Ratzinger na Wielki Piątek
Benedykt XVI udzielił ostatnio wywiadu, w którym wspomina o ciekawym odwróceniu perspektywy. Mianowicie współczesny człowiek nie tyle odczuwa potrzebę bycia usprawiedliwionym wobec Boga, co oczekuje, że Bóg usprawiedliwi się wobec niego.
O co chodzi? Przyzwyczailiśmy się do tego, że Wielki Post, to taki szczególny czas, kiedy chcemy "wyczyścić" swoje konto wobec Boga. Chcemy być w porządku: usprawiedliwić nieobecności, poprawić oceny, oddać zaległe zadania, obiecać poprawę. Zdajemy sobie sprawę z naszych win i chcemy się z nich wytłumaczyć, usprawiedliwić okolicznościami. Dlaczego tak a nie inaczej postąpiliśmy.
Jednak okropieństwa na świecie, przemoc, gwałty, katastrofy, wojny i ludobójstwa, choroby i śmierć niewinnych skłaniają coraz częściej ludzi do stawiania pytań Bogu. Przecież to On jest wszechmocny. To On tym wszystkim kieruje. Jak to jest możliwe? Dlaczego na to pozwala? Dlaczego nas nie chroni? Dlaczego tak doświadcza?
Mówiąc mocniej: Niech się usprawiedliwi! Jak to możliwe, że On Dobry i Sprawiedliwy dopuszcza takie rzeczy?
Ratzinger powiedział: "Wobec tego daje do myślenia to, co powiedział pewien katolicki teolog w sposób bezpośredni i formalny o tym odwróceniu (perspektywy): Chrystus nie miałby cierpieć za grzechy ludzi, ale raczej, można by tak powiedzieć, aby zmazać winy Boga".
Chrystus umierający na krzyżu nie za nasze winy, lecz za winy Boga. To bardzo mocne. Wielu może się oburzyć na taką interpretację. Ale nie sadzę, by Ratzinger chciał kogoś zgorszyć. Po prostu Wielki Tydzień może też przemówić do tych, którzy zadając pytanie "Gdzie był Bóg?" czują się zostawieni bez odpowiedzi.
Benedykt XVI niejako szukając odpowiedzi poparł linię duszpasterską papieża Franciszka: "Tylko tam, gdzie jest miłosierdzie kończy się okrucieństwo, zło i przemoc. Papież Franciszek jest w zgodzie z tą linią. Jego praktyka duszpasterska wyraża się przez to, że cały czas mówi o miłosierdziu Boga. To miłosierdzie przyciąga nas do Boga, natomiast sprawiedliwość sprawia, że boimy się stanąć przed Nim. Wydaje mi się, że pod patyną pewności siebie i własnej sprawiedliwości współczesny człowiek ukrywa głęboką świadomość własnych zranień i swojej niegodności wobec Boga. Oczekuje na miłosierdzie".
Gdy, zwłaszcza podczas Wielkiego Tygodnia, kontemplujemy tajemnicę Krzyża Chrystusa warto pamiętać o tych słowach. Bo przecież zawsze byli tacy, dla których był on głupstwem lub zgorszeniem (żeby zacytować św. Pawła). I teraz są tacy. I każdy z nas może być taki. Tanie, łatwe i przyjmowane z przyzwyczajenia odpowiedzi nie nawracają, odbijają się od powierzchni. A nawet prowokują do ich wyśmiania.
Chrystus zmazujący winy Boga. Brzmi wręcz bluźnierczo. Ale przecież często nasza linia obrony polega na oskarżaniu Boga. "Uczyniłem zło, bo zły jest świat, który Ty stworzyłeś". Tak się usprawiedliwiamy. Winny jest ten, który mnie wrzucił do tego kotła.
Krzyż Chrystusa wytrąca nam z ręki ten oręż. Obala linię obrony. Jedyne co nam pozostaje, to zaufać miłosierdziu. Już nie szukamy winnego, na nikogo nie zwalamy winy. Jezus wziął je na siebie. Ważne są nasze rany potrzebujące troski, opieki, leczenia.
Może dlatego przypowieść o dobrym samarytaninie jest ciągle tak aktualna, jak to w swoim wywiadzie podkreślił Ratzinger, teolog?
Jacek Siepsiak SJ - redaktor naczelny kwartalnika "Życie Duchowe".
Skomentuj artykuł