Lekcja religii to nie katecheza. Parę słów z okazji okrągłej rocznicy

(fot. unsplash.com)

Od trzydziestu lat krystalizuje się pomysł na religię w szkole, a ja nadal nie wiem, jaki on właściwie jest.

Lektura listu z okazji trzydziestolecia religii w szkole była dziwnym doświadczeniem. Dlaczego? Od pierwszego zdania automatycznie słyszałam w głowie słodkie dźwięki „Poranka” Edvarda Griega z „Peer Gynt” (op. 46). Mało istnieje motywów muzycznych równie sielskich i anielskich, kojących jak ciepła meliska, a ten, napisany do I suity z Ibsenowskiego dramatu, jest pewnie najbardziej znany.

U mnie było tak

Przepraszam za ten wstęp, ale naprawdę - „Poranek” trwał od cytatu z Jana Pawła II na dzień dobry aż po cytat z Jana Pawła II w ostatnim akapicie. Czytając, odnosiłam wrażenie, że podczas lekcji religii trawa jest bardziej zielona, a niebo niebieskie. Dowiedziałam się, że dawniej, w salkach katechetycznych, spotkania „zwykle były prowadzone we wspólnocie wiary. Towarzyszył im klimat dobrych wzajemnych relacji. Dodatkowo bliskość kościoła parafialnego sprawiała, iż w ramach tych spotkań możliwe było chrześcijańskie wychowanie i wtajemniczenie.” Ale od kiedy religia przeniosła się do szkół, „rodzice otrzymali wsparcie dla swej misji pierwszych katechetów i otrzymują je do dziś. Lekcje religii służą pogłębianiu wiedzy religijnej, wspomagają kształtowanie postaw inspirowanych Ewangelią, w pewnym stopniu również przygotowują do sakramentów świętych, co w pełni dokonuje się poprzez katechezę parafialną”.

DEON.PL POLECA

Salek katechetycznych nie mogę pamiętać. Ale szkołę pamiętam jeszcze całkiem nieźle. Pierwsze lekcje odbyłam jakoś w ’97 albo ’98. Mgliście kojarzy mi się scenka, kiedy uczymy się robić znak krzyża. Powoli, opornie, często nieświadomie naśladowaliśmy braci i siostry z prawosławia i Kościołów wschodnich. Jakoś ciężko było nam zapamiętać kolejność gestów na „Ducha” i „Świętego”.

Potem przypomina mi się jeszcze parę całkiem śmiesznych historyjek z czasów podstawówki. I kilka sytuacji z gimnazjum, których dzisiaj szczerze współczuję naszej katechetce - musiała być bardzo zmęczona przeszkadzaniem, podpuszczaniem i głupimi śmieszkami, bo zlewaliśmy lekcje równo - jedni grzecznie, drudzy mniej. Za to w liceum było już i kulturalnie, i zabawnie - księża byli naprawdę w porządku, a my i tak wypisywaliśmy się z religii jedno po drugim. Oczywiście nie wszyscy. Nie było presji ani ze strony rezygnujących, żeby zrezygnować, ani ze strony katechetów, żeby zostać. Podczas okienka - bo lekcje religii mieliśmy w środku dnia, wiadomo - siedzieliśmy przy stole na korytarzu, dużo się śmialiśmy i gadaliśmy, a głównie rżnęliśmy we własnoręcznie narysowane i wydarte z zeszytów memo. Ot, taką mieliśmy fantazję.

Największa trudność w religii w szkole?

Nie mam zamiaru pisać peanów o wyprowadzaniu religii ze szkół do salek, tylko dlatego, że moje doświadczenie to bynajmniej nie żadne „pogłębianie wiedzy religijnej” ani „kształtowanie postaw inspirowanych Ewangelią”, mimo najlepszych nawet intencji nauczycieli. Raczej sporo nudy, trochę religijnych piosenek, kolorowanek i czytanek, film o aborcji, ze trzy do pięciu lekcji o innych wyznaniach, wykuwanie modlitw i pytań przy okazji przygotowania do Pierwszej Komunii i bierzmowania - akurat u mnie ta „katecheza parafialna” odbywała się w ramach lekcji religii, oczywiście gdzieś na marginesie szkolne msze na początek i na koniec roku plus szkolne rekolekcje, a wszystko zakończone uprzejmym pożegnaniem przed czasem. Cała ta historia to jeden kilkunastoletni dowód anegdotyczny, a ja nie jestem ani teolożką ani metodyczką, ani socjolożką religii, ani w ogóle socjolożką. Ale zwyczajnie zastanawiam się - czy to na pewno wyłącznie moja historia i kilkorga moich koleżanek i kolegów?

Najwyraźniej nie, skoro bp Wojciech Osial, nowy przewodniczący Komisji Wychowania Katolickiego powiedział KAI, że „najbardziej widoczna [trudność w lekcjach religii - przyp. DF] to taka, że w szkołach ponadpodstawowych zaczynają wypisywać się uczniowie. Im większe miasta, to współczynnik wypisywania się jest większy”. Statystycznie wciąż nie wygląda to źle, bp Osial mówi o generalnej frekwencji na poziomie 75%, ale zauważa też, że w większych miastach jest dużo gorzej. A tendencja spadkowa magicznie się nie zmieni, będzie się tylko pogłębiać. Polska młodzież, według badań Pew Research Center z 2018 r., laicyzuje się najszybciej na świecie.

Niestety mam wrażenie, że mówienie o odpływaniu uczniów z katechezy jako o jednym z dwóch największych problemów tejże (drugim jest brak nauczycieli) to trochę jak wskazywanie bólu jako największego problemu przy stanie zapalnym zęba - tymczasem on informuje o chorobie i lepiej nie zagłuszać go ibupromem w nieskończoność, tylko iść do dentysty.

O co chodzi w katechezie?

A mój największy problem z nauką religii (i już mniejsza z tym, czy w szkole, czy w salce)? Do dziś nie wiem, o co właściwie w niej chodziło. W liście o katechezie czytam, że „uczniowie wierzący zdobywają podczas lekcji niezbędne wiadomości, by ich wiara oświecona rozumem była silnie ugruntowana, a „duch ludzki unosił się ku kontemplacji prawdy” (Jan Paweł II, Fides et ratio). Wobec uczniów niewierzących lekcje będą mieć charakter ewangelizacyjny, a także pomogą odnaleźć i zrozumieć aspekty religijne w historii i kulturze. Z kolei uczniom poszukującym lekcje religii umożliwiają zadawanie pytań i odnajdywanie odpowiedzi na nie, nierzadko w korelacji z innymi przedmiotami, co sprzyja budowaniu zintegrowanego obrazu świata”.

Przez wszystkie etapy edukacji prześlizgnęłam się przez wszystkie trzy światopoglądowe opcje - i nadal nie wiem. Czy to miało być doświadczenie kerygmatyczne i ewangelizacyjne? Nauka modlitw? Przekazanie świadectwa? A może chodziło o wykładnię dogmatyki, eklezjologii, sakramentologii, teologii moralnej - oczywiście w wersji odpowiednio podanej do wieku? O religioznawstwo, filozofię? O wiedzę czy o wiarę? O doświadczenie religijne czy o opisanie doświadczenia?

Od trzydziestu lat krystalizuje się pomysł na religię w szkole, a ja nadal nie wiem, jaki on właściwie jest.

Albo kerygmat i katecheza, albo stopnie

Lekcje religii nauczyły mnie niewiele, ale parę lat później przekonałam się o czymś znacznie ważniejszym: katecheza to zupełnie coś innego niż lekcja religii. Nie ma katechezy bez kerygmatu. Kerygmat, κήρυγμα, „ogłoszenie”, „proklamacja”. Rdzeń chrześcijaństwa, mózg i serce wiary: „Jezus Chrystus cię kocha, dał swoje życie, aby cię zbawić, a teraz jest żywy u twego boku codziennie, aby cię oświecić, umocnić i wyzwolić” (Franciszek, Evangelii gaudium, 164). Katecheza byłaby więc wtajemniczeniem, pogłębieniem i wyjaśnieniem tego „pierwszego głoszenia” w różnych wymiarach - sensu i znaczenia sakramentów, Kościoła, wspólnoty itd. - odnoszącym się do niego nieustannie.

Czy na to jest miejsce w systemie szkolnym? Absolutnie nie. O ile kerygmat można samemu przyjmować i przekazywać innym wszędzie na wszelkie sposoby, tak wtłaczanie go w oceny, notatki, kartkówki i trzydziestoosobową klasę jest i nieetyczne (bo niby dlaczego takie konfesyjne hocki-klocki miałyby być finansowane przez państwo?), i niemierzalne (jak sprawiedliwie ocenić kerygmat?), a z perspektywy ewangelizacyjnej - antyskuteczne. Na to zdecydowanie powinna być przestrzeń w parafii. Spokojnie mogą zajmować się tym i księża, i świeccy, którzy zresztą już często to robią - formując się we wspólnotach, po godzinach i często dzieląc się tym w rozmaitej formie, mniej lub bardziej oficjalnie, z czystej pasji głoszenia Ewangelii.

Ale czy szkołę trzeba wydrążyć z religii w ogóle? Może niekoniecznie. Raczej, mimo językowego przyzwyczajenia, przestańmy myśleć o sformułowaniach „katecheza” i „lekcja religii” jako o synonimach i tak do nich podchodzić, jako dyrektorzy, nauczyciele i rodzice. A do samej lekcji religii wpuśćmy trochę powietrza, przestrzeni na filozofię, etykę, różne światopoglądy, otwarte zadawanie pytań, bez doktrynerstwa, ale z ciekawością i wolnością. Zamiast przygotowania do sakramentów (to zdecydowanie katecheza, a więc jej miejsce jest w parafii), uczciwy intelektualnie melanż etyczno-filozoficzno-religioznawczo-teologiczny, bez „jedynie słusznej wersji”. I dopóki lekcja religii nie ma konkretnej alternatywy - aż żal, że trzeba to wałkować wciąż i wciąż - absolutnie bez zagrywek w stylu wpychania jej do środka planu zajęć.

Szczerze mówiąc chyba jestem pesymistką, sama czuję, że to kompletna naiwność i utopia. Pociesza mnie tylko, że w wywiadzie dla „Tygodnika Powszechnego” („Religia to lekcja”) stanowczo podkreśla to także ks. Damian Wyżkiewicz CM, nauczyciel religii, który w 2019 został wyróżniony jako Nauczyciel roku: „W planie lekcji jest napisane „religia”, nie „katecheza”, która obejmuje także wtajemniczenie chrześcijańskie. W szkole nie sposób tego osiągnąć. To zadanie dla parafii!”

Oraz:

„Zbyt często na lekcjach religii narzuca się uczniom jedną interpretację i odpowiedź, zamiast razem poszukiwać drogi. Co gorsza, wiele osób w liceum słyszy dokładnie to samo, co w gimnazjum. Dlatego tak wielu uczniów wypisuje się z tych zajęć. Sam bym nie chciał na nie chodzić.

Młodzieży często brakuje spojrzenia na wiele spraw z dwóch stron. Również moją rolą jest to, żeby im to umożliwić – pokazać argumenty za i przeciw. Także po to, by ostatecznie młody człowiek mógł w swoim sumieniu, którego prymat uznajemy, zdecydować o swoim podejściu do danej kwestii. Będzie znał doktrynę katolicką, ale także inne poglądy. Myślę, że niektóre problemy z religią w szkole biorą się właśnie z tego, że nie wierzymy w sumienia młodych ludzi.”

Tegoroczna laurka na trzydziestolecie religii w szkole jest bardzo dostojna, ale jeśli młodzież w Polsce będzie laicyzować się w takim tempie jak do tej pory, to równie okrągłych słów z „Porankiem” Griega w tle na pięćdziesięciolecie religii możemy nie doczekać. A sama szkolna katecheza siłą rzeczy stanie się tylko folklorem i wspomnieniem z piosenki Maty („Żółte flamastry i grube katechetki”).

Redaktorka i dziennikarka DEON.pl, autorka książki "Pełnymi garściami". Prowadzi blog dane wrażliwe.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Lekcja religii to nie katecheza. Parę słów z okazji okrągłej rocznicy
Komentarze (72)
JL
Jerzy Liwski
7 września 2020, 11:02
Jak Państwo myślą, jak czułby się matematyk, który na lekcji uczy, że 5-2=3, dziecko idzie do domu i tam rodzice powtarzają mu, że 5-2 to 2 i koniec. Co więcej, to dziecko idzie do sklepu, kupuje bułkę za 2 złote, daje 5 i sprzedawca wydaje 2, bo przecież 5-2 to 2? Jak reagowałoby to dziecko na kolejne treści, których próbowałby nauczyć matematyk? (zwłaszcza jak przeszlibyśmy do pierwiastków itp). Rzecz w tym, że katecheta jest dokładnie w takiej sytuacji jak ten matematyk. Próbuje przekazać coś, nauczyć, mimo że otoczenie tym treściom coraz gwałtowniej zaprzecza. A wyobraźcie sobie, że do tego matematyka przychodzi ktoś i mówi mu, że nie jest otwarty na otaczający świat, że 5-2 nie dla wszystkich jest 3, żeby zaczął widzieć ludzi wokół siebie, żeby uczył dzieci otwartości i pokazywał, że dla jednych 5-2=3 dla innych =2, a są i tacy, dla których =1 i każdy ma prawo do własnej odpowiedzi...
JL
Jerzy Liwski
7 września 2020, 10:54
Poważnym błędem jest też patrzenie na naukę w szkole przez pryzmat charyzmatycznych nauczycieli. Charyzmatyczny nauczyciel, który potrafi swoją osobowością pociągnąć za sobą uczniów, nie ma z nimi żadnych problemów. Potem taki nauczyciel stawiany jest jako wzór innym. "On potrafi, on sobie daje radę". Patrząc na jakikolwiek przedmiot przez pryzmat tych nauczycieli, ich osiągnięć, nie posuniemy się do przodu ani o odrobinę. Problem bowiem w tym, że charyzmatycznych nauczycieli jest niewielu - wynik jeden na dziesięciu byłby bardzo dobry. "Charyzmatyczność" jest niewyuczalna ;) i nie może być kryterium nadawania się do zawodu. Trzeba rozmawiać z tymi pozostałymi dziewięciu, z nimi zastanawiać się co robić, co zmieniać, jak funkcjonować. O ile naprawdę chcemy coś zmienić.
JL
Jerzy Liwski
7 września 2020, 10:32
Mówiąc o katechezie w szkole nie wolno zapomnieć o kontekście czasów w jakich żyjemy. Dziś bardzo trudno jest uczyć czegokolwiek, bez względu na przedmiot. Dzieci, młodzież jest zupełnie inna niż 30 lat temu. Kiedyś moja koleżanka, matematyczka przed emeryturą powiedziała, że nie rozumie jak młodzi nauczyciele chcą pracować w szkole, stwierdziła, że teraz to już nie jest uczenie, tylko przetrwanie, a uczyło się kiedyś. I miała na myśli to co dzieje się w klasach na lekcji, mówię tu o zachowaniu uczniów, odnoszeniu się do siebie, do nauczycieli. Proszę pamiętać, że ogrom młodych ludzi chce zbuntować się, wyrazić ten bunt - i robi to w szkole, a religia jest przedmiotem, na którym bunt i opór uchodzi kompletnie bezkarnie. Nic się nie musisz uczyć, nic nie musisz robić - jedynka? I co z tego z jedynką też się zdaje. Mam porównanie, religia nie jest jedynym przedmiotem, do którego miałem uprawnienia i nie tylko religii uczyłem...
7 września 2020, 13:55
Zgadzam się z panem w zupełności. Sam miałem "przygodę" z nauczaniem na studiach ale jak zobaczyłem co się dzieje w podstawówkach i liceach w latach... 90-tych (!) to już miałem dość szkolnictwa a przez te 25 lat zmieniło się wiele tylko, że na gorsze. Dlatego też właśnie mam zdanie na temat lekcji religii w szkołach takie jakie mam bo uważam, że w tych warunkach nauczanie religii ma skutek odwrotny od zamierzonego. Nie mają lekcji religii inne wyznania w szkołach państwowych i nie słyszałem żeby jakoś inne wyznania miały ogromny ubytek wiernych, niektóre nawet przeciwnie mają ich coraz więcej kosztem naszego kościoła. Oczywiście przyczyn jest wiele jak wspominałem poniżej.
JL
Jerzy Liwski
7 września 2020, 16:47
@ Jerzy 2. Kwestie statystyczne nie są takie proste. Właśnie spojrzałem na dokument GUSu Wyznania religijne w Polsce 2015-2018 (podje też dane wcześniejsze). Bardzo ciekawa i zaskakująca lektura. Z całym szacunkiem Panie Jerzy, ale stwierdzenie, że nauczanie religii ma skutek odwrotny od zamierzonego, jest nieuzasadnione. Czy naprawdę uważa Pan, że odchodzenie od Kościoła jest spowodowane nauką religii w szkołach? Proszę spojrzeć na statystyki z innych krajów, zwłaszcza w tych, gdzie religii nie ma szkole. Dobrym przykładem jest tu Francja ze sztandarową laickością szkół. Statystyki podają, że pomiędzy 1986 a 2019 rokiem liczba katolików spadł z 81 do 41 % ogółu społeczeństwa.
8 września 2020, 07:00
@Jerzy. Statystyki niestety za dużo nam nie powiedzą. Dlaczego ? Ano z tej prostej przyczyny że w naszym kościele odejścia są "po cichu", ludzie po prostu przestają chodzić do kościoła, do spowiedzi, przyjmować kolędę, bronić kościoła w dyskusjach etc. Bardzo małej grupie chce się iść i prosić proboszcza i z nim dyskutować o odejściu, za dużo z tym zachodu (choć ostatnio i tak to trochę ułatwiono), a więc w statystykach kościół dalej ma te swoje 95 % tyle tylko, że wielu z nich to "martwe dusze" a czasem nawet i wrogowie kościoła.
8 września 2020, 07:08
@Jerzy Liwski. Co do obecności religii - to nie jest system zero-jedynkowy - że tam gdzie jest religia w szkole to ludzie odchodzą od chrześcijaństwa a tam gdzie nie ma to nie odchodzą. Pan podał przykład Francji, a z kolei przykład Irlandii gdzie religia była obowiązkowa a wiernych z kilkudziesięciu % zrobiło się nagle kilka procent ? To nie takie proste zjawisko do przeanalizowania. Ale ja twierdzę że religia w szkole szkodzi... samej religii.
8 września 2020, 07:10
@Jerzy Liwski. Na odejścia z kościoła składa się bardzo wiele czynników jak pisałem już wcześniej. Na przykład na odejścia kapłanów ze stanu duchownego oraz kapłanów z kościoła katolickiego także ! - to jest największym chyba szokiem dla wiernych, wielu się zastanawia jak to możliwe, że ktoś kto jest wykształcony w teologii, pracował czasem wiele lat i nauczał jako kapłan katolicki nagle rezygnuje nie tylko z kapłaństwa ale także z tej wiary mimo, że sam jej nauczał przez wiele lat ! Kiedyś zapytałem jednego byłego księdza o zmianę jego wyznania, pytałem czy uczyli ich w seminarium o innych wyznaniach, o różnicach, podając argumenty dlaczego akurat nasze wyznanie a nie inne, odpowiedź była oczywiście negatywna. Potem taki człowiek ma styczność z innymi poglądami i nagle mu się "otwierają oczy"... Tak, jak nie miał pojęcia dlaczego jest właśnie katolikiem i nawet księdzem, w dyskusji nie potrafi tego obronić bo nie zna różnic pomiędzy wyznaniami to potem tak to wychodzi.
8 września 2020, 07:22
@Jerzy Liwski. Jeszcze a propos Francji. Swego czasu mieszkałem we Francji i śmiem twierdzić że statystyki są fałszywe i zawyżają liczbę katolików z przyczyn opisanych przeze mnie powyżej. Uważam, że katolików jest tam nie więcej niż 30% a obawiam się że nawet znacznie mniej już obecnie. Jako pewien znak czasów podam taki przykład - miałem pewną znajomą rodzinę, oboje wykształceni, dobra praca, dwójka dzieci, dzieci ochrzczone ale rodzice są oboje ateistami... dzieci oczywiście poza chrztem nigdy więcej nie były w kościele, nie chodzą na religię. Pytam więc rodziców dlaczego ochrzcili dzieci ? A żona na to - a bo wiesz mojego męża mama pochodziła z polskiej rodziny i jej zależało żeby dzieci były ochrzczone...
JL
Jerzy Liwski
8 września 2020, 11:43
@Jerzy 2. Tak, dlatego pisałem, że kwestie statystyczne nie są takie proste. Im większa/liczniejsza w danym regionie religia, tym motywacje by do takiej religii się przyznawać bardziej zmienne i czasem wręcz niejasne. Co do księdza, którego nie uczyli o innych wyznaniach - zupełnie nie rozumiem. Na teologii na UKSW religioznawstwo jest jednym z przedmiotów obowiązkowych, ale niestety myślę, że z uczeniem się w seminarium bywa różnie. Co do religii w szkole i tego czy szkodzi, czy pomaga - zostawmy ten problem. Może ktoś go kiedyś rzetelnie przeanalizuje. Myślę, że co do jednego się zgodzimy, jeżeli już jest w szkole, należałoby by zrobić wszystko co się da, by pomagała jak najbardziej/szkodziła jak najmniej.
WS
~Wojciech Sobolski
6 września 2020, 23:35
Cd. Miało być- Niech zwolennicy religii w salkach uświadomią sobie, że nikt jej do szkół nie wprowadził tylko przywrócił, gdzie zawsze była. Zgubiłem sens. Sorry!
WS
~Wojciech Sobolski
6 września 2020, 22:57
Jakże mnie śmieszą tkliwe wspomnienia ludzików urodzonych w okresie komuny, piejący z zachwytem nad ich lekcjami religii w salkach przy kościołach. Ja też całą podstawówkę(jestem rocznik 1972) czyli 9 lat licząc z zerówką uczęszczałem na taką katechezę. I tak jak większość wspominam ją dobrze, ale tak samo jak i naukę w szkole. Dlaczego? Bo dobrze wspominam i miło mi powracać do dzieciństwa. Więc mowa tych pokoleń " w salkach było okay" to nie rozważanie wyższości tej katechezy nad szkolną, tylko uczucia i emocje. Jakby spytać mojego świętej pamięci dziadka rocznik 1903 który zawsze miał religię jako przedmiot w szkole to co? Nawet by mu nie przyszło do głowy, że może być inaczej. I jeszcze jedno. Niech zwolennicy religii w salkach uświadomią sobie, że nikt jej tam nie wprowadził tylko przywrócił, gdzie zawsze była. Przed wojną i nawet za komuny do roku 1961. Więc mamy 29 lat w salkach. A od 1990 znowu w szkole. Niech co niektórzy nauczą się liczyć.
MB
~Marcin Baran
5 września 2020, 20:00
Idealizowanie nauki w salkach i chęć powrotu do tej formy są tak naprawdę dla wielu zamaskowanym pragnieniem aby wreszcie wyprowadzi nauczanie religii ze szkół, aby jak najmniej dzieci miało kontakt z przekazem katechetycznym, aby zepchnąć naukę religii na margines a potem się wyśmiewać z "ciemnoty która się gnieździ w jakich tam salkach w przeciwieństwie do oświeconej szkoły w nowoczesnych budynkach" . Istnieje wielkie acz starannie maskowane pragnienie zmarginalizowania katechezy - co jest ważnym krokiem do tego, aby Polska wreszcie zaczęła się odwracać od chrześcijaństwa i lgnąć do liberalnych pogańskich wartości. Innym argumentem przeciw nauce w salkach jest oczywiście zauważona tu przez kogoś łatwość oskarżenia o molestowanie. Katecheta w szkole może się rozwijać zawodowo, może zdobywać kolejne stopnie awansu, może sie konsultować z innymi nauczycielami - a izolacja w salce pozbawia go tego prawa.
5 września 2020, 21:14
Ma pan prawo tak uważać. Ja mam swoje zdanie. Moim zdaniem błędem było samo wprowadzenie religii do szkół bo młodzież traktuje to jako kolejny przedmiot do zaliczenia. A z kolei w liceum całymi tabunami się z niej wypisują. Religia obecnie jest właśnie w szkołach... i wg pana Polska się właśnie nie odwraca od chrześcijaństwa ? To pytanie oczywiście tylko retoryczne. Ja mam swoje zdanie, szanuję pańskie. Za jakiś czas się okaże czy wiernych jest więcej czy mniej... Oczywiście nałoży się na to wiele innych czynników jak choćby brak spójności pomiędzy tym co głoszą kapłani w kościele a jak traktują przestępców we własnych szeregach. Młodzież nie jest głupia i fałsz i brak spójności wyczuwa. Wytykać palcami tych którzy wzięli rozwód czy mieli seks przed ślubem ale okazywać "miłosierdzie" gwałcicielom w sutannach... Cóż, obawiam się że młodzież tego nie kupi.
AS
~Agnieszka Stasiak
6 września 2020, 10:45
Panie Marcinie, czyli dla katechety tak naprawdę ważne jest awansowanie a przekazywanie dzieciom wiary? Bo o Bogu można uczyć wszędzie. Należę do pokolenia uczonego w salkach i bardzo to sobie chwalę.
JL
Jerzy Liwski
7 września 2020, 10:16
@Agnieszka S. Proszę nie zapomnieć, że katecheta jest człowiekiem, potrzebuje jeść, utrzymać rodzinę, spłacać kredyt etc. Awans zawodowy, bez względu w jak absurdalny i bezsensowny sposób funkcjonuje w szkolnictwie (ta absurdalność dotyczy wszystkich nauczycieli), pozwala katechecie (jak każdemu nauczycielowi) żyć godziwiej.
MW
~Marta W.
9 września 2020, 14:23
Jaki problem aby wierni wreszcie sami sobie opłacali katechete nauczajacym w salce? Trener karate, lektor języka obcego itp dają radę żyć z zajęć pozalekcyjnych ewentualnie jest to ich dodatkowa praca. Dlaczego katecheta ma być opłacany przez wszystkich podatników kiedy służy tylko rodzicom podsyłających dzieci na te lekcje?
5 września 2020, 14:36
Początkowo jak wprowadzano religię do szkół to w zamian miała być etyka tyle tylko, że nauczycieli do niej nie było, najpierw mówiono że te lekcje będą albo na początku zajęć albo na końcu co oczywiście zazwyczaj nie ma miejsca, najpierw mówiono, że stopni z religii nie będzie na świadectwach i to też okazało się być nieprawdą itd itd. Ja rozumiem żal pana Jerzego odnośnie pracy jako katecheta bo na głowie proboszcz, biskup, misja, dyrekcja, rodzice niczego nie rozumiejący... (a może to kto inny nie rozumie współczesnego świata ?) Jest prosta recepta żeby chociaż z tego łańcuszka pozbyć się jednego elementu - dyrekcji - wystarczy aby lekcje wróciły do salek katechetycznych a przychodzili na nie ci którzy chcą a nie ci którzy muszą. Niestety ale jestem zwolennikiem wyprowadzenia lekcji religii ze szkół.
KR
~Kazimierz Robertowski
5 września 2020, 19:47
Niestety, przy dzisiejszych łatwych oskarżeniach o molestowanie żaden katecheta nie będzie porowadził lekcji poza szkołą. Ze względu na bezpieczeństwo dzieci i własne.
5 września 2020, 21:20
Rozumiem pańskie obawy ale zawsze można by opracować taki system aby było ok. Choćby na przykład obecność jednego rodzica płci przeciwnej, obecność siostry zakonnej czy cokolwiek innego. Jako "ciekawostkę" podam że w dużym mieście na północy Polski znajomej córka miała mieć lekcje religii z katechetką ale potem dyrektorka zmieniła to i oświadczyła na zebraniu że to będzie jednak z księdzem (w szkole oczywiście !). Jakie było pierwsze pytanie rodziców w tej sytuacji ?.... "A kto będzie pilnował księdza na lekcji?" Dacie wiarę do czego doszło ? Do czego doprowadziła hierarchia ?
AS
~Agnieszka Stasiak
6 września 2020, 10:56
w takim razie taka osoba nie powinna być katechetą. Większość zajęć i zainteresowań dzieci jest rozwijana poza szkołą, ogniska muzyczne, oazy, sporty typu karate, piłka nożna itd. Czy to oznacza, że ci wszyscy ludzie którzy z pasji uczą i zajmują się dziećmi powinni z tego zrezygnować bo te zajęcia nie odbywają się w szkole?
JL
Jerzy Liwski
7 września 2020, 10:06
@ Jerzy 2. Nie zrozumiał Pan mojej wypowiedzi/Lub nie wyraziłem się dostatecznie jasno. Ja się nie żalę, chcę tylko, by ludzie mówiący, czytający o kwestiach katechezy mieli lepszy pogląd na sytuację, na skomplikowaną sytuację katechety. "Rodzice niczego nie rozumiejący" - tego nie napisałem. Napisałem zaś o ludziach, którzy nie zadając sobie trudu jak katecheza wygląda posługują się stereotypowymi zarzutami. I niech mi Pan wyjaśni, co znaczy ten nawias "(a może kto inny nie rozumie współczesnego świata?)" - bo widzę w tym wrzucenie kolejnego stereotypu katechety oderwanego od rzeczywistości...
7 września 2020, 13:50
@Jerzy Generalnie rozumiem o co panu chodzi. Może w tych niuansach w tekście pisanym ciężko czasem jest różne rzeczy wyjaśnić. Pisząc że może to kto inny nie rozumie świata nie miałem na myśli katechety czy to konkretnego czy w ogólności. Bardziej chodziło mi o skuteczność lekcji religii pomiędzy "rozmnażaniem pantofelka" a "wzorami algebraicznymi" i tych którzy zdecydowali o przywróceniu lekcji religii do szkół. Bo faktycznie te lekcje mają swoją skuteczność tylko że ja uważam że dokładnie odwrotną niż zakładano a mianowicie skutecznie zrażają do kościoła katolickiego kolejne pokolenia młodych. Uważam za duży błąd wstawienie religii między różne lekcje oraz wystawianie stopni z niej na świadectwie bo to prowadzi do konkluzji (wg młodych) że to kolejna rzecz którą trzeba zakuć i zapomnieć lub... z niej zrezygnować.
JL
Jerzy Liwski
7 września 2020, 16:55
@Jerzy 2. Idąc Pana argumentacją, można by dojść do wniosku, że usunięcie ocen z innych przedmiotów spowoduje, że młodzież poważniej podejdzie do nauki i będzie się bardziej przykładać i robić to dla samych siebie. Panie Jerzy, przecież obydwaj wiemy, że tak nie będzie. Moim zdaniem, religia pomiędzy "pantofelkiem" a "algebrą" może pokazać młodemu człowiekowi, że religia/Bóg jest taką samą częścią rzeczywistości jak "pantofelek" i "algebra". To z czym zmaga się religia (jako religia, nie jako przedmiot) jest wskazywanie ludziom, że nie można jej zamykać w przestrzeni świątyni, że religia nie jest marginalnym i okazjonalnym fragmentem życia, ale wręcz przeciwnie, przenika sobą każdy element życia.
8 września 2020, 06:52
@Jerzy. Usunięci stopni z innych przedmiotów tym nie zaowocuje oczywiście. Byłoby to dość absurdalne. Chodzi o coś innego, mianowicie traktując lekcje religii tak samo jak inne przedmioty - stopnie, mieszanie z innymi lekcjami, zmuszanie (bo brak etyki w wielu wypadkach) , księża i katecheci opłacani z budżetu państwa a więc już nie jako przedstawiciele kościoła tylko państwa, katecheci którzy przed chwilą uczyli informatyki (przykładowo) a na kolejnej lekcji uczą religii etc etc. To wszystko sprawia że młodzi nie postrzegają tego że religia przenika wszystko, nie. To sprawia że ten "przedmiot" powszednieje" i traktuje się go identycznie jak pozostałe a nawet gorzej bo w liceum można beż problemu z niego zrezygnować.
5 września 2020, 14:35
Ja niestety zgodzę się w ogólności z analizą autorki. Ja pamiętam te lekcje akurat z salek katechetycznych. Aby na nich być musiałem pieszo przejść ok 2,5 km w jedną stronę. Jakoś nikt nie narzekał, czuliśmy, że to istotne a lekcje odbywające się obok kościoła to było coś dla wszystkich logicznego. Na początku gdy wprowadzano religię do szkół sądziłem, że chodzi li tylko o jej miejsce a koszta nadal będzie pokrywać mój kościół... jakież było moje zdziwienie gdy się dowiedziałem, że od tamtej pory księża i katecheci są pracownikami państwa ! Dla mnie to był autentycznie szok. Wtłoczenie lekcji o wierze pomiędzy "rozmnażanie pantofelka" a "wzory algebraiczne" jest ogromną szkodą dla wiary i jest jedną z wielu przyczyn galopującej laicyzacji. Tak jak autorka napisała wielu młodych rezygnuje z tych lekcji a w dużych miastach to jest już ogromny problem. A wstawianie stopni (!! stopni z wiary ?!) na świadectwo kolejnym dowodem na ślepotę tych co to wymyślili.
KB
~Kazimierz Baran
5 września 2020, 14:06
Obecnie bardzo często dzieci na katechezie w zerówce i w pierwszej klasie pytają "a kto to jest ten pan" pokazując Pana Jezusa na krzyżu
JL
Jerzy Liwski
3 września 2020, 22:16
Pisze Pani: "Katecheza byłaby więc wtajemniczeniem, pogłębieniem i wyjaśnieniem tego „pierwszego głoszenia” w różnych wymiarach - sensu i znaczenia sakramentów, Kościoła, wspólnoty itd. - odnoszącym się do niego nieustannie." a potem "Czy na to jest miejsce w systemie szkolnym? Absolutnie nie. [...]a z perspektywy ewangelizacyjnej - antyskuteczne." Nie zdaje sobie Pani sprawy ile dzieci po raz pierwszy słyszy o Bogu na zajęciach w zerówce. Proszę wziąć pierwsze z brzegu badania ile osób chodzi do kościoła. Ci, którzy do kościoła nie chodzą w ogromnej większości nie mają miejsca na Boga w swoim życiu, a co za tym idzie w ogóle o nim dzieciom nie mówią, a dziecko trafia na religię siłą rozpędu (bo trzeba coś zrobić, by dziecko nie chodziło, a nie by chodziło). I tu pierwszy raz słyszy o Bogu, o Jezusie. I może mi Pani powie, że to nie jest kerygmat. Patrzy Pani przez swój własny zawężony pryzmat, nie patrzy Pani, nie widzi Pani sytuacji jaka jest w dzisiejszym świecie.
GW
~Gosia Wełpa
3 września 2020, 20:00
Yes, yes, yes! Mówmy o tym głośno, my wierzący, może to się zmieni. My mialiśmy religię przed lekcjami lub po lekcjach, absolutnie dobrowolną. Chodziła nas garstka, ale to było coś. Uczyli nas przede wszystkim myśleć i rozkochali w Bogu. Byli to Księża, Jezuici czy Franciszkanie. O każdym z nich pamiętam do dzisiaj w modlitwie dziękując za nich. Szkoda, że moje wszystkie dzieci nie cierpią religii.
MW
~Marta W.
9 września 2020, 14:28
Bądź dumna że twoje dzieci są mądrzejsze od ciebie. To że nie cierpią religii świadczy że potrafią samodzielnie myśleć i nie przyjmują bezrefleksyjnie "prawd" wygłaszanych przez katechete i widzą że co innego kościół mówi a co innego robi.
JL
Jerzy Liwski
3 września 2020, 19:13
Pisze Pani "Lekcje religii nauczyły mnie niewiele", dobrze tylko, że w Pani tekście jest tego przyczyna: "zlewaliśmy lekcje równo". Może jakby Pani nie zlewała, to może by się Pani czegoś nauczyła.
MB
Markus Balonowski
3 września 2020, 23:50
Panie Jerzy, Pan ma rację że Autorka by się czegoś nauczyła jakby nie zlewała ...ale ta "diagnoza" nie rozwiązuje problemu ani CIUT. Takiego "zlewania" jest coraz więcej i... należy się mocno zastanowić jak temu zaradzić. Autorka podejmuje próbę, według Pana bardzo słabą, ale ...podejmuje, zastanawia się. Byłoby świetnie jakby ludzie odpowiedzialni ...nie wiem KEP (?) też baaardzo gruntownie przemyśleli sprawę.
KS
Konrad Schneider
4 września 2020, 11:32
Dziekuje Panu, to samo chcialem wyrazic.
JL
Jerzy Liwski
4 września 2020, 20:10
@ Marcus B. "Autorka podejmuje próbę". Tak, tylko przypomina to, jakby człowiek, który był kilka razy w szpitalu (jakieś badania, operacja etc) i postanawia napisać o tym, jak uzdrowić polską służbę zdrowia. Rady autorki są momentami równie trafne, jak zalecenie, by w szpitalach na oddziałach zakaźnych lekarze i pielęgniarki nie chodzili w maseczkach, bo dzięki temu będzie panowała przyjaźniejsza atmosfera na oddziałach i pacjenci będą czuli się lepiej.
ES
~Ewa Sokołowska
5 września 2020, 22:15
W salkach było fajnie.Najbardziej lubiłam,gdy ksiądz mówił o jakiejś życiowej sytuacji i pytał, co my byśmy zrobili ... Na pewno fajne duszpasterstwa dla młodych przy parafiach są bardzo cenne. I grunt żeby w szkole nie było cymbałów zniechęcających...
MA
~M A
6 września 2020, 14:19
KEP ma inne ważniejsze problemy niż poziom nauczania religii. Np. to aby wszyscy mówili Zdrowaś Maryjo zamiast Mario bo to jest jakoś bardzo ważne. Ciekawe czy także dla Maryji... Tak właśnie pracuje KEP i na tym skupieni są w Polsce biskupi. I właśnie dlatego jest tak jak jest..
JL
Jerzy Liwski
3 września 2020, 19:07
Pani chce, by na religii był " uczciwy intelektualnie melanż etyczno-filozoficzno-religioznawczo-teologiczny, bez „jedynie słusznej wersji”". Bardzo proszę powalczyć na deonie, by w Polsce zostały wprowadzone w miejsce lekcji religii lekcje melanżu wg Pani wskazań.
JL
Jerzy Liwski
3 września 2020, 19:05
" Zamiast przygotowania do sakramentów (to zdecydowanie katecheza, a więc jej miejsce jest w parafii)" Naprawdę niech Pani coś poczyta najpierw zanim napisze takie głupoty. Proszę może zacząć od "Dyrektorium Katechetyczne Kościoła w Polsce". Ale Pani tego nie przeczyta, bo po co. Przecież Pani chodziła na religię, co prawda nie zawsze i nie na wszystkich poziomach, ale przecież to Pani wystarczy, by wiedzieć, czym jest katecheza i jak powinna być prowadzona i gdzie.
JL
Jerzy Liwski
3 września 2020, 19:01
I jeszcze jeden Pani fragment: " A do samej lekcji religii wpuśćmy trochę powietrza, przestrzeni na filozofię, etykę, różne światopoglądy, otwarte zadawanie pytań, bez doktrynerstwa, ale z ciekawością i wolnością. Zamiast przygotowania do sakramentów (to zdecydowanie katecheza, a więc jej miejsce jest w parafii), uczciwy intelektualnie melanż etyczno-filozoficzno-religioznawczo-teologiczny, bez „jedynie słusznej wersji”. " Pani kompletnie nie rozumie, czym jest nauka religii i czym jest katecheza. Szanowna Pani, jeden z Pani kolegów redaktorów deonu pisał o tym, że księża nie powinni wypowiadać się na tematy, co do których nie są specjalistami. Szanowna Pani na pewno nie powinna wypowiadać się na temat katechezy w szkole.
KS
Konrad Schneider
4 września 2020, 11:41
Panie Jerzy, widze, ze artykul dotknal Pana do glebi - chyba jeszcze nigdy dotad nie byl Pan tak aktywny w komentarzach. Proponuje jednak, zeby sie pochylic nad przemysleniami Pani Frydrych, czyli na nowo zdefiniowac, czym jest nauka religii, a czym katecheza. W jednym z poprzednich wpisow wspomnial Pan, ilez to szkolen musiala odbyc Pana Malzonka. No i to wszystko psu na bude! W takim razie zastanowmy sie, gdzie lezy pies pogrzebany i szukajmy wspolnie (z szacunkiem dla innych pogladow) rozwiazan satysfakcjonujacych obie strony. Moze rzeczywiscie czas dojrzal do tego, zeby "wpuscic na lekcje religii troche powietrza"? Moze rzeczywiscie przekaz kerygmy powinien sie raczej odbywac w parafii, a nie miedzy matematyka i chemia?
JL
Jerzy Liwski
4 września 2020, 18:21
@Konrad S. Panie Konradzie, dotknęło mnie to ze względu żonę (ja sam nie uczę już od bodaj ośmiu lat, choć wcześniej uczyłem przez jedenaście). Może się nie jasno wyraziłem. Te szkolenia nie są psu na budę - mówię tu o takich, które moja żona sama wybiera etc Dzięki nim jest coraz lepsza, ma większy wachlarz możliwości dotarcia do uczniów - pisałem o tym, że regularnie co roku przychodzą rodzice, którzy stawiają zarzuty świadczące o tym, że nie mają kompletnie pojęcia jak wygląda lekcja religii na jakich są ich dzieci (te prowadzone przez moją żonę), a tylko posługują się zasłyszanymi stereotypami. A ten artykuł takie stereotypy umacnia. Wiele ludzi ma obraz lekcji religii taki, a nie inny i go powtarza, bez refleksji, bez zastanowienia.
KS
Konrad Schneider
5 września 2020, 08:30
Dzieki! Przyznaje, ze falszywie zinterpretowalem Pana wpis o szkoleniach zony, jako uciazliwych i nic nie dajacych w zamian. Slowo pisane sprzyja nieporozumieniom, to jednak nie to samo, co rozmowa face to face. Mimo tego mysle, ze autorka artykulu poruszyla nabrzmialy problem. Nasza polska mlodziez laicyzuje sie najszybciej na swiecie, czego oznaka jest wypisywanie sie z lekcji religii (mimo ogromnego zaangazowania katechetow, w tym Panskiej zony). Innymi slowy: "Krol jest nagi", bez wzgledu na to, jak pieknie go opisze raport KEP. I teraz nalezaloby sobie postawic odwazne pytanie: jaka srubke w tym calym mechanizmie trzeba by bylo przekrecic, aby zaczal lepiej funkcjonowac?
JL
Jerzy Liwski
3 września 2020, 18:58
"Czy na to jest miejsce w systemie szkolnym? Absolutnie nie. O ile kerygmat można samemu przyjmować i przekazywać innym wszędzie na wszelkie sposoby, tak wtłaczanie go w oceny, notatki, kartkówki i trzydziestoosobową klasę jest i nieetyczne (bo niby dlaczego takie konfesyjne hocki-klocki miałyby być finansowane przez państwo?), i niemierzalne (jak sprawiedliwie ocenić kerygmat?), a z perspektywy ewangelizacyjnej - antyskuteczne." Pani w ogóle nie wie, czym jest i czym powinna być katecheza w szkole.
MB
Markus Balonowski
3 września 2020, 23:36
Panie Jerzy, Pani Autorka nie wie ...i otwarcie to przyznaje. Tylko że ma poczucie (ja też je mam) że nikt tego nie wie... Nie zazdroszczę Panu doświadczeń zawodowych które Pan opisuje, ale ...pytanie: co zrobić z tym "fantem"?
JL
Jerzy Liwski
4 września 2020, 20:05
@Markus B. Nikt tego nie wie? Wręcz przeciwnie, należy tylko najpierw trochę poczytać, choćby co na ten temat mówią dokumenty zatwierdzone przez Kościół, że o publikacjach katechetycznych nie wspomnę. Najłatwiej jest powiedzieć, "nie wiem" i dodać do tego, że "nikt nie wie". Owszem Kościół mówi na temat katechezy szkolnej, pozaszkolnej - i niestety autorka nie wie tego.
AW
~ania waliszko
3 września 2020, 15:06
Wszystko zależy od rodziny!!! Jeżeli rodzice są antyświadectwem to ani katecheza, ani lekcja religii, ani papież, ani 100 biskupów, ani 1000 księży nic nie pomoże!!!
KR
~Kazimierz Robertowski
5 września 2020, 14:10
ale to nie znaczy że nie trzeba próbować. Najgorszym, rozwiązaniem byłoby napisać: Dzieci nie da się doprowadzić do wiary i jeżeli rodzice są antyświadectwem to ani katecheza, ani lekcja religii, ani papież, ani 100 biskupów, ani 1000 księży nic nie pomoże!!! Więc nie róbmy nic
AS
~Agnieszka Stasiak
6 września 2020, 11:07
co Pani plecie takie głupoty. Jakby tak było to wszystkie misje na świecie nie miałyby sensu.
MB
Markus Balonowski
3 września 2020, 14:51
Zdecydowanie najlepszy Pani tekst z przeczytanych (około 10 pewnie) przeze mnie do tej pory. Absolutnie pełna zgoda, jestem w podobnym wieku i mam podobne doświadczenia. Smutne jest faktycznie to że religia w szkole JEST ewangelizacyjnie antyskuteczna (ooojjj tak).
JL
Jerzy Liwski
3 września 2020, 12:11
Proszę porozmawiać z katechetami i napisać na jakich warunkach pracuje jako katecheta ksiądz, a na jakich świecki. Na co może sobie pozwolić ksiądz, a na co świecki katecheta. Na ile po swojemu lekcje może prowadzić ksiądz, na ile katecheta. Proszę znaleźć księdza, który boi się, że zostanie mu odebrana misja katechetyczna i straci pracę. Katecheta świecki - to jedyna praca, której nie obejmuje chroniące wszystkich ludzi prawo pracy. Wraz z odebraniem misji kanonicznej (a nie ma tu możliwości odwołania od decyzji) katecheta w majestacie prawa traci pracę wraz z końcem miesiąca, w którym mu misję odebrano (i nie ma tu znaczenia, jaki stopień zawodowy ma, jaką umowę o pracę ma podpisaną - żadnego wypowiedzenia, nic).
AW
~ania waliszko
3 września 2020, 21:14
katecheta traci misję bez powodu?
KS
Konrad Schneider
4 września 2020, 11:43
Bardzo trafna uwaga. O tym apb Gadecki nie wspomnial...
JL
Jerzy Liwski
4 września 2020, 18:28
Prawda jest taka, że biskup w żaden sposób nie musi motywować odebrania misji kanonicznej. Oczywiście, to nie jest tak, że biskupi są szaleni i losowo odbierają misję kanoniczną ;) chodzi tylko o ukazanie pewnej perspektywy i świadomość jak bardzo katecheta podlega biskupowi. Proszę mieć świadomość, że katecheta jest zobowiązany do realizowania podstawy programowej, a jedną z pierwszych rzeczy jakie są robione w przypadku wizytacji (proboszcz, kuria) to sprawdzenie (najprościej w dzienniku) jak katecheta realizuje program. Księżom łatwiej jest robić coś zupełnie niekonwencjonalnie i nie przejmować się programami. Kilku księży pracowało wraz z ze mną na przestrzeni jedenastu lat mojej pracy i żaden z nich nie martwił się odebraniem misji kanonicznej ;)
JL
Jerzy Liwski
4 września 2020, 18:36
Z konkretnych przypadków utraty misji - w mojej parafii koleżanka z pobliskiej szkoły utraciła misję kanoniczną, bo związała się z żonatym mężczyzną i ktoś się o tym dowiedział i sprawę przekazał kurii. Nie popieram oczywiście tego co zrobiła, ale żaden inny nauczyciel nie straci pracy za to jak wygląda jego życie prywatne (o ile nie łamie prawa). Moja koleżanka, z mojej szkoły straciła misję, bo weszła w jakiś konflikt z proboszczem. Nie wiem, o co im poszło. W tym wypadku, proboszcz jednak chciał tylko pokazać, że jest szefem i koleżanka otrzymała misję kanoniczą do szkoły w tej samej parafii, choć w tej szkole akurat uczyć nie chciała (trzeba wiedzieć, że misja kanoniczna udzielana jest do konkretnej szkoły, a nie po prostu do uczenia religii).
JL
Jerzy Liwski
4 września 2020, 18:37
Znam też przypadek, że katechetka dojeżdżająca do pracy do Warszawy z podwarszawskiej miejscowości, chciała znaleźć pracę u siebie. Nawet było potrzeba katechety. Ale jej obecny proboszcz (ten warszawski) nie zgodził się, by odchodziła ze szkoły i nie udzielono jej misji do szkoły w jej miejscowości (wszytko było w obrębie jednej diecezji). I tak nadal dojeżdża codziennie kilkadziesiąt kilometrów.
JL
Jerzy Liwski
4 września 2020, 19:59
dodam tylko, że te powyższe przypadki dotyczą czasów mojej pracy, ładnych parę lat temu, ale oddają one istotę problemu.
JL
Jerzy Liwski
3 września 2020, 11:54
To może jeszcze jedna historia. Klasa, z którą miałem duże problemy (wiele by opowiadać), dyrektorka na lekcjach (wtedy ok) etc etc. Pod koniec roku, jeden z uczniów przyznał mi się, że wychowawca powiedział im, że "Liwskiego możecie nie słuchać, róbcie co chcecie, ja was wybronię". W następnych roku, tego wychowawcy już nie było, został dyrektorem innej szkoły. Przed chwilą wpisałem sobie jego nazwisko i opinie o jego szkole, m.in. "fajna szkoła, fajny dyrektor, ma luźne podejście". A może, z drugiej strony. Proboszcz prosił mnie o przeprowadzenie "egzaminu dla bierzmowanych". Zapytałem go, czy jeżeli uznam, że uczeń powinien jeszcze z bierzmowaniem poczekać, by się przygotować, dojrzeć, czy to będzie miało znaczenie. Ksiądz nie odpowiedział, ale o prowadzenie "egzaminu" nigdy już nie wspomniał. Dodam, że zgorszeniem dla uczniów i było dopuszczenie chłopaka, który brał udział w kradzieżach, bójkach, a siedząc na korytarzu parafialnym przed "egzaminem" puszczała wiązanki k... i ch...
JL
Jerzy Liwski
3 września 2020, 11:24
ciąg dalszy poniższego. Ileż razy moja żona jedenasty rok ucząca religii, jeżdżąca na dziesiątki szkoleń, prowadząca lekcje aktywizującymi metodami, projekty, gry, quizy, chrzescijańska lista przebojów w szkole etc etc słyszy od ludzi/rodziców "powinna Pani ciekawiej prowadzić lekcje" "nie powinna Pani tylko dyktować" etc etc... A z mojego doświadczenia przypomina mi się, jak przyniosłem uczniom Biblię Hebrajską, i grecki Nowy Testament, by mogli zobaczyć gimnazjaliści jak wyglądają oryginalne języki, a kilka dni później zostałem wezwany na zebranie rodziców, gdzie przed wychowawcą i dyrekcją miałem się tłumaczyć z zarzutu rodziców że na lekcjach zmuszam dzieci do "nauki arabskiego"...
JJ
~Jerzy Josiński
4 września 2020, 07:50
Panie Jerzy, z tego co Pan pisze, te dziesiątki kursów i dokształcanie jak prowadzić lekcje religii nic nie dały. Znam wielu pedagogów, którzy mają niesamowite kwalifikacje, ale nie potrafią wiedzy zdobytej w żaden sposób przekazać, nie potrafią nawiązać przyjacielskiej relacji z uczniami. Takich nauczycieli uczniowie nie szanują. Pana wszystkie wpisy mówią jedno: ja się staram, żyły wypruwam aby dobrze uczyć, a autorka tekstu i wy ludzie śmiecie negatywnie oceniać moją ciężką pracę.... Może czas na dłuższy urlop, albo przekwalifikowanie?
KS
Konrad Schneider
4 września 2020, 11:44
Niestety, ale tez mi to przyszlo do glowy!
JL
Jerzy Liwski
4 września 2020, 13:13
Nie mój drogi Panie, nie zrozumiał Pan czegoś. Moja żona jest ceniona i lubiana przez uczniów. Cały wysiłek jaki wkłada w szkolenia przekłada się na praktykę i przynosi efekty, ale to nie zmienia faktu, że ciągle pojawiają się rodzice, którzy nie wiedząc jak wygląda lekcja oskarżają o coś co nie miejsca, powtarzając bezmyślnie powtarzane w medialnej przestrzeni zarzutu. I ten artykuł przyczynia się do utrwalania pewnego stereotypu.
JL
Jerzy Liwski
4 września 2020, 13:21
@Jerzy Josiński. Pan patrzy na to co napisałem poprzez swoje stereotypy. To Pan wnioskuje, że nic kursy nie dały, to Pan stara się wcisnąć mi co ja mówię, co myślę. Nie zapyta Pan, tylko twierdzi i już. Bo to Panu pasuje. Do tego bezczelnie wciska mi Pan brak szacunku i wulgarne odnoszenie się do innych.
JL
Jerzy Liwski
4 września 2020, 13:28
@Jerzy J. Nie rozumie Pan realiów szkoły. Prowadziłem Kółko Tolkienowskie i Planszówkowe, gimnazjaliści przychodzili po lekcjach pograć i pogadać, z niektórymi mimo upływu kilkunastu lat nadal mam kontakt. Było dla mnie przeżyciem, że kiedyś jeden z chłopaków poprosił mnie bym był jego świadkiem na bierzmowaniu... wiele dobrych wspomnień... ale lepiej jest okładać katechetę stereotypami.
JL
Jerzy Liwski
4 września 2020, 13:31
@Jerzy J. I jeszcze ten tekst, że "takich nauczycieli uczniowie nie szanują". Uważa Pan, że nauczyciel, który stara się wykonywać swoją pracę i nie tworzy przyjacielskich więzi z uczniami nie zasługuje na szacunek?
JL
Jerzy Liwski
4 września 2020, 13:42
@Jerzy J. Proszę tylko z mojego jednego komentarza usunąć słowa "Do tego bezczelnie wciska mi Pan brak szacunku i wulgarne odnoszenie się do innych." Telefon zrobił mi figla przy wyświetlaniu Pana wpisu i wyrzucił tam słowa, których nie było.
KP
Key Pi
3 września 2020, 11:16
Ja zgadzam się w 100% z tym tekstem. Ale (i to będzie pesymistyczne ale), niestety dla pewnej grupy przedstawicieli Kościoła (świeckich i duchownych) istnienie religii w szkole jest również argumentem walki kulturowej: dopóki jest religia, to Polska będzie Polską (przesadzam, ale celowo). Niestety to zakłada, że nikt nie ma ochoty na refleksję po co ta religia ma być - chodzi o to, żeby poprawić sobie humor mówiąc że jest, a fakt, że w dużych miastach dzieciaki są wypisywane przez rodziców wpisać w "złośliwą propagandę LGBT". Pytania autorki są więc zabronione, bo otwierają puszkę Pandory. Mogę osobiście powiedzieć osobiście, że program religii w polskich szkołach jest dramatycznie zły. Moje dziecko chodziło zarówno na religię i na etykę. Po wielu lekcjach etyki mieliśmy o czym porozmawiać: a to o sprawiedliwym handlu, a to o problemie wolności dzieci, a to o kulturze Chin itd. Same pasjonujące tematy. A po religii? Pfff...
MB
~Marcin Baran
5 września 2020, 14:12
Tak. No bo ten Jezus jest taki nudny. To nie to co fascynująca kultura Chin
JL
Jerzy Liwski
3 września 2020, 11:16
Przykro to czytać. Bardzo przykro. Ileż to osób ma pomysły na uzdrowienie lekcji religii. Jak powinny wyglądać, co powinno się robić etc. Do tego jeszcze okrasić to słowem nagrodzonego katechety, który na innych patrzy z góry. Zamiast własnych pomysłów etc proszę porozmawiać z zwyczajnymi szarymi katechetami, z czym się mierzą, jaki są ich warunki pracy, jakie wymagania stawia im episkopat, kuria, proboszcz, jakie dyrekcja, jaki jest stosunek do nich rodziców innych nauczycieli etc... Pani mgliste wspomnienia o lekcji religii, na którą w końcu przestała Pani chodzić, w Pani mniemaniu uprawniają Panią do szukania sposobu na uzdrowienie lekcji religii... Ileż razy takie wypowiedzi słyszałem, czytałem... smutne to... Ileż razy moja żona jedenasty rok ucząca religii, jeżdżąca na dziesiątki szkoleń, prowadząca lekcje aktywizującymi metodami, projekty, gry, quizy, chrzescijańska lista przebojów w szkole etc etc CDN
WR
~Waldemar Rafalski
3 września 2020, 10:52
Cały ten artykuł, to mieszanie herbaty, która nie robi się od tego słodsza. Religia to, religia tamto... Proszę wybaczyć, ale czytając, mam wrażenie, że jest to pisane z komfortowej pozycji kibica, który zajadając chipsy i nie pocąc się, opowiada anegdotki o sportowcach. Z punktu widzenia rodzica: lekcje religii w szkole to jest jeden z klocków w układance wychowania religijnego. Jeden z wielu: nie jedyny i nawet nie najważniejszy. Dobrze, że jest, nawet jeżeli jest niedoskonały. Dobrze, że jest w szkole. Tylko i aż tyle.
KS
Konrad Schneider
3 września 2020, 10:33
Dziekuje Pani za trafna analize. Sam pracuje jako belfer w Niemczech. Musze przyznac, ze tu tego problemu nie mamy. Po pierwsze: kto sie chce wypisac z religii, to ma w zamiast obowiazkowa etyke. Po drugie - jak Pani sama wspomniala - lekcja religii powinna byc tez platforma spotkania dla mlodych ludzi, wymiana mysli a nie tepa indoktrynacja. Po trzecie - moja zona uczy religii i sam niejednokrotnie slyszalem od jej uczniow, ze jest to najfajniejszy przedmiot w szkole. Tak wiec: "Miejcie nadzieje, nie te licha, marna..."
AW
~ania waliszko
3 września 2020, 21:24
To pańska żona uczy na lekcjach religii ateizmu, buddyzmu, islamu itp, a najmniej wiary katolickiej? Jeżeli dla pana uczenie wiary jest indoktrynacją, to pan się kompromitujesz totalnie i mam nadzieję, że pan nie nazywasz siebie katolikiem. Nadto niemiecki styl nauki religii, praktykowany także przez pańską żonę, owocuje powszechną niewiarą Niemców. Ps. Mierzenie spraw przez fajne - niefajne jest bardzo niebezpieczne, bo np. lenistwo jest fajniejsze od pracowitości, grzech także jest fajniejszy od cnoty.
KS
Konrad Schneider
4 września 2020, 12:36
Ale mi swietnie Pani odpowiedziala! Jak ja takie "rzeczowe" argumenty lubie!