Nie róbmy ze śmierci tabu
Moi synowi jakiś czas temu zasypali mnie pytaniami o niebo, czyściec i piekło. Gdy kilka dni temu zmarł nasz dziadek, pytania wróciły. Usiedliśmy i rozmawialiśmy o śmierci, tęsknocie, tym co dzieje się z człowiekiem umierającym i jak możemy dobrze towarzyszyć osobie, która odchodzi. Potem na ich prośbę poszliśmy wspólnie na nabożeństwo różańcowe dla dzieci, bo chłopcy wiedzieli, że poza modlitwą nic już dziadkowi nie jesteśmy w stanie dać.
Nie zawsze potrafiłam otwarcie rozmawiać o śmierci, cierpieniu i żałobie. Kiedy kilka miesięcy temu odchodziła moja mama, odruchowo chciałam obronić dzieci przed bólem, który sama przeżywałam. Rozmowa ze znajomą psycholog pokazała mi jednak, jak to mylne i zgubne myślenie. Dzieci widziały mój lęk, ból, później moją żałobę. Lepiej i łatwiej jest rodzinie, która przeżywa ból razem, świadomie i otwarcie.
Jeszcze kilkadziesiąt lat temu nikogo nie dziwiła trumna ze zmarłym w domu. Śmierć była gdzieś w tle codzienności, nie odcinano jej brutalnie od życia. Dziś z jakiś powodów nie ma już tego zwyczaju i choć sama nie jestem jego zwolenniczką, odnoszę wrażenie, że wpadliśmy w drugą skrajność – nie potrafimy rozmawiać o śmierci.
Kiedy dzieliłam się ostatnio z rodzicami poznanymi w klasie syna tym, jak opowiedziałam mu o śmierci dziecka jednej z nauczycielek, wiele osób patrzyło na mnie jak na dziwoląga, inni spoglądali z podziwem. Można rozmawiać z dzieckiem o śmierci wprost, to go nie zabije. Im bardziej szczerze, tym lepiej. Dzieci potrzebują prawdy, nawet jeśli sprawia ona ból. One potrzebują zadać wiele trudnych pytań i usłyszeć szczerą odpowiedź, nawet jeśli brzmi ona „nie wiem, też tego nie rozumiem, mnie też to boli”.
Boimy się cierpienia, żałoby, umierania. Boimy się, bo nie mamy nad nimi kontroli. Nie wiemy jak pomóc sobie i innym, którzy cierpią obok. Nikt nie uczy nas życia, więc cóż mówić o umieraniu. Śmierć jednak przyjdzie, czasem bardzo nieoczekiwanie i zostawi za sobą falę buntu, smutku i żalu. To jest normalne, to jest zdrowe.
Psychologia i ogólny dostęp do wiedzy nie daje nam gwarancji tego, że nasza żałoba przebiegnie książkowo. Jedni przeżywają ją długo i intensywnie, inni krócej i z większą nadzieją na spotkanie po drugiej stronie życia. Każdy z nas cierpi inaczej, nie wkładajmy więc osoby w żałobie w swoje ramki wyobrażeń i nie zmuszajmy do sztucznego uśmiechu, taniego pocieszenia bez głębi. Dajmy innym prawo do tego, by pożegnali osobę zmarłą tak, jak tego potrzebują. Dajmy tę szansę również dzieciom…
Gdy zmarła moja mama, wiele osób z naszego otoczenia nagle zniknęło. Gdy ktoś pytał mnie jak się czuję, a ja odpowiadałam szczerze - w odpowiedzi zmieniano szybko temat. Nie dano mi prawa przeżywać w relacjach z innymi żałoby. Pojawiało się oczekiwanie, że mam sobie dawać radę, pracować, uśmiechać się i nie ubierać czarnych ubrań (mimo że je lubię nawet bez żałoby…). Kiedyś normą było ubieranie się na czarno przez rok, teraz budzi to politowanie. Dawniej ludzie się wspierali, teraz uciekają przed bólem, jakby był chorobą zakaźną.
Zbliża się Uroczystość Wszystkich Świętych, a dzień później wspominamy zmarłych. Może to dobra okazja na szczerą rozmowę z bliskimi? O tym kogo i dlaczego nam brak i jak możemy się nawzajem w tej przestrzeni wspierać? Może to czas pójść do osoby umierającej po to, by przy niej po prostu posiedzieć i potrzymać za rękę? Może przeprosić, albo podziękować. Powiedzieć „do zobaczenia” i pozwolić odejść w pokoju serca. To trudne, ale niesamowicie uzdrawiające – w przeciągu ostatniego roku doświadczyłam tego mocno dwa razy. Śmierć nie jest końcem, nie pozwól więc, by żałoba odebrała ci twoje życie i przeżywanie codzienności w pokoju serca i świadomym patrzeniu na ból. On podobno kiedyś się zmienia, ale im lepiej go przeżyjemy, tym większa dla nas nadzieja na miłość – tu i teraz.
Skomentuj artykuł