Stop pedofilii. Tylko jak?
Niedawno nasi czytelnicy zwrócili uwagę na ogłoszenia parafialne, które usłyszeli w swoich kościołach. Po mojej mszy akurat takich nie słyszałem, ale tym bardziej byłem zaskoczony, że z ambon można dowiedzieć się o zbiórce podpisów pod projektem ustawy, która odbędzie się po najbliższej niedzielnej Eucharystii.
Przyznam, że do tej pory sam się nie spotkałem z taką praktyką. Fakt zbierania pod kościołem, po mszy, podpisów pod ustawą jakiegokolwiek ugrupowania politycznego, jest czymś co najmniej podejrzanym. To trudne zwłaszcza w małych parafiach, gdzie każdy każdemu patrzy na ręce. No i przecież każdy chce dobrze, a jak nie podpiszesz, to sąsiad może spojrzeć na ciebie jak na gwałciciela. Choć na pierwszy rzut oka takie zbiórki mogłyby wyglądać na dobre dla Kościoła - bo przecież chodzi o walkę z grzechem toczącym również sam Kościół - to tworzą niebezpieczny precedens, sprowadzając walkę z również (choć nie tylko) wewnątrzkościelnym problemem, do rozwiązania zewnętrznego jakim jest zmiana prawa. A sprawa jest znacznie bardziej skomplikowana i wymaga bardziej złożonych rozwiązań, na co zwraca uwagę papież Franciszek podkreślając ścisły związek obecnego kryzysu ze zjawiskiem klerykalizmu.
Ustawa została przygotowana przez obywateli zrzeszonych w ramach akcji "Stop Pedofilii" i dotyczy zmiany zapisu kodeksu karnego dotyczącego propagowania zachowań o charakterze pedofilskim czy "obcowania płciowego" osoby małoletniej. Nie zamierzam oceniać wartości prawnej proponowanej zmiany. Przytoczę tylko motywacje autorów projektu, którzy podkreślają, że "zmiana zapewni prawną ochronę dzieci i młodzieży przed deprawacją seksualną i demoralizacją, która rozwija się w niebezpiecznym tempie i dotyka tysięcy najmłodszych Polaków za pośrednictwem tzw. «edukacji» seksualnej". Twierdzą, że elementem edukacji seksualnej jest promowanie wśród dzieci homoseksualizmu, masturbacji i innych czynności seksualnych.
Jaki w tym związek z pedofilią? Pojawia się on dalej, gdy czytamy, że "w krajach Europy zachodniej i Ameryki, taka «edukacja» seksualna była wprowadzana przez osoby skazane za przestępstwa pedofilskie". Autorzy przytaczają trzy sugestywne historie będące ilustracją dla tezy o bliskim związku przestępstw pedofilskich zarówno z edukacją seksualną (Benjamin Levin), jak i skłonnościami homoseksualnymi (James Rennie oraz małżeństwo Petera Truonga z Markiem Newtonem). Pytanie brzmi - czy to jest cały obrazek na temat zjawiska pedofilii?
Oczywiście, że nie. Zacznijmy od edukacji seksualnej. Centrum Ochrony Dziecka, czyli prawdopodobnie najlepiej przygotowana merytorycznie organizacja w tym kraju, zajmująca się prewencją przed wykorzystaniem seksualnym dzieci oraz pomocą osobom skrzywdzonym, w opublikowanym stanowisku dotyczącym edukacji seksualnej według standardów WHO zaznacza, że "nikt nie ma prawa narzucić standardów edukacji bez uprzedniej zgody rodziców". Jednocześnie podkreśla, że "nie istnieje edukacja seksualna neutralna światopoglądowo" - zawsze w grę wchodzą pewne wartości, które wyznają nauczyciele, a pierwszymi z nich bywają rodzice. Ale czy można z edukacji seksualnej uczynić "kamień filozoficzny" problemu pedofilii?
Problem pedofilii jest przerażający z uwagi na swoją złożoność. Dotyka sfery psychicznej, społecznej i seksualnej. Niedawno podczas dyskusji zapytano mnie "co robić?" no i tak, jak nie można podać jednej przyczyny, tak też nie da się udzielić jednej odpowiedzi. To problem całych struktur, co widać zwłaszcza w tym zakresie, w jakim pedofilia dotyczy Kościoła. A przecież wydaje się, że Kościół nie jest środowiskiem szczególnie inwestującym w rozwiązania w zakresie edukacji seksualnej. Dlatego żeby się z pedofilią zmierzyć, trzeba ufać ekspertom i ekspertów słuchać. Takim człowiekiem jest jezuita o. Adam Żak SJ, szef Centrum Ochrony Dziecka.
"Monokauzalne modele wyjaśniające bardzo skomplikowane procesy psychiczne, środowiskowe i kulturowe po prostu są skazane na niepowodzenie i mają charakter szukania (...) prostego wyjaśnienia bardzo skomplikowanych rzeczy" - mówił ojciec Żak SJ w trakcie konferencji prasowej, na której zaprezentowano dane o zgłoszeniach przypadków wykorzystywania dzieci w Kościele w Polsce. Ujmując nieco inaczej: nie można podać jednej, ani nawet dwóch przyczyn pedofilii, bo to bardzo złożone zjawisko. Nie jest to ani wyłącznie edukacja seksualna, ani wyłącznie działania jakichkolwiek środowisk. Obok zaburzenia psychicznego sprawców, funkcjonuje również wykorzystywanie zastępcze, to znaczy takie, gdy osoba molestująca nie ma szczególnego pociągu ku dzieciom, lecz wykorzystuje pozycję władzy.
Odrębną kwestią jest tożsamość seksualna sprawców. Nałożenie na siebie pedofilii i homoseksualizmu jest szkodliwym uproszczeniem, co podważają badania empiryczne. Tu ponownie oddajmy głos ojcu Żakowi, który podkreślał podczas tej samej konferencji, że "nie ma żadnego dowodu naukowego na to, żeby powiedzieć, że sprawcami wykorzystywania seksualnego małoletnich są przede wszystkim osoby o orientacji czy skłonnościach homoseksualnych".
Inny razem szef COD zwrócił uwagę, że należy odróżnić od siebie "czynniki ryzyka" i "przyczyny" pedofilii, a "problem pedofilii nie jest problemem orientacji seksualnej, ale wynika z niedojrzałości psychoseksualnej - zarówno osób homoseksualnych, jak i heteroseksualnych (…). Chociaż owa niedojrzałość jest bardzo częsta dla osób ze skłonnościami homoseksualnymi, to zestawianie ich w sposób bezpośredni jest uproszczeniem wprowadzającym w błąd".
Dobrze byłoby pamiętać o wszystkich powyższych sprawach, gdy mówi się "stop" pedofilii.
Karol Kleczka - redaktor i publicysta DEON.pl, pracuje nad doktoratem z filozofii na UJ, współpracuje z Magazynem Kontakt, publikuje także w "Tygodniku Powszechnym". Prowadzi bloga Notes publiczny
Skomentuj artykuł