Papież do weryfikacji

Papież do weryfikacji
Fot. PAP/EPA/MASSIMO PERCOSSI

Istnieje poważny problem, z którym Kościół od ponad dwóch dekad sobie nie radzi. Chodzi o weryfikację treści podawanych pod jego szyldem w nowych mediach i ludzi, którzy te treści kolportują.

To był czwartek, 20 kwietnia br. Na papieskim koncie na Twitterze pojawiły się słowa: „Spojrzenie Boga nigdy nie zatrzymuje się na naszej przeszłości pełnej błędów, ale patrzy z nieskończoną ufnością na to, czym możemy się stać”. Tego samego dnia zniknął charakterystyczny niebieski znaczek, potwierdzający, że konto zostało zweryfikowane i rzeczywiście pojawiające się na nim treści firmuje aktualny Następca św. Piotra. Zniknięcie znaczka to nie przejaw antyklerykalizmu, lecz efekt polityki nowego właściciela serwisu, który doszedł do wniosku, że za potwierdzenie autentyczności konta użytkownicy powinni mu zapłacić. Oprócz Franciszka niebieski znaczek stracili z dnia na dzień m. in. Beyonce, Ronaldo, Bill Gates, Kim Kardashian, Oprah Winfrey i wiele innych tzw. osób publicznych.

Dziś na koncie Papież Franciszek znów widoczny jest znaczek weryfikacyjny (już nie niebieski, lecz szary), potwierdzający, że słowa „Witamy na oficjalnej stronie Twitter Jego Świątobliwości Papieża Franciszka” nie są ściemą, lecz prawdą. Najwidoczniej w Watykanie ktoś doszedł do wniosku, że warto zapłacić miliarderowi posiadającemu obecnie ten serwis mikroblogowy kilka dolarów niż ryzykować, że lada moment ktoś założy łudząco podobne konto i zacznie - podszywając się pod Papieża - siać zamieszanie np. przez kolportowanie treści sprzecznych z nauczaniem Kościoła.

Można domniemywać, że w Stolicy Apostolskiej jest już przygotowana następna suma z przeznaczeniem na płatną weryfikację konta w kolejnym portalu lub serwisie, bo krążą informacje, że właściciele innych społecznościówek też chcą zarobić na potwierdzaniu, że konto należy faktycznie do tego, kto się podaje za jego użytkownika.

DEON.PL POLECA

Opisana sytuacja, która dotknęła w minionym tygodniu nawet Papieża, dość jaskrawo przypomniała o poważnym problemie, z którym Kościół katolicki w dobie nowych mediów wciąż nie zdołał sobie poradzić.

Kiedyś sprawa była prosta. Żeby wydać np. jakąś książkę i móc ją prezentować jako podającą nauczanie Kościoła, trzeba było uzyskać od stosownych władz kościelnych „Imprimatur”. Założenie było proste - publikacje z „Imprimatur” mówią, że Kościół potwierdza autentyczność treści w danej sprawie, a te, które „Imprimatur” nie mają - niekoniecznie. Oczywiście, wydanie kościelne zgody na wydrukowanie książki poprzedzone było jej wnikliwą lekturą przez upoważnionych i (na ogół) kompetentnych kościelnych cenzorów.

Niestety, tego typu mechanizm nijak nie nadaje się do stosowania w internecie. Zwłaszcza od czasów powstania sieciowych serwisów, których treść generują nie tylko ich upoważnieni administratorzy, ale także nawet zupełnie przypadkowi użytkownicy. Choć tego typu możliwości są dostępne już ponad dwie dekady, Kościół katolicki wciąż nie wypracował skutecznej i możliwej do szybkiego globalnego zastosowania metody weryfikacji treści, które podawane są w nowych mediach jako zgodne z jego nauczaniem lub wręcz jako jego nauczanie.

To jest bardzo poważny problem, a wiele wskazuje na to, że będzie jeszcze poważniejszy, gdy do tworzenia upublicznianych w internecie materiałów na dużą skalę zaangażowana zostanie sztuczna inteligencja. Eksperyment przeprowadzony niedawno przez związaną z serwisem wiam.pl wrocławską teolożkę i kulturoznawczynię Karolinę Skowrońską pokazuje, że chatbot już obecnie potrafi wygenerować całkiem składne i mające pozory autentycznego, kazanie.

Obecność rzeczywistych i wiarygodnych reprezentantów Kościoła katolickiego w mediach, zwłaszcza w tych nowych, to sprawa bardzo poważna. Rosnąca świadomość tego faktu, przy równoczesnym braku skutecznego i sprawdzonego narzędzia do weryfikacji treści kojarzonych z Kościołem, skłania do szukania jakichś doraźnych rozwiązań. Np. takich, jak wydawanie dekretów i reguł dotyczących występowania w mediach duchownych, a także częściowo świeckich. Niestety, w praktyce przypominają one konkluzję wiersza Leopolda Staffa „Podwaliny”. Mówi ona o budowaniu domu nie od fundamentów, lecz od „dymu z komina”.

Kościół potrzebuje własnych, skutecznych metod weryfikowania nie tylko treści, ale także ludzi, którzy w jego imieniu rozpowszechniają treści w mediach. Bo jak pokazała sytuacja z Twitterem, na zewnętrznych weryfikacjach lepiej nie polegać. Zwłaszcza, jeśli trzeba je kupować.

Dziennikarz, publicysta, twórca portalu wiara.pl; pracował m.in. w "Gościu Niedzielnym", radiu eM, KAI

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Papież do weryfikacji
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.