Pokornie i z mądrością róbmy swoje
Ostatnie dni ujawniły olbrzymi podział w środowisku Kościoła. W debacie toczącej się wokół Jana Pawła II niektórym zabrakło argumentów i w obronie, rzekomo podważanej, świętości papieża Polaka, sięgnęli po argumenty ad personam. Nagle jedno katolickie medium zaczęło atakować drugie i zarzucać mu, że przyłącza się do ataków na papieża. Pojawiają się emocje, uproszczenia, fałszowanie rzeczywistości, przypisywanie innym złych intencji.
Trzy lata temu polscy biskupi napisali list "O ład społeczny dla wspólnego dobra". Dokument niby sprzed lat, ale wciąż aktualny. Hierarchowie podkreślali w nim bowiem, że jest konieczna w Polsce refleksja nad językiem, którym się posługujemy we wszelkiego rodzaju debatach. "Wszelki dialog kończy się wówczas, gdy język publicznych debat służy budowaniu jednostronnego i nieprawdziwego obrazu życia społecznego czy też stygmatyzowaniu politycznych oponentów" - pisali.
W liście tym znalazł się także taki apel: "(…) wzywamy wszystkich uczestników życia publicznego, zwłaszcza polityków, dziennikarzy, publicystów i użytkowników mediów społecznościowych, ale także zabierających głos w gronie rodzinnym, sąsiedzkim i współpracowników, do głębokiej refleksji nad językiem używanym w rozmowach o sprawach publicznych. Jesteśmy bowiem przekonani, że jego barwność i wyrazistość można i należy pogodzić z szacunkiem zarówno dla oponentów, jak i dla odbiorców. Wyraża się on poprzez oddzielanie - wypowiadanej w dobrej wierze - krytyki zaniechań lub błędów, od takiego sposobu formułowania ocen poszczególnych osób czy środowisk, który może być krzywdzący, czy wręcz uwłaczający ich godności. Miarą szacunku jest także ograniczenie nadmiernych emocji i uproszczeń, które fałszują rzeczywistość i zamykają drogę zarówno do politycznego kompromisu, jak i do zrozumienia całej złożoności życia publicznego".
Przywołałem ten obszerny fragment, choć wcale nie zamierzam odnosić się do polityki. Ostatnie dni ujawniły bowiem olbrzymi podział w środowisku Kościoła. W debacie toczącej się wokół Jana Pawła II niektórym zabrakło argumentów i w obronie, rzekomo podważanej, świętości papieża Polaka, sięgnęli po argumenty ad personam. Nagle jedno katolickie medium zaczęło atakować drugie i zarzucać mu, że przyłącza się do ataków na papieża. Pojawiają się emocje, uproszczenia, fałszowanie rzeczywistości, przypisywanie innym złych intencji. Nie, nie ma próby podjęcia rzetelnej debaty. Jest sztywne trwanie przy swojej narracji. A jej praźródłem jest twierdzenie, że wykorzystywanie seksualne w Kościele jest problemem marginalnym. Pod tą tezę zaczyna się zatem formułować cały przekaz. Źli są zatem wszyscy ci, którzy mówią o tym problemie, którzy wskazują na ból ofiar, którzy mają mniejsze lub większe wątpliwości co do działań w przeszłości - także św. Jana Pawła II. W przekaz ten doskonale wpisują się publicznie wygłaszane "prywatne komentarze", które do grona męczenników zapisują biskupów ukaranych za zaniedbania przez Watykan. I można byłoby tą litanię ciągnąć w nieskończoność. Można byłoby wykazywać błędy w narracji, w rozumowaniu. Sęk w tym, że ta druga strona i tak nic nie zrozumie i będzie twardo stała przy swoim. Godzić się zatem ciągle na budowanie nieprawdziwego obrazu oraz stygmatyzowanie oponentów? Robić swoje, nie przejmować się tym co mówią inni i nie wchodzić z nimi w dyskusję?
Jest to jakieś rozwiązanie. Nie nerwowe, nie podnoszące ciśnienia. Lecz z drugiej strony skazać innych na nieprawdziwy przekaz? A może uznać ich za całkiem straconych? "Na różne sposoby manipuluje się prawdą, podobnie jak gimnastykę zastępuje się kosmetyką" - pisał w jednym z dokumentów papież Franciszek jakby zaglądając na polskie podwórko. A nie dalej jak w środę w czasie rozważań na audiencji generalnej wskazywał, że kiedy zbytnio ufamy sobie, stajemy się pyszni, zarozumiali z przekonaniem o swojej racji, to "wtedy zły znajduje otwarte drzwi", organizuje wyprawę "i bierze w posiadanie nasz dom". "(…) diabeł wie, jak przebrać się za anioła, wchodzi z grzecznymi słowami i przekonuje was, a na końcu jest to najgorsze niż na początku... Dlatego powinniśmy pozostać czujni, strzec swojego serca" - ostrzegał papież i dodawał: "Strzeż swojego serca, bo czujność jest znakiem mądrości, jest przede wszystkim znakiem pokory, ponieważ boimy się upadku, a pokora jest najlepszą drogą życia chrześcijańskiego".
A zatem pokornie i z mądrością róbmy swoje. Nie ma sensu oglądać się na tych, którzy niczym małe pieski głośno szczekają i usiłują podgryzać. Ale refleksję nad językiem i tak warto zrobić.
Skomentuj artykuł