S. Chmielewska: spiszmy wszystkie twarze miłosierdzia
Arcybiskup pewien, palcem nie wskażę, ale podpowiem, że okna jego pokoju w Watykanie wychodzą na dziedziniec z bezdomnym Chrystusem nie widział uszczerbku dla purpury zgarniając z ulicy bezdomnego Polaka, wsadzając go w samolot i przysyłając do nas - pisze siostra Małgorzata Chmielewska.
Miłosierdzie jest teraz w modzie. Nie żebyśmy stali się bardziej miłosierni, przynajmniej w wersji oficjalnej, tej krążącej we wszelkich środkach przekazu, masowego oczywiście. Bo środki przekazu indywidualnego i bezpośredniego mogę ocenić tylko z własnego podwórka. Miłosierdzie w modzie czyli wszyscy o nim mówimy. Czasem mi żal, że mniej słuchamy Tego, który to Miłosierdziem samym jest. I w słowo to wkładamy własne znaczenie, takie jakie nam pasuje. Skutek jest jaki jest - karykatura wychodzi i basta. Teorii bowiem mnóstwo, konferencji i zjazdów. Praktyki ciągle niedostatek.
Mała i głównie rolnicza Diecezja Łomżyńska, a tu impreza na cały gwizdek. Z jednej malutkiej parafii jeden ksiądz przywiózł 140 młodych! Nic to, że młódź owa konferencji nie bardzo skłonna słuchać, bo woli raczej śpiewać i tańczyć (też bym wolała). Nie w tym rzecz. Przyjechali i przeżyli. Co? Wspólnotę - po prostu. To pierwszy krok do zrozumienia Kościoła. Ugotowani na twardo ze zmęczenia organizatorzy: księża, katecheci, siostry zakonne, wolontariusze, służby wszelkie do odznaczenia są. Chciało im się chcieć.
Smutek wszelako dzieliliśmy z jednym z nich. Duża część tych dzieciaków nie pojedzie do Krakowa. Powód, hm... przyziemny bardzo. Kraków nie będzie dla biedaków. Jeden młody łepek to, bagatela, nawet 700 zł! Niewiele rodzin stać na taki wydatek. Do tego dochodzi koszt autokaru i inne, nieprzewidziane wydatki.
Wieczorem odetchnęłam. Wycieczka naszej świetlicy do Zakopanego wróciła prawie cała. Tylko jedna noga skręcona. Jedzenia im mnóstwo zostało! Magda, Lena, Tomek, Jasiek i Miki, jako opiekunowie, też przeżyli. Tylko zapomnieli mi zdjęcia zostawić.
Arcybiskup pewien, palcem nie wskażę, ale podpowiem, że okna jego pokoju w Watykanie wychodzą na dziedziniec z bezdomnym Chrystusem, najpierw nie widział powodu, żeby nie wyskoczyć do Polski na pogrzeb tragicznie zmarłego autystycznego chłopca, którego mama jest chora na raka. Potem nie widział uszczerbku dla purpury zgarniając z ulicy bezdomnego Polaka, wsadzając go w samolot i przysyłając do nas.
Marcycha i Gabrysia - nasze licealistki, nocowały u mnie w Nagorzycach. Rcharityano jak najszybciej chciały się urwać. Myślałam, że na jakiś wypad z kolegami. A one do... hospicjum w Ostrowcu, wyprowadzić chorych na spacer. Szczena mi spadła do szklanki z herbatą.
Miłosierdzie może mieć twarz zmęczonego księdza z Ostrołęki, naszych wycieczkowych opiekunów, a także... lecącego pod Kielce - dla zmarłego biednego dzieciaka - arcybiskupa czy licealistek jadących do hospicjum. Bo miłosierdzie to miłość w sercu dająca radość i pociechę innym. Taka często kosztuje kupę roboty i wysiłku. Czasem też i kasy. Jeśli chodzi o to ostanie, to jest ono jedyną sensowną inwestycją finansową.
To tylko kilka przykładów z dwóch dni. Bo lista jest długa. Czy tylko ja mam szczęście, że obracam się w miłosiernym towarzystwie? No, jeszcze dorzucę dziewczyny: Sylwię i Marysię z Łopuszańskiej, które na malutkie nasze spotkanie wyczarowały pyszny obiad z moją ulubioną kaszą (pęczak!) i Jarka, który bez wahania podjął się podwózki do Ostrołęki i Inżyniera, który zrobił to na trasie Zochcin-Warszawa.
Humor nam się poprawi, jak takie ćwiczonko wykonamy: spiszmy wszystkie twarze miłosierdzia, które nam mignęły w dzisiejszym dniu. Liczą się tylko te w realu, nie fejsbukowe czy telewizyjne.
* * *
Tekst pierwotnie ukazał się na blogu: siostramalgorzata.chlebzycia.org
Skomentuj artykuł