Świat powstał z i dla miłości
Chrześcijaństwo nie jest systemem wartości, ani zbiorem rytuałów, ale jest spotkaniem z Bogiem, który chce być obecny również w najbardziej bolesnych momentach mojego życia i w najbardziej skomplikowanych relacjach - pisze na swoim blogu Przemek Wysogląd SJ.
Islandzka piosenkarka Björk, królowa muzyki alternatywnej, w moim przekonaniu największa żyjąca artystka, i moja wielka miłość, w piosence pod tytułem „Kosmogonia” poddaje refleksji różne mity o stworzeniu świata. Björk wychodzi od tego, że człowiek ma w swojej naturze obserwowanie otaczającej go rzeczywistości i zadawanie pytań, o to, co oznacza ruch ciał niebieskich, co sprawia, że jest harmonia w świecie. W kolejnych zwrotkach piosenkarka przywołuje pochodzące z różnych kontynentów opowieści o pochodzeniu świata, czyli właśnie kosmogonie, pokazując jak w bardzo różny sposób różne kultury w różnych czasach odpowiadały na te same pytania, na pytanie o to, skąd się wzięło to, co istnieje.
Pośród tych przeróżnych mitów o stworzeniu szczególne miejsce zajmuje poetycki opis pochodzenia świata, który znajduje się na początku ewangelii św. Jana. Tekst, który Kościół święty daje nam do refleksji już po raz kolejny w tych dniach - słyszeliśmy go w końcu zupełnie niedawno, w Boże Narodzenie, a dodatkowo jeszcze czytany był w piątek, w siódmym dniu oktawy uroczystości. Ktoś mógłby powiedzieć: ale nuda, ciągle to samo. A tymczasem można ten tekst czytać na wiele różnych sposobów. Żeby się trochę rozerwać, spróbujmy spojrzeć na ten tekst z innej perspektywy.
Święty Jan Ewangelista, ten, który nauczył nas, że Bóg jest Miłością, umiłowany uczeń Jezusa, to znaczy obraz każdego z nas, każdego ucznia Pana Jezusa, spogląda na świat i zaczyna dostrzegać, że najważniejsze w nim są relacje, że jedyne, co się liczy w naszym życiu to miłość. W ten sposób zrodził się ten poemat o relacji, z której powstał świat. Świat powstał z miłości Ojca, który wypowiada słowo Syn i przez Niego wszystko się staje.
Świat powstał więc z relacji i sensem jego istnienia są relacje. To jest najważniejsza prawda chrześcijaństwa. A jednak dostrzegamy i doświadczamy tego na co dzień, jak bardzo to jest trudny temat. Miłość to jest coś, co bardzo często wiąże się z bólem, z rozczarowaniami, z odrzuceniem, to jest coś, co nas kosztuje, nieraz bardzo dużo. Relacje wymagają od nas tego, żebyśmy rezygnowali z własnych przyzwyczajeń, wymagają jakiegoś wysiłku, zaangażowania się całym sobą. Czasem po prostu coś się nie układa. Pomimo różnych naszych starań te relacje bywają kalekie i pełne traum.
I również w tę rzeczywistość zranień w relacjach, dysfunkcyjnych rodzin, krzywd wyrządzonych przez najbliższych i połamanych serc przychodzi Pan Jezus. W końcu otaczali Go ludzie z poplątanymi życiorysami, prostytutki i celnicy. Bo to, co nie zostało przyjęte przez Chrystusa, Boga, który stał się człowiekiem, to nie może być przez Niego uzdrowione.
Sam Pan Jezus nigdy też nie mówi o swoim ziemskim ojcu, świętym Józefie, a te szczątki informacji, jakie wyłaniają się z ewangelii ukazują go raczej jako człowieka nieporadnego, który nie potrafił zadbać o to, żeby Jezus urodził się w godniejszych warunkach niż stajnia i który w kryzysowym momencie zagubienia nastoletniego syna stoi zupełnie wycofany.
Kryzys ojcostwa to jest coś, co charakteryzuje świat współczesny i skoro Jezus przyszedł dzielić z nami wszystko, co wiąże się z naszym człowieczeństwem, to również nie ominęło Go, co trudne. Może właśnie dlatego, że również Chrystus sam doświadczył tego kryzysu ojcostwa, przedstawia nam Boga jako Ojca, który jest dobry, miłosierny i cierpliwy, który patrzy na nas zawsze z cierpliwością i wyrozumiałością, i na którym nigdy się nie zawiedziemy.
I zanim ktoś - pewnie całkiem słusznie - zacznie się oburzać, chciałbym podzielić się tym, że moja relacja z ojcem była przynajmniej problematyczna, żeby nie powiedzieć za dużo. A ta myśl o Ojcu, który się o mnie zatroszczy to jest właśnie coś, co mnie doprowadziło do prawdziwego spotkania z Bogiem, do wiary opartej na relacji z Ojcem, a nie na kulcie. Bo Chrześcijaństwo nie jest systemem wartości, ani zbiorem rytuałów, ale jest spotkaniem z Bogiem, który chce być obecny również w najbardziej bolesnych momentach mojego życia i w najbardziej skomplikowanych relacjach.
Jeżeli czasem wydaje mi się, że moje życie jest pomyłką, że moje życie jest żałosne - a mało jest takich dni, kiedy takie myśli do mnie nie przychodzą - staram się myśleć wtedy, Bóg jest Ojcem, który się o mnie zatroszczy. I wtedy życie się zmienia. Bo widzę, jak troszczy się o mnie przez wspaniałych ludzi, których mam wokół siebie. Patrząc na żłób, w którym został położony mały Jezusek i na krzyż, na którym skonał - a nie przypadkiem stoją one obok siebie przed ołtarzem, bo to dwie tajemnice powiązane ze sobą w sposób nierozerwalny - zaczynam widzieć jak pośrodku absurdu, jakim jest moje życie jest obecny Pan Bóg.
I skoro zaczynałem od Björk, a chyba to artystka niezbyt często cytowana na kazaniach, chciałbym również zakończyć słowami z innej jej piosenki, być może najbardziej duchowej ze wszystkich, pt. "All is full of love" ("Wszystko jest przepełnione miłością"), które to słowa są zachętą do tego, żeby rozejrzeć się wokół i dostrzec jak bardzo świat jest stworzony z miłości. Björk śpiewa:
Będziesz obdarowany miłością
Zostaniesz otoczony opieką
Będziesz obdarowany miłością
Zaufaj temu
Może nie ze źródeł
Które sam rozlałeś
Może nie z kierunków
W które się wpatrujesz
Odwróć głowę
Wszystko, co cię otacza
Jest przepełnione miłością
Wszystko, co cię otacza
Ty po prostu nie chcesz jej przyjąć
Masz odłożoną słuchawkę
I wszystkie drzwi zatrzaśnięte
Wszystko jest przepełnione miłością
Wszystko jest przepełnione miłością
Skomentuj artykuł