Schyłek Kościoła osiadłego
Choć Nadzwyczajny Rok Jubileuszowy się skończył, Papież Franciszek w pewnym sensie go "przedłużył". Dlaczego? Ponieważ najważniejsze dopiero przed nami.
Czeka nas jeszcze "nawrócenie duszpasterskie". Gdy św. Jan XXIII zwoływał Soboru Watykańskiego II, obchodzono święto nawrócenia św. Pawła. Trzy lata później w przemówieniu otwierającym Papież porównał Sobór do błysku światła, który spowodował zmianę w Szawle. Z gorliwego faryzeusza, który twierdził, że był nienaganny w zachowywaniu Prawa i prześladował uczniów, stał się gorliwym apostołem, który poszedł w świat. Nawiązując do tego nawrócenia, Dobry Papież wyjaśnił, że celem Soboru jest potwierdzenie dogmatów i zwrot w duszpasterstwie: "Kościół stale się przeciwstawiał tym błędom (przeciwko nauczaniu i herezjom). Wielokrotnie potępiał je z największą surowością. Dzisiaj jednak Oblubienica Chrystusa woli posługiwać się lekarstwem miłosierdzia niż surowością. Woli wyjść naprzeciw dzisiejszym potrzebom, wskazując raczej na skuteczność swojej nauki niż na potępianie". Papież nazwał Kościół "matką miłującą wszystkich, matką łaskawą i cierpliwą pełną miłosierdzia i dobroci względem synów odłączonych". I tak zapowiedział to, co dzieje się w naszych czasach.
Także bł. Paweł VI podczas audiencji generalnej 9 lipca 1969 wypowiedział się w podobnym duchu: "Będziemy zatem w życiu Kościoła mieli okres nacechowany większą swobodą, to znaczy z mniejszą ilością zobowiązań prawnych, z mniejszą ilością nakazów zewnętrznych (...) Będzie podniesione poczucie tej wolności chrześcijańskiej, która tak pociągała pierwsze pokolenia chrześcijan, gdy uświadomili sobie, że są wolni od zachowywania Prawa Mojżeszowego i jego skomplikowanych przepisów rytualnych".
Nie upłynęło 11 lata, a św. Jan Paweł II w swojej drugiej encyklice poświęconej Bożemu Miłosierdziu napisał, że "Kościół współczesny ma głęboką świadomość tego, że tylko w oparciu o miłosierdzie Boga samego będzie mógł spełnić te zadania, które wynikają z nauki Soboru Watykańskiego II" (Dives et Misericordia, 12 -13)
Ci trzej święci papieże nie twierdzili, że miłosierdzie wyklucza sprawiedliwość. Przeciwieństwem miłosierdzia jest opieranie wszystkiego na prawie i na zewnętrznej motywacji. Miłosierdzie płynie z głębi, z wnętrza, zaczyna się od poruszenia, które skłania człowieka do czynu. Papieżom chodzi nie tyle o uwypuklenie atrybutu Boga, lecz o nowy styl działania Kościoła w świecie.
Stare bukłaki
W Liście "Misericordia et misera" Franciszek ustanowił Światowy Dzień Ubogiego w XXXIII Niedzielę Zwykłą. I wyjaśnił, że "będzie on również autentyczną formą nowej ewangelizacji (por. Mt 11,5), przy pomocy której trzeba odnowić oblicze Kościoła w jego odwiecznym dziele nawrócenia duszpasterskiego, aby być świadkiem miłosierdzia" (21).
Wizja Kościoła, którą proponuje Franciszek idąc szlakiem przetartym przez poprzedników, nie pasuje jednak do panującego przez wieki modelu Kościoła konstantyńskiego. Wydał on wielu wspaniałych świętych, bo Bóg działa w każdym czasie. Niemniej Kościół konstantyński kładzie duży akcent na "zewnętrzne wsparcie" i zewnętrzną motywację w wierze. Liczą się w nim: instytucja, majątek, prawo, dobrze wyglądające statystyki, społeczne znaczenie i przywileje. Na czoło wysuwa się wówczas "starotestamentalność". Ewangelizowanie i utrzymywanie dyscypliny odbywa się przez odgórne akty i zarządzenia, na wzór królów, którzy zobowiązywali swoich poddanych do posłuchu i określonych zachowań. Nic dziwnego, że 92 procent Polaków uznaje się za katolików, ale tylko połowa z nich chodzi do kościoła, a Eucharystię przyjmuje niespełna 10 procent. Jeśli przyjmiemy, że katolik to człowiek ochrzczony, trudno się temu dziwić.
Nie twierdzę, że model konstantyński się nie sprawdził. Był raczej przejściowy. Związany też z takim a nie innym sposobem sprawowania władzy. Ale na naszych oczach powoli odchodzi do lamusa, nie po to jednakowoż, by teraz tworzyć Kościół czysto duchowy, bez strony materialnej. Sprzeciwiałoby się to tajemnicy Wcielenia. Niemniej do bycia chrześcijaninem, na którego życie wiara ma jakiś zasadniczy wpływ, dzisiaj nie wystarczy jedynie zewnętrzna motywacja, czyli prawo, sama tradycja, społeczne względy czy przynależność do Kościoła lub określonego narodu. "To należało czynić, a tamtego nie zaniedbywać" - mawiał Jezus do faryzeuszów skrupulatnie zachowujących prawo. "Tamto" to wewnętrzna motywacja, budzenie pragnienia Boga, obowiązki podejmowane z miłości, a nie z musu. Zbytni nacisk na to, co zewnętrzne, czyni z Kościoła instytucję "osiadłą". Natomiast Franciszek widzi ciągle Kościół jako lud w drodze, okręt pływający po falach oceanu, a nie łódź zacumowaną w porcie.
Człowiek orkiestra
Jest w tym konsekwentny. Wezwanie do nawrócenia duszpasterskiego uczynił osią programu swego pontyfikatu: "Mam nadzieję, że wszystkie wspólnoty znajdą sposób na podjęcie odpowiednich kroków, aby podążać drogą duszpasterskiego i misyjnego nawrócenia, które nie może pozostawić rzeczy w takim stanie, w jakim są. Obecnie nie potrzeba nam «zwyczajnego administrowania" - napisał w "Evangelii Gaudium" (EG, 25). I dodał: "Marzę o "opcji misyjnej", zdolnej przemienić wszystko, aby zwyczaje, style, rozkład zajęć, język i wszystkie struktury kościelne stały się odpowiednią drogą bardziej dla ewangelizowania współczesnego świata, niż do zachowania stanu rzeczy". Franciszek nie mówi o nawróceniu doktrynalnym, bo tu niewiele jest do zmiany. Jemu bardziej chodzi o kontynuację tego, czego pragnęli już jego święci poprzednicy: wejść na drogę fundamentalnego zwrotu w sposobie istnienia Kościoła, nowego stylu działania dostosowanego do naszych czasów.
Dobrym przykładem "nawrócenia duszpasterskiego" jest św. Alberto Hurtado, jezuita chilijski, żyjący w ubiegłym wieku i kanonizowany przez Benedykta XVI. Mawiano o nim, że "był zaostrzoną strzałą wbitą w uśpione ciało Kościoła". Swoimi publikacjami i działaniami naraził się na krytykę, także ze strony episkopatu, posądzany za życia o "lewicowość" i bratanie się z komunistami. Nic się nie zmieniło. Do dzisiaj tym, którzy pomagają ubogim, przykleja się łatkę "lewaków", by usprawiedliwić własna bierność.
W 1941 roku Hurtado naruszył święty spokój, wydając książkę "Czy Chile jest krajem katolickim?". Na podstawie statystyk wykazał w niej, że brakuje księży, którzy pracowaliby w środowiskach wiejskich i robotniczych. Najpierw z powodu ich zbyt małej liczby, ale też dlatego, że łatwiej było się trzymać bogatszych miast i miasteczek.
Na czym jednak polegało jego nawrócenie pastoralne? To człowiek wyjątkowy - "multitasking saint" - jak nazywają go Amerykanie, albo w naszym języku "człowiek orkiestra". Skupił się najpierw na tym, by pogłębiać w wierzących doświadczenie Boga, udzielając Ćwiczeń Duchowych. Był wziętym kierownikiem duchowym i spowiednikiem. Uczył dzieci katechezy. Równocześnie pracował naukowo. Uważał, że stale trzeba podnosić poziom edukacji duchowieństwa i wiernych, aktywizował świeckich. Był krajowym szefem młodzieżowej sekcji "Akcji Katolickiej". Przyczynił się do powstania związków zawodowych w Chile. Pełen współczucia dla ludzkiej biedy, założył też prężne do dzisiaj dzieło dla ubogich młodych ludzi "El Hogar del Christo" (Dom Chrystusa).
Inicjatywa zaczęła się skromnie, od pewnego "objawienia" na ulicy. O. Alberto zobaczywszy półnagiego, obdartego mężczyznę, poczuł wezwanie, by coś zrobić dla bezdomnych. Podczas rekolekcji dla kobiet wygłosił płomienne kazanie, w którym powiedział, że "Chrystus jest bezdomny. Chrystus krzyczy na naszych ulicach w osobach tak wielu biednych. Chrystus wałęsa się pod mostami w osobie dzieci, które nie mają do kogo powiedzieć "Ojcze". Kazanie poruszyło uczestniczki rekolekcji. Zgromadziły więc fundusze na pierwszy dom. O. Alberto sam zaczął zbierać młodych ludzi spod mostów i z dzielnic biedy, wynajmując starą furgonetkę. W pierwszych schroniskach udzielano noclegu, ale z czasem zaczęto uczyć młodych różnych technicznych umiejętności, zawodu, dyscypliny w oparciu o jasne zasady i wartości. Św. Alberto zmarł młodo, w 51 roku życia. I jeszcze na łożu śmierci, niemalże do ostatniej chwili, przyjmował penitentów. Za życia krytykowany, dzisiaj uznany za bohatera narodowego.
Papież Franciszek idzie podobną drogą.
Dariusz Piórkowski SJ - dyrektor naczelny Wydawnictwa WAM
Skomentuj artykuł