekać do czerwca, do wyborów rzecznika prasowego - inna rzecz, że teraz nic by się wielkiego nie stało gdyby w sytuacji braku odpowiedniego kandydata lub kandydatki wybór przesunąć delikatnie w czasie.
Ktoś powie, że problemem będą pieniądze, bo żeby zbudować coś na profesjonalnym poziomie trzeba sporych nakładów. Tak – one mogą być problemem. Ostatnio biskupi „mocowali” się szukając sposobów finansowania fundacji św. Józefa, która ma pomagać osobom molestowanym w przeszłości przez duchownych. Pieniądze znaleźć się ostatecznie udało – na fundację złożą się solidarnie wszystkie diecezje. Czy potrzebne jest wypracowanie jakiegoś kolejnego modelu finansowania – tym razem z przeznaczeniem na media? Moim zdaniem – niekoniecznie. Może wystarczy przejrzeć zasadność różnych innych wydatków, które ma KEP? A może pójść w kierunku samofinansowania się przez „episkopatowe media”. Niektóre diecezje wypracowały własne modele działania w tym zakresie. Może trzeba wziąć z nich przykład.
Palącą kwestią wydaje się też organizacja szkolenia dla samych biskupów. Nie ma się co napinać, udawać, że się potrafi rozmawiać z dziennikarzami. Gdyby było dobrze, nie byłoby różnego rodzaju zamieszania po niezbyt precyzyjnych wypowiedziach jednego lub drugiego hierarchy.
Kończąc ubiegłotygodniowy tekst zadałem pytanie czy biskupi są gotowi do tego, by poważnie pomyśleć o tej kwestii. Ktoś mi napisał, że w to nie wierzy. A ja jednak mam nadzieję. W końcu komunikacja to nie tylko kontakt z dziennikarzami, ale przede wszystkim z wiernymi. A na tych chyba biskupom jeszcze trochę zależy.
Skomentuj artykuł