Nikt księży z mediów nie wypchnie
Tezy o próbach wprowadzenia cenzury, kontrolowania wypowiedzi księży, śledzenia ich kont w mediach społecznościowych, należy włożyć między bajki. Rewizja norm skończy się na przypomnieniu paru ogólnych zasad, dopisania do nich mediów internetowych i tyle. Zostanie, jak jest i nikt księży z telewizji, radia i internetu nie wypchnie.
„Episkopat chce cenzurować księży”, „Biskupi zamykają usta niepokornym duchownym”, „Nigdy nie myślałem, że dożyję czasów cenzury prewencyjnej” - to jedynie trzy z tysięcy komentarzy jakie pojawiły się po zapowiedzi Rady Stałej KEP na temat rewizji uchwalonych przed 17 laty norm występowania duchownych w mediach. Oliwy do ognia dolała trochę wypowiedź rzecznika KEP, który podkreślając gigantyczny wręcz rozwój mediów społecznościowych stwierdził, że rewizja norm dotyczyła będzie w głównej mierze aktywności księży w tych właśnie mediach. „Co jakiś czas Księża Biskupi otrzymywali sygnały o wypowiedziach duchownych, które budziły pewne wątpliwości od strony ich zgodności z nauką Kościoła. Dotyczyło to nie tylko prasy, radia czy telewizji, ale także mediów społecznościowych, które dają dzisiaj praktycznie nieograniczone możliwości wyrażania swoich opinii. A nie zawsze te opinie własne pokrywają się z Magisterium Kościoła” - stwierdził w wypowiedzi dla KAI ks. Leszek Gęsiak.
Przyjęte w 2004 r. przez KEP oraz zaakceptowane przez Watykan normy składają się w sumie z 21 punktów i właściwie nie budzą zastrzeżeń. Trudno bowiem przyczepić się np. do zalecenia tego, by ksiądz odmawiał komentowania spraw, w których nie czuje się kompetentny. Trudno też mieć zastrzeżenia do tego, że jego przekaz powinien być zgodny z nauczaniem Kościoła. Pewne obawy mógł budzić zapis, że w wypowiedziach trzeba trzymać się oficjalnej linii Konferencji Episkopatu Polski w sprawach, w których zajęła ona stanowisko. Nigdzie jednak nie zapisano, że nie wolno z tą opinią polemizować. Nigdzie też nie ma zakazu wyrażania własnych opinii. Duchownym nie zabroniono okazjonalnego występowania w mediach i wygłaszania komentarzy. Podkreślono jedynie, że winni występować w stroju duchownym, a ci którzy chcą podjąć stałą współpracę z jakimś medium muszą mieć na to zgodę swojego biskupa. W ostatnim punkcie zapisano, że w odniesieniu do księży, którzy wyrażają opinie niezgodne z nauczaniem Kościoła lub notorycznie łamią normy, mogą być zastosowane sankcje – m.in. całkowity zakaz wypowiadania się w mediach. Wytyczne nie postulują także utworzenia jakiegoś specjalnego zespołu, który monitorowałby aktywność duchownych pod kątem zgodności ich wypowiedzi z oficjalnym nauczaniem. Można się jedynie domyślać, że ocena opinii i komentarzy należy do kompetencji przełożonego danego księdza, który dokonuje jej wtedy, gdy ktoś zgłosi się do niego ze skargą na taką lub inną wypowiedź – trudno bowiem oczekiwać od biskupa, by nieustannie śledził swoich podwładnych i pilnował tego, co mówią.
Rewidując zatem obecnie obowiązujące przepisy w tym zakresie, należałoby uzupełnić kanały przekazu o portale internetowe oraz media społecznościowe. Zabieg prosty, nie wymagający tworzenia specjalnych zespołów, itp. I pewnie ostatecznie na tym skończą się zapowiedzi zmiany norm. Niemożliwym – nie tylko z punktu widzenia wolności do wyrażania opinii – byłoby nakazanie księżom, by każdą swoją wypowiedź, wpis na FB, Twitterze czy Instagramie uzgadniali z przełożonym. A jeśli nawet udałoby się tego typu zabieg wprowadzić – o co naprawdę nikogo w KEP nie podejrzewam – to tego typu cenzurze należałby poddawać przed wygłoszeniem także wszystkie homilie. Czasem bowiem człowiek może stracić wiarę słuchając głupot, które padają z kościelnych ambon. Inna rzecz, że gdyby KEP wprowadziła jakąkolwiek formę cenzury i zamknęła w ten sposób usta księżom, którzy krytyki biskupom nie szczędzą – np. ks. Tadeuszowi Isakowiczowi-Zaleskiemu, ks. prof. Andrzejowi Kobylińskiemu, ks. prof. Alfredowi Wierzbickiemu, itd. - to musiałaby zamknąć je także tym, którzy teoretycznie murem za KEP stoją. Katalog księży z profesorskimi tytułami, którzy wypowiadają się dość często np. w Radiu Maryja, a ich wypowiedzi rozmijają się nie raz i nie dwa z nauczaniem, byłby naprawdę długi. I co gorsza paru biskupów też by się w nim znalazło. Jakżeby wtedy uboga była nasza debata o Kościele, o jego różnorodności... Jakiż rwetes by się podniósł po wszystkich stronach barykady. Biskupi mają tak wiele problemów, że na wojnę z mediami nie pójdą. Bo ją po prostu przegrają.
Tezy o próbach wprowadzenia cenzury, kontrolowania wypowiedzi księży, śledzenia ich kont w mediach społecznościowych należy zatem włożyć po prostu między bajki. Rewizja norm skończy się na przypomnieniu paru ogólnych zasad, dopisania do nich mediów internetowych i tyle. Zostanie, jak jest i nikt księży z telewizji, radia i internetu nie wypchnie. Sami na to nie pozwolą. A bunt to ostatnia rzecz, którego dziś Kościołowi w Polsce potrzeba.
Skomentuj artykuł