Ksiądz na własną rękę i własną odpowiedzialność?
Taka sytuacja nie powinna nigdy mieć miejsca. Skoro do niej jednak doszło, trzeba czegoś więcej, niż szybkiej doraźnej deklaratywnej reakcji. Trzeba wyciągnięcia wniosków i wdrożenia działań, które skutecznie zapobiegną podobnym sytuacjom na przyszłość.
13 listopada br. Polska Rada Chrześcijan i Żydów skierowała na ręce arcybiskupa lubelskiego i rektora Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego list, w sprawie publicznych wypowiedzi jednego z kapłanów archidiecezji lubelskiej, będącego równocześnie pracownikiem naukowym KUL. Autorzy pisma wyrazili poważne zaniepokojenie aktywnością wykładową tego duchownego i profesora, dotyczącą Żydów i judaizmu. "Absolutnie niedopuszczalne jest, aby opinie o rzekomej prawdziwości mordów rytualnych były tolerowane w przestrzeni publicznej. Nie godzi się, aby takie opinie wygłaszał profesor zasłużonej uczelni noszącej imię wielkiego przyjaciela Żydów - papieża Jana Pawła II" - stwierdzili, apelując równocześnie "o publiczne zajęcie stanowiska w tej sprawie oraz podjęcie surowych kroków dyscyplinujących wobec osoby głoszącej takie - antyżydowskie, ale i antykatolickie, bo odrzucane przez Kościół - twierdzenia".
Kilka dni po upublicznieniu listu Polskiej Rady Chrześcijan i Żydów wspólne oświadczenie wydali rzecznicy prasowi archidiecezji i lubelskiej uczelni. Zapewnili w nim, że zarówno arcybiskup metropolita lubelski, jak i rektor KUL uznają przytoczone w piśmie wypowiedzi wspomnianego księdza profesora za niedopuszczalne.
W oświadczeniu znalazły się też sformułowania dające do myślenia w znacznie szerszym niż ten jednostkowy przypadek kontekście. Według tego dokumentu, zarówno pasterz archidiecezji lubelskiej, jak i rektor katolickiego uniwersytetu, podkreślili, że "pozauniwersytecka działalność wykładowa" duchownego naukowca "jest aktywnością podejmowaną i prowadzoną przez niego na własną rękę i własną odpowiedzialność, a głoszone tezy nie są stanowiskiem jego przełożonych".
Przypomniano również, że ksiądz profesor nie jest zawodowym historykiem i dodano, że "budzące sprzeciw wystąpienia nie są głosem naukowca prowadzącego rzetelne, krytyczne badania źródłowe, ani tym bardziej głosem osoby reprezentującej Kościół w Polsce lub stanowisko Archidiecezji Lubelskiej".
Czy to oznacza, że w chwili wygłaszania niedopuszczalnych wypowiedzi nie był on kapłanem Kościoła katolickiego inkardynowanym do archidiecezji lubelskiej ani pracownikiem naukowym świętującej w tym roku stulecie katolickiej uczelni? Czy był wyłącznie osobą prywatną wygłaszającą osobiste opinie? Dostępne w internecie zapisy wideo wskazują jednoznacznie na coś innego. Wypowiada je ubrany w sutannę człowiek tytułowany "księdzem profesorem". Traktowany jest przez uczestników spotkania jak ekspert, autorytet w kwestiach, które stanowią przedmiot jest wystąpienia.
W swym wspólnym oświadczaniu rzecznicy przyznają, że przytoczone w liście Polskiej Rady Chrześcijan i Żydów wypowiedzi księdza profesora "stanowią rozpowszechnianie nieprawdy i szkodzą dobremu imieniu uniwersytetu i archidiecezji", w związku z czym ich autor zostanie "poproszony o szczegółowe wyjaśnienia w sprawie swojej aktywności wykładowej na temat Żydów i judaizmu". Warto jednak zastanowić się, dlaczego nastąpi to dopiero kilka miesięcy po tym, jak zostały one wygłoszone oraz udostępnione w pełnym brzmieniu w internecie. Czy reakcja nie mogła (nie powinna) nastąpić bez impulsu ze strony PRChiŻ?
Jest też pytanie natury ogólniejszej, dotykające funkcjonowania w sferze publicznej duchownych katolickich. Czy ważnie wyświęcony i normalnie funkcjonujący w Kościele kapłan w jakiejkolwiek sytuacji może i faktycznie jest w stanie prowadzić jakąkolwiek działalność wyłącznie "na własną rękę i własną odpowiedzialność"? Czy może na chwilę, na kilka godzin, przestać być "osobą reprezentującą Kościół"? A patrząc z drugiej strony, czy Kościół może do takich sytuacji dopuszczać i nie reagować, zwłaszcza gdy jego autorytet wykorzystywany jest np. do głoszenia tez z katolickim nauczaniem absolutnie sprzecznych? To nie są drugorzędne pytania dotyczące jakichś incydentów. Chodzi w nich nie tyle o wiarygodność Kościoła, ile o coś znacznie ważniejszego - o wierność Ewangelii Jezusa Chrystusa. Chodzi o to, o czym stanowczo i zdecydowanie, bez zbędnej zwłoki pisał św. Paweł Apostoł na początku Listu do Galatów: "Innej jednak Ewangelii nie ma: są tylko jacyś ludzie, którzy sieją wśród was zamęt i którzy chcieliby przekręcić Ewangelię Chrystusową".
ks. Artur Stopka - dziennikarz, publicysta, twórca portalu wiara.pl; pracował m.in. w "Gościu Niedzielnym", radiu eM, KAI
Skomentuj artykuł