Religia w szkołach. Ziarno nie padło na urodzajną glebę?
Będzie o katechezie w szkole. Ponownie. Do zabrania głosu sprowokował mnie p. Ryszard Paluch, polemizujący z jednym z moich komentarzy w tej właśnie sprawie i arcybiskup Wacław Depo. Zacznę od metropolity częstochowskiego.
Tuż przed końcem roku hierarcha udzielił wywiadu Polskiej Agencji Prasowej. Pośród wielu poruszonych tematów znalazł się też temat religii w szkołach. Arcybiskup stwierdził, że konkordat gwarantuje nauczanie dwóch godzin tygodniowo. Błyskawicznie wytknięto hierarsze błąd. Bo o dwóch godzinach mówi ministerialne rozporządzenie, a nie umowa dwustronna między dwoma państwami. Odnieśli się do tej wypowiedzi dziennikarze, pani minister. Było dość głośno. Ale biskup jakby nie zauważył, albo zauważyć nie chciał, że wprowadza opinię publiczną w błąd. Zauważył za to omówienie wywiadu w jednym z portali, w którym nadano – tu trzeba arcybiskupowi przyznać rację – nieco zmanipulowany tytuł, nie oddający intencji rozmówcy. Biuro prasowe metropolity napisało komunikat prostujący, zamieszczono go na stronie internetowej archidiecezji, rozesłano po katolickich mediach. Ani słowa przyznania się do własnego błędu. Prostujemy to co podali inni, ale swojego nie widzimy.
Takie działanie to nic innego jak tkwienie w rezerwacie, w swojej bańce, która w nieomylność hierarchy wierzy. Tak, ma pan Ryszard rację pisząc, że nikt w sprawie lekcji religii w szkołach szat rozrywał nie będzie. Jeden podpis minister edukacji może zmienić wszystko. Z dnia na dzień. I wszyscy doskonale o tym wiemy. Za lekcje religii nie pójdzie umierać żaden polityk. Doskonale obrazuje to temat aborcji. Jeszcze jakiś czas temu, będące u władzy PiS, stało murem za decyzją Trybunału Konstytucyjnego. Wystarczyło parę miesięcy, przejście do opozycji i nagle wszyscy się tego wypierają, wskazują na jedną z przyczyn przegranej… Więc jeśli nikt specjalnie umierać nie chce stając po stronie nienarodzonych, to nikt nie stanie też po stronie lekcji religii.
Pisze pan Ryszard, że lekcja religii to jedna z ostatnich szans, aby młodzi ludzie mogli usłyszeć, że aborcja „do 12. Tygodnia” to zabicie człowieka, że metoda „in vitro”, to w istocie nie jest proces leczenia, i że wierność żonie jest cool. Tak, jest to szansa. Ale spoglądając wstecz należy sobie zadać pytanie o to jak ta szansa została wykorzystana? Osoby, które mają dziś 48-49 lat, to pierwsze pokolenie, które miało katechezę w szkole, najmłodsi, którzy głosowali w wyborach w 2023 r. urodzili się w roku 2005. To jakieś trzydzieści roczników. Kawał polskiego społeczeństwa, które być może usłyszały na lekcjach religii o aborcji, in vitro, wierności. Cóż, ze smutkiem należy stwierdzić – a dyskusje o aborcji i in vitro są tego dowodem – że ziarno nie padło na urodzajną glebę…
Nie, nie zamierzam oskarżać o zmiany społeczne lekcji religii, nigdy nie była moim celem negacja pracy katechetów. Sam wielu znam i widzę jak się dla tej pracy poświęcają, jak dobre mają relacje z uczniami, itp. Zdaję sobie przy tym sprawę, że ewentualne ścięcie lekcji religii do jednej tygodniowo będzie oznaczało dla wielu osób konieczność znalezienia nowej pracy.
Łączy nas z panem Ryszardem troska o Kościół. Trochę inaczej ją jednak widzimy. Ja bowiem w tym, że katecheza w formie uzupełniającej jedną godzinę wróci do sal katechetycznych widzę szansę. Tak. Wbrew pozorom szansę. Na ożywienie życia parafialnego, na formację młodego człowieka, na pogłębioną formację. Na wspólne spotkania, wyjazdy, na budowanie wspólnoty. Dobrze wiemy, że w wielu parafiach wszystko to odpuszczono, gdy religie poszły do szkół. Puste salki wynajęto prywatnym podmiotom. Młodzież zniknęła. Przychodzi tylko po sakramenty. Traktują zatem Kościół jak sklep z sałatkami. Wchodzą i biorą tylko tą, która im smakuje.
Tak naprawdę dziś winniśmy się nie spierać o to czy religię w szkole utrzymać, ale co i jak zrobić, gdy ją stamtąd wyrzucą. Jak sprawić – nawet i teraz, gdy w szkolnych murach jest – by młodzi chcieli w Kościele być. I to jest zadanie dla mnie, dla pana Ryszarda i innych katechetów, księży, biskupów. A ci ostatni też powinni mieć odwagę przyznania się do błędów, bo niestety czasem wychodzi na to, że chcemy walczyć o swoje, a w istocie nie bardzo wiemy o co walczymy.
Skomentuj artykuł