Przestałam naiwnie wierzyć, że małżeństwo "robi się samo"

Zdjęcie ilustracyjne. Fot. Andrik Langfield / Unsplash

Kolejne rozmowy z narzeczonymi oraz małżonkami za mną. Uwielbiam takie spotkania, w których dwoje kochających się ludzi, gdzieś po drodze skonfliktowanych i nierozumiejących siebie i drugiego, szukają wsparcia. Do tego trzeba mieć siłę i ogromną miłość, choć często wydaje się nam, że jest odwrotnie - nie kocham i jestem słaby, skoro muszę szukać dla nas pomocy. Życie jednak pokazuje coś odwrotnego - obojętność jest największym wrogiem miłości, nie walka o relacje.

Od dłuższego czasu bardzo kołyszą się w moim sercu myśli o tym, że życie byłoby dużo łatwiejsze gdybyśmy potrafili wprowadzić w naszą codzienność coś, czego uczę się od lat na rekolekcjach ignacjańskich. Zobaczyć, nazwać i wypowiedzieć głośno to, co jest w naszych sercach. Proste, prawda? Niestety nie. Życie pokazuje, że niezwykle trudne.

Często widzimy to, co na wierzchu. Naszą złość, zawiedzione oczekiwania, niemoc. Gdy zaczniemy jednak pytać o ich przyczyny, okazuje się że ktoś tam, kiedyś nas zranił, zaniedbał, a to doświadczenie ciągnie się i ciągnie, ciągle niezaopiekowane i rzutuje na kolejne relacje. Stąd takie kolejki do psychoterapeutów, i dobrze - obyśmy tylko trafiali na odpowiednie osoby. Widzimy to, co z nas wychodzi - gniew, krzyk, smutek - nie wiemy jednak skąd tego w nas aż tyle. Nie wiemy, bo zagłuszamy się chwilowymi zapychaczami, nie potrafimy zatrzymać się i zajrzeć głębiej. Tymczasem św. Ignacy Loyola, gość żyjący w XVI wieku, zachęca nas by posiedzieć kilka dni w ciszy i posłuchać swojego serca. To boli, czasem do głębokiego szlochu, ale w ostateczności wprowadza nową jakość - nie łatwą, ale życiodajną.

DEON.PL POLECA

Kiedy już zobaczymy co w nas, co jest długim i bolesnym procesem, możemy uczyć się to nazywać. Język polski niby nie jest aż tak ubogi, by nie móc tego zrobić, ale to co widzę w sobie i w parach, które ze mną rozmawiają, to takie doświadczenie, że zwyczajnie brakuje nam słów. Czujemy coś głęboko, ale nie potrafimy tego wprost nazwać, określić na tyle precyzyjnie by drugi człowiek mógł choć trochę zrozumieć nasze doświadczenie. To trudna sztuka, według mnie - do nauki na całe życie.

Choć wydaje się, że to takie błahe i nieważne, to ten kto próbował, wie, że jest wręcz odwrotnie. To jest trudne. Wymaga ogromnej siły, samoświadomości i odwagi. Szczególnie, gdy zobaczymy w sobie samych albo w naszych relacjach taką przestrzeń, z którą nie bardzo wiemy co zrobić i szukamy dla siebie wsparcia. Wtedy okazuje się, że coś czujemy, a nie wiemy dlaczego. Chcemy coś nazwać, a nie potrafimy. Szukamy osoby, z którą można by o tym porozmawiać, a odbijamy się od drzwi do drzwi, bez pomocy i zrozumienia. Albo trafiamy do człowieka, który nas nie rozumie, nie słucha empatycznie, ocenia albo na siłę próbuje nami sterować. I znów pojawia się w mojej głowie św. Ignacy, który uczył towarzyszyć, ale nie kierować. Nie powinniśmy być marionetkami w czyiś dłoniach, ale osobami, które szukając wsparcia, rzeczywiście czują, że jest ktoś kto je nakieruje, ale w wolności i szacunku do naszej wrażliwości oraz naszych decyzji.

Przestałam już naiwnie wierzyć w to, że małżeństwo "robi się samo", że wystarczy być dobrym człowiekiem, a na pewno spotka się same anioły na swojej drodze. Wręcz przeciwnie. Moje doświadczenie dobitnie pokazuje, że relacje to nauka na całe życie. Relacja z samym sobą (ta najtrudniejsza!), z Panem Bogiem i z drugim człowiekiem. To są te przestrzenie, które odłożone na bok, wyjdą w najtrudniejszym momencie, zwalając nas z nóg.

Uczę się więc komunikacji, nie tylko powracając do książek z psychologii i psychiatrii, które towarzyszyły mi przez kilka lat studiowania. Wracam też do św. Ignacego i do tej ciszy, w której serce zaczyna boleć, krzycząc o tym, co jest nie tak. Tylko wtedy można zrobić krok do przodu. Warto, bo bez relacji nie da się żyć. Warto, choć to nie jest łatwe, ale w głębi serca bardzo pragniemy żyć w pełni, prawda?

Z wykształcenia pedagog i doradca rodzinny. Z wyboru żona, matka dwóch synów. Nie potrafi żyć bez kawy i dobrej książki. Autorka książki "Doskonała. Przewodnik dla nieperfekcyjnych kobiet". Prowadzi bloga oraz Instagram.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Przestałam naiwnie wierzyć, że małżeństwo "robi się samo"
Komentarze (1)
AK
~Adam Kowal
21 września 2023, 21:29
Małżeństwo jest świetnym przykładem na to, że małe za to codziennie wykonywane rzeczy dają lepszy efekt niż spektakularne wykonane od święta. Nie da się ratować małżeństwa nawet najbardziej bajecznym weekendem we dwoje, jak brakuje CODZIENNEGO wspólnego kubka zwykłej herbaty.