Pragniesz zmiany? Znajdź sobie towarzysza drogi!
Od prawie trzech miesięcy sięgam codziennie - każdego poranka - do czytań, które daje nam Kościół na dany dzień. Od kilku lat praktykuję też świętowanie po spowiedzi, wszak to sakrament uzdrowienia. Jednym i drugim postanowiłam dzielić się w mediach społecznościowych i w obu przypadkach odzew ludzi przerósł moje najśmielsze oczekiwania.
Mam ogromny dystans do tego, co inni proponują mi w sieci. Idealnie oddaje to ostatni felieton Agaty Rusek, bo niedobrze jest, gdy zamiast żywego człowieka wybieramy internetowe guru. Jednak to, co mocno we mnie wybrzmiewa, po zaproszeniu do akcji czytania Słowa, to fakt, że każdy z nas czegoś szuka. Często, by to osiągnąć, potrzebujemy nie tylko iskry, inspiracji, konkretnego pomysłu. Potrzebujemy też, by drugi człowiek po prostu nam w tym towarzyszył, by dmuchał w nasze skrzydła, gdy spadają motywacje.
Dlatego tak cenię sobie bycie we wspólnocie małżeństw, która jest dla mnie dowodem na to, że można żyć ze sobą 80 lat i się nie pozabijać (moja gdyńska wspólnota Kochać i Służyć takich śmiałków w swych szeregach ma!). Tak bardzo doceniam powstawanie kolejnych klubów dla mam, spotkań dla kobiet, grup wsparcia w kryzysach, czy stowarzyszenia, które łączy wspólna pasja. Ogromnie cenię też grupy internetowe, choć nic nie zastąpi spotkania z żywym człowiekiem, twarzą w twarz. Jest tak, że potrzebujemy czegoś konkretnego. Jak choćby wspomniane akcje codziennego czytania Słowa, czy świętowania spowiedzi i poczucia, że nie jesteśmy z tym sami, że gdzieś tam jest jakaś społeczność, w której takie rzeczy się dzieją i są „normalne”.
Nie udzielam i nie przyjmuję rad do i od obcych ludzi „z internetu”, ale chętnie inspiruję się tym, co wewnętrznie mnie pociąga. Dlatego właśnie zaprosiłam do świętowania spowiedzi i modlitwy Słowem. Wiedziałam, że sama szybko się poddam, że zabraknie mi sił i motywacji, że potrzebuję kogoś, kto wyśle mi codziennie rano „swoje” zdanie z czytań, przypominając, żebym zrobiła to samo. Wsparcie. Motywacja. Towarzyszenie ku wspólnemu celowi.
W tym wszystkim jest jednak pewien haczyk. Trzeba wiedzieć, czego się pragnie, szuka, czego dziś tak naprawdę mi potrzeba. Zalewa nas mnogość propozycji, tych internetowych w szczególności. Jeśli nie potrafimy znaleźć w tym wszystkim jednej, ale konkretnej propozycji dla siebie, jeśli bierzemy wszystkiego po trochę (bo wejść głębiej we wszystko się nie da!), to nie tylko szybko się poddamy, ale też napchamy nasze serce tym, co nas nie nakarmi. Nie wszystko, dla wszystkich.
Dlatego zgadzam się z Agatą Rusek, by bardzo ostrożnie traktować wszelkie internetowe „inspiracje” – można się w tym nieźle zakręcić, dostać niestrawności i żyć w ciągłym poczuciu, że tak bardzo szukam, staram się i psu na budę! Często sama sobie powtarzam słowa św. Ignacego Loyoli: „ten robi najwięcej, kto robi dobrze jedną rzecz”. Jedną, dobraną do moich aktualnych możliwości i pragnień. Najlepiej jak potrafię i w moim wypadku, najskuteczniej z towarzystwem u boku, by się nie poddać, gdy pojawią się pierwsze przeciwności.
Być może takim towarzyszem okaże się sąsiadka, przyjaciółka albo osoba ze wspólnoty. Może się jednak okazać, że albo nie mamy śmiałości, by kogoś do wspólnej drogi zaprosić, albo po prostu nie widzimy wokół siebie nikogo, kto np. chciałby z nami czytać Pismo Święte. Mamy jednak wiele pomysłów, przestrzeni w internecie. Korzystajmy z nich mądrze – być może modyfikując czyjś pomysł pod swoje możliwości, własny sposób patrzenia i przeżywania. W dużej wolności, ale i w poczuciu, że jest ktoś – kto tak jak ja – walczy np. co rano o pięć minut ciszy na modlitwę. Towarzyszenie. Słowo klucz, które może okazać się tym, czego bardzo nam brak w naszej układance w dążeniu do upragnionej zmiany.
Skomentuj artykuł