Rozczarowanie
Wolność to też wolny rynek. Nie wołamy tylko o swobodę konsumpcji, ale też - o swobodę wyboru pracy.
Gdy ludzie opowiedzą kawał lub dadzą wg nich błyskotliwą ripostę, to zasadniczo zachowują się na dwa sposoby. Jedni rechoczą tak szybko i tak głośno, jakby chcieli „zagłuszyć” zażenowanie powstałe wśród słuchaczy. Nie zostawiają miejsca na reakcję wobec ich nachalnego (lub grubiańskiego) „machania pałką”. Inni wręcz odwrotnie: dają miejsce na ciszę, która pozwala docenić i posmakować subtelne, ale trafne żądło ich „pchnięcia”.
Podobnie się dzieje, kiedy bierzemy na cel naszą wolność i jej konsekwencje.
Są ludzie, którzy przeżywają rozczarowanie, gdy ceny idą w górę. Gdy zabiera im się rybę lub daje coraz mniejszą, mają pretensje. Są też tacy, którzy poważnie się niepokoją, gdy wytrąca im się z ręki wędkę. Bez niej nie będzie ryb. Ale bywają też producenci wędek, którym uniemożliwia się produkcję. Wtedy strach powinien zaglądać w oczy nie tylko im.
Wolność to też wolny rynek. Gdy wołamy o wolność, to nie wołamy tylko o swobodę konsumpcji lub dostępu do różnorodnych opinii (do całego Internetu). Wołamy też o swobodę wyboru pracy, o wolny rynek, o możliwość zarabiania, kupowania, gromadzenia i rozwijania naszych zasobów. Czyli wołamy o wolność dla wędki.
Pandemia boleśnie pokazała nam, co się dzieje, gdy wędki trzeba zamknąć. Z drugiej strony jednak zobaczyliśmy, co się dzieje, gdy ludzie zaczynają kupować tylko to, co jest im rzeczywiście potrzebne. To jest szokujące. Zaczynamy dostrzegać, na czym opierał się system, który stworzyliśmy. Jaką rolę odgrywał w nim sztucznie napompowany popyt. Mocniej do nas dociera paradoks: im więcej konsumuję (jem większą rybę), tym bardziej nakręcam gospodarkę (czyli rozkręcam rynek wędek). To przynosiło dobrobyt tam, gdzie była wolność. Ale tam, gdzie nie ma wolności osobistej, pomoc była rozkradana, a wyzysk wzrastał. Wentyle bezpieczeństwa nie działały.
Takie rozczarowanie wolnością to okazja dla głoszących: zabierzemy wam wolność, by dać wam dobrobyt. I wyśmiewają wolność, rechoczą, by nikt nie pisnął, jak absurdalne jest ich wołanie: siedźcie cicho, a będzie dobrze! (Żądają prawa do głosu, by je potem innym odebrać).
Dyskusja na równych prawach jest warunkiem zdrowia demokracji. Jeśli permanentnie zabija się dyskurs społeczny (np. pod pretekstem braku czasu), jeśli knebluje się media i odbiera głos różnym grupom społecznym, to prowadzi to do wynaturzenia demokracji. I wtedy taką łatwiej wyśmiać.
To brak wolności wypowiedzi prowadzi do głodu na świecie, a nie jej nadmiar. I choć ten nadmiar może być uciążliwy, to rechot z niego (nieważne, w jakim alfabecie) zwykle prowadzi do pozbawiania ludzi ich praw (w tym prawa do życia).
Skomentuj artykuł