Świadkowie wielkiej wierności
Kilka dni temu w mediach pojawiła się informacja o 27-letniej ciężarnej chrześcijance z Sudanu, skazanej przez islamski sąd na karę śmierci. Przyczyną wyroku jest oskarżenie o apostazję, zmianę wyznania z muzułmańskiego na chrześcijańskie. Protesty i nawoływania międzynarodowych organizacji (póki co) nie odnoszą skutku: wyrok jest utrzymany.
Młoda Sudanka przetrzymywana jest obecnie w areszcie, wraz ze swoim nieledwie dwuletnim synkiem. Procedura wyglądała następująco: kobieta dostała trzy dni na wyrzeczenie się chrześcijaństwa. Nie zgodziła się na to. Zapadł wyrok: kara śmierci przez powieszenie. Przed ogłoszeniem werdyktu zwróciła się do sędziego: "Jestem chrześcijanką i nigdy nie popełniłam apostazji". Zgodnie z sudańskim prawem, wyroku na kobiecie nie będzie można wykonać przez dwa lata po urodzeniu przez nią dziecka, co wskazuje na specyfikę tego rodzaju fundamentalistycznej legislacji.
Męczeństwo chrześcijan w oczach zachodniej (także polskiej) opinii publicznej wydaje się kwestią z zamierzchłej przyszłości. Więcej nawet, w naszej zlaicyzowanej "strefie kulturowej" to chrześcijaństwo oskarżane jest często niemal o totalitarne ciągoty, a Biblia nie tylko dla radykalnych feministek z Femenu stanowi chętnie wykorzystywany symbol autorytaryzmu. Radykalni, wojujący ateiści nierzadko odwołują się do najczarniejszej legendy Inkwizycji, byle tylko udowodnić zło chrześcijaństwa/katolicyzmu. Stąd światu umyka często fakt, że fundamentalizm islamski jest rzeczywistością nam współczesną, choć odległą i nietolerancyjną w sposób niemal absolutny. Jedni naprawdę nie wiedzą, inni wolą nie wiedzieć, że często to właśnie chrześcijanie w Afryce i Azji wciąż cierpią prześladowania, aż do krwi i męczeństwa.
Oczywiście, błędem byłoby osądzać wszelkie wspólnoty muzułmańskie o nienawiść do chrześcijaństwa posuwającą się do legalizowanych prawem religijnym morderstw. Ale także takie, bezwzględnie fundamentalistyczne oblicze islamu jest prawdziwe. I wciąż prawdziwy jest świat, w którym świadectwo wiary w Jezusa Chrystusa sprowadza na ludzi większe problemy niż złośliwostki znajomych z pracy czy własnych krewnych.
W państwach takich jak Sudan gra toczy się o największą stawkę, o najbardziej elementarne świadectwo wierności Ukrzyżowanemu i Zmartwychwstałemu. To świat, w którym nie można schronić się przed cudzą niechęcią czy nienawiścią w pieleszach własnego domu, bo i tak zostanie się z niego wyciągniętym i przymuszanym do wyparcia się wiary. To świat, którego oficjalne i społeczne struktury w znacznej mierze nastawione są właśnie na brutalne niszczenie chrześcijan. I codzienne życie w takim świecie już samo w sobie jest "codziennym męczeństwem": egzystencją pod ogromną presją, w atmosferze zagrożenia i niepewności jutra. Ale ten świat jest dla nas, chrześcijan Zachodu, świadectwem wielkiej wierności.
Trzeba przy tym zdać sobie sprawę, że zwracając uwagę na problem prześladowania chrześcijan mówimy nie tylko o katolikach. Olbrzymich prześladowań w świecie, nie tylko świecie muzułmańskim, doznają także nasze siostry i nasi bracia ze wspólnot protestanckich i prawosławnych. Los ich wszystkich jest wielką księgą męczeństwa, położeniem na szali własnego życia, fizycznej egzystencji, a nie tylko zawodowego sukcesu czy środowiskowych kłopotów. Poza horyzontem naszego, zachodniego świata żyją chrześcijanie zaszczuwani, ciągani przed sądy, torturowani, gwałceni i zabijani z powodu wiary. Z reguły są kompletnie anonimowi, bo międzynarodowe, wyznaniowe i świeckie organizacje tak naprawdę naświetlają tylko niewielką część prześladowań.
Nierzadko obraz męczeństwa jest dla nas czymś abstrakcyjnym. Warto uświadomić sobie, że zło jakiego doznają prześladowani jest po ludzku czymś zupełnie beznadziejnym, przytłaczającym. A świat w jakim żyją: niesamowicie pogmatwany. Podam przykład. W Ugandzie, Sudanie i Kongu od końca lat 80. XX w. działa militarna sekta religijna, stanowiąca mieszkankę animizmu i chrystianizmu, Armia Bożego Oporu, która ma na swoim koncie kilkaset tysięcy zabitych ofiar, w tym chrześcijan. Kilka dni temu oglądałem dokument poświęcony m.in. tej grupie zbrojnej. Otóż niezależnie od planowej eksterminacji ludności ABO zajmuje się także porywaniem dzieci, które następnie poddawane są morderczemu i odczłowieczającemu treningowi. Jeśli go nie przejdą lub odmawiają podporządkowania - umierają z wycieńczenia lub są zabijane. Jeśli przeżyją, uczone są obsługi broni automatycznej i włączane w szeregi oddziałów, często kierowanych na tereny, na których żyją ich (niegdysiejsi) bliscy. I tak stają się często mordercami własnych krewnych, sąsiadów, pobratymców i współwyznawców.
Jeśli przyjąć perspektywę statystyk to zdaniem organizacji Pomoc Kościołowi w Potrzebie w XX wieku na świecie zginęło za wiarę 45 milionów chrześcijan, a roczna liczba zabijanych chrześcijan wynosi - wedle niedoszacowanych źródeł - 170 tysięcy. Ale czym jest statystyka wobec świadomości, że za każdą liczbą ukrywa się historia czyjegoś życia i wierności Bogu? I najczęściej tylko On zna każdego ze swoich świadków.
Od kilku lat w każdą drugą niedzielę listopada obchodzimy Dzień Solidarności z Kościołem Prześladowanym. Czasem te obchody są bardzo skromne, bo przecież mamy w parafiach całe mnóstwo okolicznościowych celebracji. A dobrze by było, żeby pamięć o męczennikach, w tym pogłębiona pamięć modlitewna stanowiły część chrześcijańskiej świadomości także w tej naprawdę niewielkiej, spokojnej części świata w której żyjemy.
Skomentuj artykuł