Księża kobiety i polska debata
Ordynacja na księży dziewięciu diakonek z Kościoła ewangelicko-augsburskiego już się dokonała. A przy okazji, jak zwykle w takich sytuacjach, odbyła się rytualna już niemal w środowiskach konserwatywnych dyskusja o tym, jak głęboko niszczony jest przekaz Ewangelii, i jak protestanci odchodzą od jedynej prawdziwej wiary. Fakty, co zresztą też dość typowe, wielkiego znaczenia w tej debacie nie miały.
Zacznijmy zatem od nich. Tak się składa, że dziewięć diakonek ewangelicko-augsburskich, które w minionym tygodniu zostały prezbiterami, wcale nie są pierwszymi kobietami duchownymi w Polsce. Pierwszą wspólnotą, która się nawet nie na ordynację, ale na święcenie kobiet na kapłanki i biskupki zdecydowała był (jeszcze przed podziałem) Kościół mariawicki, a w jednej z jego gałęzi Katolickim Kościele Mariawitów kobiety nie tylko nadal są święcone. Jedna z nich jest nawet zwierzchniczką wyznania, biskupką. Jeśli chodzi i protestantyzm to wspomniane panie też nie są pierwsze. Od 2019 roku w Kościele ewangelicko-metodystycznym (będącym częścią Zjednoczonego Kościoła Metodystycznego, który od lat ordynuje kobiety) służy pani pastor (ordynowana na prezbitera) Monika Zuber, a ordynacji kobiet dokonywano także w Kościele ewangelicko-reformowanym. Kościół ewangelicko-augsburski nie zrobił więc w zasadzie nic radykalnie nowego.
Warto też uświadomić sobie, że zgoda na ordynacje kobiet na księży u luteran z perspektywy katolika nie jest już rewolucją. Tą była bowiem zgoda na ordynacje kobiet na diakonki. Dlaczego? Tak się bowiem składa, że już wtedy kobiety mogły sprawować Wieczerzę Pańską, a także sprawować pełną posługę duszpasterską. Co się zatem zmieniło od teraz? Odpowiedź jest prosta: jako prezbiterki panie będą mogły być proboszczami, a wcześniej być nimi nie mogły. To jest w zasadzie jedyna istotna zmiana. Trudno w takiej sytuacji nie zadać pytania, co takiego gorszego ma być w kobiecej posłudze duchownej, że kobieta może sprawować nabożeństwo (w tym nabożeństwo Wieczerzy Pańskiej), a nie może zarządzać parafią? Uznanie, że tak ma być byłoby w istocie dyskryminacją.
Nie ma też - z perspektywy luterańskiej teologii urzędu - istotnym przyczyn, by uznać, że kobieta pastorem być nie może. Inaczej niż w Kościele katolickim ordynacja nie oznacza bowiem udzielenia sakramentu, który coś istotowo w człowieku zmienia (w katolickiej teologii wyciska na duszy kapłana niezniszczalną pieczęć chrystusowego kapłaństwa hierarchicznego), a jedynie jest czynnością wykonywaną, żeby w Kościele nie było bałaganu, żeby nie każdy nauczał. Kapłaństwo chrzcielne (zwane także powszechnym) jest jedynym, które uznaje luteranizm, a posługa pastorska z niego i tylko z niego wyrasta. Z tej perspektywy różnica między chrztem kobiety a mężczyzny jest żadna, nie widać więc także powodów, by odmawiać kobietom możliwości ordynacji.
Kościół katolicki ujmuje rzecz inaczej. Kapłaństwo jest u nas sakramentem, a nie jedynie kwestią porządku kościelnego, związane jest z ontyczną zmianą, a do tego powiązane jest z byciem obrazem Chrystusa. Z tego powodu płeć ma znaczenie, a potwierdzają to orzeczenia św. Jana Pawła II. Debata na ten temat wciąż się toczy, pojawiają się nowe argumenty, ale niezależnie od tego, jakie będą jej wyniki (starokatolicy doszli do wniosku, że kobiety święcić można) nie ulega wątpliwości, że - jeśli, co wcale nie jest pewne, a na tym etapie zdecydowanie wątpliwie, do święceń kobiet kiedykolwiek dojdzie - uzasadnienie będzie musiało być odmienne niż to proponowane przez luteranów, bo odmienna jest struktura teologiczna katolicyzmu, odmienne rozumienie struktury Kościoła, urzędu i sakramentów.
A na razie, zamiast oburzać się tym, co zrobili luteranie warto zadać sobie pytanie, czy w polskim katolicyzmie nie potrzebujemy także swoistej rewolucji kobiecej? I nie chodzi mi o święcenie kobiet, a o to, czy wciąż nie pozostajemy Kościołem w sposób swoisty ślepym na kobiety, pomijającym je? Ostatnio jeden z wydziałów teologicznych zorganizował debatę na temat odchodzenia dzieci z Kościoła i wychowania do wiary. Prelegentami byli dwaj księża i jeden świecki mężczyzna. Kobiety - żadnej - nie zaproszono. To pokazuje, niestety, jak naprawdę traktuje się kobiety, i to w kwestiach, w których z pewnością mają większe doświadczenie niż - z całym szacunkiem dla urzędu i święceń - dwaj księża celibatariusze. Może więc zamiast oburzać się na luteran, warto zająć się porządkami na własnym podwórku?
Skomentuj artykuł