Nawracanie Żydów
Pojawiły się oskarżenia, że Papież nakazał, by zaprzestano nawracania Żydów. Tak naprawdę chodzi o to, że Kościół nie przewiduje żadnej instytucjonalnej misji wobec Żydów.
Takie zapewnienie zawiera najnowszy dokument Komisji ds. Stosunków Religijnych pt. "Bo dary łaski i wezwanie Boże są nieodwołalne", ogłoszony w Watykanie 10 grudnia z okazji 50. rocznicy soborowej deklaracji o stosunku Kościoła do religii niechrześcijańskich "Nostra aetate".
O co chodzi? Czy rzeczywiście nie wolno przechodzić z judaizmu na chrześcijaństwo? Nikt nikomu tego nie zabrania. Mamy wolność religijną. Natomiast wspólnota katolicka nie chce w taki sam sposób traktować judaizmu, jak traktuje inne religie. W Żydach rozpoznajemy naszych starszych braci. Jest to deklaracja uznania tego, że nasze korzenie to ta bardziej antyczna część Biblii zwana potocznie Starym Testamentem. Nie wypieramy się naszej tradycji.
W konkrecie przybiera to formę innego podejścia do wyznawców judaizmu niż do wyznawców innych religii, które nie mają dla nas tak szczególnego statusu. Oczywiście konwersje są możliwe, ale bardziej spodziewamy się, że to sam Bóg rozwiąże problem zbawienia Narodu Wybranego. Nie jest to nic nowego. O takiej nadziei pisał już św. Paweł. Warto w tym miejscu przeczytać sobie 11 rozdział jego Listu do Rzymian.
Żeby lepiej wyobrazić sobie, o co chodzi, posłużę się obrazem rodziny. Wśród swoich bliskich i przyjaciół możemy szerzyć różne idee, spierać się o politykę (dużą i małą) o takie lub inne koncepcje i sposoby załatwiania najróżnorodniejszych problemów.
Nieraz wtedy dochodzi do kłótni lub po prostu do różnicy zdań. Nieraz uda się kogoś przekonać. Ale zazwyczaj w tym wszystkim inaczej podchodzimy do rodziców. Nie tylko dlatego, że mamy ich za starych i skostniałych, niezdolnych do zmiany zdania, lecz również dlatego, że uznajemy, iż w nich są nasze korzenie, że oni nas wychowali, nauczyli patrzenia na świat, jesteśmy na ich podobieństwo utkani przez lata przebywania pod ich wpływem. To trochę tak jakbyśmy samych siebie nawracali.
Nie twierdzę, że nie należy nawracać siebie samego. Ale właśnie nawracanie rodziców musi być związane z nawracaniem siebie samego, z wzajemnym uczeniem się, z szukaniem podstawowych wartości, na których oni oparli swoją pracę wychowawczą nad nami. To wymaga szczególnego podejścia, innego niż do innych znajomych. I o tym m.in. mówi ww. dokument.
Nawracanie powinno być wzajemne. Tak naprawdę idziemy wspólną drogą i ufamy, że Pan Bóg wie, co robi, prowadząc nas po różnych krawędziach tej drogi. Podążamy w jednym kierunku, mając jako nasz skarb tradycję zakorzenioną we wspólnym doświadczeniu. Dlatego nie chcemy prowadzić zorganizowanej akcji przeskakiwania z jednej krawędzi na drugą, ale ufamy, że "oba narody" spotkają się na środku tej drogi dzięki Temu, do którego zmierzamy.
To nie znaczy oczywiście, że nie możemy na siebie oddziaływać. Powinniśmy zasiąść z naszymi "rodzicami" czy jak kto woli starszym rodzeństwem (ono też zwykle wychowuje) i wspólnie szukać czasów i miejsc nawrócenia. Bo wszyscy go potrzebujemy.
Jacek Siepsiak SJ - redaktor naczelny kwartalnika "Życie Duchowe".
Skomentuj artykuł