O co wam chodzi, ateiści?
Polscy ateiści kontynuują bilboardową akcję promowania niewiary. W kolejnych miastach propagują nowe hasło: "Nie wierzysz w Boga? Nie jesteś sam", próbując budować ateistyczną wspólnotę. Jednak w sumie niełatwo dociec, o co tak naprawdę im chodzi.
Odgrzewają bowiem stare oświeceniowe idee o niezależności moralności od religii, o nadrzędnej roli rozumu i nauki, o przebrzmiałej, a nawet szkodliwej religii. Parę miesięcy temu na ulicach niektórych miast pojawiły się bilboardy z innym napisem: "Nie zabijam, nie kradnę, nie wierzę". Jak rozumiem, to hasło miało przekonać społeczeństwo, że nie trzeba wierzyć w Boga, aby nie czynić zła. Innymi słowy, do tego, aby być dobrym człowiekiem i obywatelem istnienie religii jest zbędne, zwłaszcza istnienie chrześcijaństwa, a w szczególności Kościoła katolickiego.
Moralność nie jest pierwsza
To prawda, nie trzeba być człowiekiem wierzącym, aby przestrzegać podstawowych zasad moralnych. Człowiek niewierzący nie staje się z miejsca potworem i amoralnym zwyrodnialcem. Kościół nigdy tego nie głosił. Przeciwnie, od wieków powtarza, że wszystkich ludzi obowiązuje prawo naturalne. Dlatego zasadniczo (bo nawet tutaj pojawia się wiele rozbieżności) zgadzamy się w ocenie pewnych podstawowych form dobra i zła, bez względu na wyznawaną religię lub jej brak.
Jeśli polscy ateiści starają się powiedzieć, że chrześcijaństwo potrzebne jest tylko do tego, by nie czynić zła, to się głęboko mylą, nie wiedząc tak naprawdę, na czym ono polega. Strzelają kulą w płot. Unikanie zła to pewne absolutne minimum. Chrześcijanin wezwany jest do czegoś znacznie więcej, do czynienia dobra w świecie. Nieporozumieniem jest również utożsamianie chrześcijaństwa wyłącznie z moralnością. Gdyby tak było, to przypuszczam, że w ogóle nie mielibyśmy z Bogiem do czynienia, ponieważ On objawił się człowiekowi pomimo jego niemoralnego postępowania. Działanie Boga wyprzedza moralność.
Nie wiem więc, jakie chrześcijaństwo mają ateiści na myśli. Stosunek wielu nowożytnych filozofów i współczesnych wyznawców ateizmu podejrzliwych wobec chrześcijaństwa często opiera się na fałszywym i wykoślawionym obrazie Jezusa Chrystusa, Kościoła i ich przesłania. A przecież dzisiaj Kościół widzi płaszczyznę porozumienia i współpracy także z ateistami: "Wszyscy ludzie, wierzący i niewierzący, powinni się przyczyniać do należytej budowy tego świata" - powiada Sobór Watykański II w Konstytucji "Gaudium et spes" (nr 21).
Natomiast należy ze smutkiem stwierdzić, że także wśród chrześcijan pojawiają się podobne błędy i uproszczenia. Być może, paradoksalnie, jest to jedna z przyczyn sprzeciwu ateistów. Niektórzy wierzący uważają, że skoro nie kradną, nie zabijają i nie oszukują, to w zasadzie są w porządku, nie mają się z czego spowiadać i poprawiać. Trzeba przyznać, że często i w głoszeniu Ewangelii moralność - jako owoc wysiłku człowieka - wysuwa się na czoło, a działanie Boga schodzi w cień. Niby to tylko nieznaczne zaburzenie kolejności, a jednak chodzi o poważne poprzestawianie akcentów.
Walka o co?
W uzasadnieniu swojej akcji Fundacja "Wolność od religii" podaje, że jest to protest przeciwko rzekomemu zawłaszczaniu "wartości uniwersalnych" przez religię, czyli, a jakże, przez Kościół katolicki w Polsce. Fundacja uważa również, że państwo polskie łączy "moralność z przynależnością religijną". Ateiści czują też zagrożenie dla swojej wolności i sprzeciwiają się "pomijaniu ich konstytucyjnych praw do poszanowania wolności wyznania".
Najbardziej zastanawia jednak brak jakiejkolwiek refleksji nad tym, co jest źródłem i treścią owych "uniwersalnych wartości". Skąd się one biorą? Czy są owocem umowy między ludźmi? I dlaczego człowiek ma zachowywać takie a nie inne prawa? Na jakiej podstawie jedne czyny można nazywać złymi, a inne dobrymi? Przecież jeśli jest absolutnie wolny, to może dowolnie je sobie tworzyć i zmieniać. Czy właśnie w ateizmie z "ludzką twarzą", ufającemu w nieograniczoną dobroć i nieomylność człowieka oderwanego od Boga, nie tkwi największe niebezpieczeństwo?
Jeśli jedną z naczelnych zasad regulujących życie społeczne i etykę ma być opacznie rozumiana tolerancja - a tego właśnie domaga się w swoim statucie Fundacja "Wolność od religii", to kto uchroni samych ateistów i innych mieszkańców przed zupełną dowolnością i zmiennością ludzkich ustaleń i idei? Co bowiem stanie się, jeśli "historyczno-kulturowa ewolucja", w której za Richardem Dawkinsem współcześni ateiści widzą źródła moralności, zacznie obracać się przeciwko ludziom, w tym także przeciwko ateistom?
Być może dzisiaj powszechnie zgadzamy się, że nie należy zabijać człowieka już narodzonego (nie wspominając nienarodzonych). Jednak jutro jakaś znacząca grupa ludzi wyzwolonych może dojść do wniosku, że osoby chore lub niepełnosprawne są zbyt dużym obciążeniem dla społeczeństwa. W imię tolerancji poglądów należałoby taki postulat chronić, skoro ateiści chcą być konsekwentni. I nagle "uniwersalną wartością" stanie się na pewien czas to, co akurat się opłaci i jest pragmatyczne. Wśród tych chorych mogą jednak znaleźć się krewni i bliscy samych ateistów. Jak wówczas wybrną oni z obrony lub konieczności realizacji bliżej nieokreślonej tolerancji, której tak się domagają?
Ateiści nie chcą przyjąć do wiadomości, że to właśnie chrześcijańska antropologia mówi o wybraniu człowieka, ale także o jego zranieniu, podatności na grzech i wpływy, które zrazu wydają się być dobre, ale ostatecznie prowadzą do zguby. Naiwnością jest bowiem twierdzenie, że szczęście i moralność można zbudować wyłącznie na wierze w nieomylność rozumu i nauki. Mieliśmy już wiele bolesnych przykładów konstruowania różnych królestw na ziemi i innych eksperymentów, które opierały się jedynie na sile i "dobrej woli" człowieka.
Rozmowa i nawrócenie
Jak reagować wobec tego typu ateistycznych krucjat? Myślę, że należy podchodzić do nich ze spokojem. Kościół w swoich dokumentach (np. w Katechizmie i tekstach Soboru Watykańskiego II) zajmuje dość wyważone stanowisko wobec ateizmu. Na pewno taka kampania jest znakiem czasu, czyli wydarzeniem, przez które Opatrzność wzywa nas do konkretnych działań. Nie powinniśmy ograniczać się do świętego oburzenia, a już na pewno nie do wymachiwania szabelką. Należy częściej podejmować rzeczową i rozumną polemikę, także w mediach niekościelnych. Pytanie tylko, czy stać nas na to, czy jesteśmy do tego właściwie przygotowani, czy często nie pozostajemy tylko z wrzącym kotłem emocji, bo nie potrafimy znaleźć żadnych argumentów albo brakuje nam odwagi.
Sobór Watykański II zwraca uwagę, że człowiek nie tyle rodzi się ateistą, co się nim staje. Ponadto, wymienia różne przyczyny ateizmu, zwłaszcza tego skierowanego przeciw chrześcijaństwu. Oprócz wskazania na grzech, bunt i niewiarę samych ateistów, Sobór, a za nim Katechizm, obarcza odpowiedzialnością za tę sytuację także chrześcijan, przekonując, że "w genezie ateizmu niemały udział mogą mieć wierzący, o ile skutkiem zaniedbań w wychowaniu religijnym albo fałszywego przedstawiania nauki wiary, albo też braków w ich własnym życiu religijnym, moralnym i społecznym, powiedzieć o nich trzeba, że raczej przesłaniają, aniżeli pokazują prawdziwe oblicze Boga i religii".
Wydaje się to szczególnie trafne w naszym polskim kontekście. Obecni ateiści to nierzadko ludzie ochrzczeni, którzy się pogubili. Kościół zachęca więc, aby wzrost skali ateizmu potraktować jako zachętę do gruntownego rachunku sumienia, nawrócenia i prawdziwego chrześcijańskiego świadectwa po stronie wierzących.
Skomentuj artykuł