Tak się gasi wyświęcone powołanie. Niezawodne cztery sposoby

Fot. Depositphotos.com

O powołanie kapłańskie trzeba dbać jak o każde inne, to jasne. Okoliczności czasem są sprzyjające, a czasem - bardzo zniechęcające. I choć mówi się, że ostatecznie wszystko zależy od konkretnego człowieka, jest kilka niezawodnych sposobów, by mu pomóc zgasić płomień (a może już tylko płomyczek) kapłańskiego powołania. Warto je znać, ale lepiej nie stosować.

Sposób pierwszy: na zajechanie

A niektórzy dodadzą: "na osiołka". Jest dobry, dajmy mu więcej. Nieważne, że ledwo zipie, młody jeszcze jest, a ktoś te wszystkie poletka musi ogarnąć. Ambitny, a może po prostu posłuszny - więc nie będzie protestował. Wypalenie zaczyna się banalnie, od niewyspania: ciągłe zmęczenie zabiera radość życia, w środku robi się pusto. Ale nikt nie może wiedzieć, że ksiądz ma w środku pusto, on ma Pana Jezusa ludziom nieść, więc zagryzamy zęby i lecimy. Koledzy w ramach praktyki miłosierdzia zrobią czasem pranie, a czasem zostawią na kolację coś, co nie jest fastfoodem złapanym w przelocie, czy raczej – przejeździe. Gdy po cichu wspomnisz szefowi, że trochę tego dużo, że inni się jakoś tak nie zajeżdżają, wtedy dostajesz w spadku po koledze jeszcze jedną wspólnotę do prowadzenia i potem już wolisz się nie wychylać. Zmęczenie okazuje się mieć całkiem nowe poziomy, o których dotąd nie miałeś pojęcia - i tak leci, rok, dwa, pięć, siedem i nagle okazuje się, że sens wyparował. I że może to całe powołanie to po prostu była jakaś pomyłka? Gdzieś w głębi serca wiesz, że nie była, ale nachodzą cię wątpliwości: skoro przestajesz dawać rade, może więcej Panu Bogu w tej roli nie jesteś już potrzebny?

Gdy mówisz o tym głośno, zapada niezręczna cisza.

Sposób drugi: na korpo

I to korpo w towarzystwie kolegów-najemników, co przyszli z gorącym sercem i gorącą wiarą, a potem odkryli, że albo jesteś w tym korpo kimś, albo jesteś nikim, a jeśli jesteś młody, to bardzo długo będziesz wikarym, który będąc dorosłym facetem nie może sam o sobie w pełni decydować. I wtedy, krok po kroczku, weszli w tryb korpo. Chociaż w świeckich korporacjach mają przynajmniej przerwę od pracy, której ty nie masz. Cały tydzień, całą dobę, poza dniem urlopu we wtorek, może w środę, żeby gdzieś pojechać, koloratkę zdjąć, powłóczyć się po innym mieście, zjeść dobry obiad. Pieniędzy ci nie brakuje, więc będzie fajne auto, fajne wycieczki, dobre restauracje, młodym postawisz pizzę i lody, rodzicom wycieczkę do Włoch. Poza tym codzienna harówka, żeby na to wszystko mieć, pośpiech, stres, awans, więcej pośpiechu i stresu, znowu awans, stanowisko managerskie i użeranie się z ludźmi, co to mieli być braćmi i są, tylko tymi niefajnymi, których wolałbyś oglądać raz w roku na święta albo i to nie.

Jest mała ekipa, w której możesz ironicznie skomentować wszystko, kląć, pić i odreagowywać, i duża reszta, przed którą jesteś nienaganny, w wyprasowanych koszulach i eleganckich butach. I jakoś leci, tylko że łapiesz się na tym, że jesteś bardziej urzędasem niż apostołem, korposzczurem niż duszpasterzem, że te wszystkie praktyczne, a mało ewangeliczne korpozasady zaczęły ci przeszkadzać w relacji z Bogiem, ale mimo to - one rządzą. A ta piękna relacja z Nim i te długie rozmowy, i to Słowo, które cię trafiało prosto w serce – może to był tylko przywilej młodości. Gorzkniejesz, gubisz sens, ale mówisz pięknie o Ewangelii cudzymi słowami i cudzymi odkryciami i póki ludzie jeszcze ci wierzą, nie chcesz zmieniać firmy. Może za rok. Jeszcze wytrzymasz.

DEON.PL POLECA

Sposób trzeci: na władzę

Odkryłeś to już w seminarium, ale łudziłeś się, że po święceniach, gdy stąd wyjdziesz, będzie inaczej – tyle, że nie jest. Hierarchia – używasz tego słowa niemal jak brzydkiego. Te układy i układziki doprowadzają cię do rozpaczy. Plotki. Zawiść. Braterstwo i inne wielkie słowa, które w prawdziwym życiu są tylko jakąś kpiną. Chory jesteś, jak widzisz tych wszystkich ambitnych, co to pną się po drabinie awansów diecezjalnych i lubią wypisywać wszystkie swoje tytuły przed każdym użyciem nazwiska: doktor dyrektor kanonik promotor wizytator kapelan eminencja-in-spe. Oni dobrze wiedzą, która parafia to awans, a która to degradacja, jakie stanowisko w strukturze znaczy, że jesteś doceniany przez hierarchię, a jakie – że twoje notowania spadają. Kręcą nosem, bo nie robisz doktoratu ani studiować za granicą, robią wielkie oczy, gdy odrzucasz propozycję bycia wicedyrektorem, a przecież wiadomo, że w tamtej instytucji do bycia dyrektorem to już tylko krok. Gdy zapędzisz się i szczerze przyznasz, że marzy ci się jakaś zwykła, mała parafia z fajnymi ludźmi, pokręcą tylko głową i dyskretnie uniosą brwi, żebyś nie miał wątpliwości, jak bardzo tu nie pasujesz. Bo jak można nie chcieć zaszczytów, władzy, możliwości decydowania o losie ludzi, którzy będą zmuszeni z tobą pracować?

Zagryzasz zęby, czas mija, wciąż jesteś zwykłym wikarym (Ale dlaczego? Coś narobiłeś? Jakieś kłopoty z tobą są?). Modlisz się gorąco, by ci dali jakąś wiejską, małą parafię, na którą biskup rzadko zagląda i koledzy z kurii nie przyjeżdżają, a ludzie jeszcze są i coś dobrego z nimi da się zrobić. A jak nie, może pojedziesz na misje. Albo poprosisz o przeniesienie do zakonu, bo wciąż ci się wydaje, że tam nie jest aż tak źle. Kochasz Ewangelię, jesteś blisko Boga, lubisz być duszpasterzem i ludzie się do ciebie garną – ale dobija cię, że to, co powinno być standardem wśród księży, jest przez wielu z nich traktowane jako kapłańska, życiowa niezaradność. Nie chcesz odchodzić, ale utrzymywanie ognia powołania pożera coraz więcej twojej energii i boisz się tej chwili, w której całkiem ci jej zabraknie. Przeczuwasz, że wtedy oni tylko spojrzą z góry i powiedzą: zawsze był jakiś dziwny. Nie chciał być dyrektorem, pamiętacie?

Sposób czwarty: na ojca urzędnika

Przychodzi ksiądz z problemem? Mamy na to formularz. Niech ksiądz czeka, jeszcze nic nie wyjaśnia, najpierw zwołamy komisję. Że chce ksiądz tak zwyczajnie porozmawiać, bo księdzu źle? A o czym? No człowieku, o czym? Pijesz? Dziecko zrobiłeś? Chłopaka masz? Nie? To na rekolekcje jedź. Byłeś? To jedź na jeszcze jedne. To nic nie daje? To się bardziej przyłóż. Każdemu czasem jest źle i nie robi z tego wielkiej afery, módl się i proś o łaskę, to cię Pan Bóg przez każdy kryzys przeprowadzi. Trzeba nieść swój krzyż. Nikt nie mówił, że będzie łatwo, zgadza się? No, to nie ma się co dziwić. Tak, już tu kończymy, jeszcze minutka cierpliwości, ksiądz już wychodzi!

Więc wychodzisz. A że to nie była pierwsza próba, nie wiesz, gdzie jeszcze możesz pójść. Czy ktoś w ogóle o ciebie zawalczy, o twoje kapłaństwo, tak na początku wynoszone pod niebiosa? Czy w totalnym kryzysie powołań, gdzie każda para namaszczonych rąk powinna być cenna, ktoś się choć przez chwilę tobą zajmie, porozmawia jak z człowiekiem, tak, jak ty ze świeckimi tak często rozmawiasz? Nie wiesz nawet, kogo prosić o pomoc, bo ci, co powinni pomóc, wysyłają cię od tylko tu i tam, jakby Duch Święty miał za nich odwalić całą robotę.

Wsiadasz do auta i właśnie wtedy dzwoni znajoma, ta, co to zawsze cię posłucha i nikomu o twoich sprawach nie opowiada. Nawet nie wiesz, kiedy mija czterdzieści minut i jest ci głupio, bo znowu mówiłeś głównie ty. W sercu drze cię żal, że nikt z tych, co mają przecież takie zadanie, nie potrafi cię tak posłuchać. Trochę ci się układa w głowie, widzisz, że może jest rozwiązanie, problem nie wydaje się już taki straszny, gdy o nim zwyczajnie opowiedziałeś, ale jakiś malutki procent twojego mózgu zaczyna się zastanawiać, jakby to było, gdybyś miał taką kobietę u swojego boku: ciepłą, troskliwą, słuchającą cię z uwagą, ktoś, dla kogo po prostu jesteś ważny jako ty, a nie jako chodząca funkcja kościelna i chociaż wiesz, że to niemożliwe, ta wizja zostanie z tobą na trochę. W kontraście z zimnymi formularzami i złotymi radami będzie jeszcze bardziej boleć. A najbardziej po dwudziestej trzeciej, kiedy wreszcie masz chwilę, żeby pomyśleć o życiu. Boisz się myśleć, co będzie za kilka lat.

Dlaczego o tym piszę?

Oczywiście, to dość gorzki i lekko ironiczny tekst, który nie oddaje całej złożoności sytuacji i pewne przyczyny gaśnięcia powołania są w nim celowo pominięte. Ale dlaczego o tym piszę? Bo mi żal. Żal mi tego, że tyle się woła wielkim głosem o nowe powołania, tyle się mówi o kryzysie, o młodych, którzy się boją powołanie podjąć, o rodzinach, które źle wychowują synów, a oni w efekcie nie idą do kapłaństwa – a wciąż w wielu miejscach tak mało się robi dla tych, którzy ciągle w kapłaństwie jeszcze są. Może nowych też byłoby więcej, gdyby widzieli realne wsparcie udzielane starszym kolegom, gdyby mieli pewność, że gdy przyjdzie kryzys, nie zostaną z nim sami.

Widzę to też jako pewną niegospodarność: by najpierw wydawać pieniądze Kościoła na wykształcenie i uformowanie bożego robotnika, a po kilku latach mało o niego nie dbać i biernie (wciąż chcę myśleć, że często nieświadomie) zachęcać go do odejścia. Na rynku pracy w zawodach wymagających i nieobleganych pracodawcy już trochę spokornieli: nie krzyczą, że na to miejsce czeka w kolejce stu innych chętnych. Owocowe czwartki, karnety na siłownię, workation, ruchome godziny pracy, dziecięce przedszkola i psie strefy w biurze… czego się w świecie świeckim nie robi, żeby zatrzymać dobrego pracownika! Może byśmy tak wreszcie wzięli w Kościele przykład, zanim najstarsi robotnicy wymrą, średni odejdą, a młodzi wybiorą bardziej dbające o nich miejsce?

Marta Łysek - dziennikarka i teolog, pisarka i blogerka. Poza pisaniem ogarnia innym ludziom ich teksty i książki. Na swoim Instagramie organizuje warsztatowe zabawy dla piszących. Twórczyni Maluczko - bloga ze Słowem. Jest żoną i matką. Odpoczywa, chodząc po górach, robiąc zdjęcia i słuchając dobrych historii. W Wydawnictwie WAM opublikowała podlaski kryminał z podtekstem - "Ciało i krew"

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Tak się gasi wyświęcone powołanie. Niezawodne cztery sposoby
Komentarze (31)
TN
~Tomasz Niemirowski
16 maja 2024, 19:58
Mnie też to zastanawia. Ja w swoim komentarzu napisałem właściwie tylko to, że czytałem wywiady z byłymi księżmi, z których wielu czuło się niezrozumianych i niewysłuchanych. Aż 27 osobom nie podobało się to - dlaczego?
E3
edoro 333
15 maja 2024, 21:26
Nie powinno być tak, że w praktyce biskup jest panem i władcą księdza. To niezdrowe dla obu stron i rodzi patologie. Ludzie są tylko ludźmi.
AK
~Agnieszka Kwiatkowska
15 maja 2024, 09:56
Zastanawia mnie ilość negatywnych ocen, skoro większość komentarzy popiera stanowisko autorki. Trole?
AE
~Anita Ex
14 maja 2024, 09:47
Super tekst. Poproszę jeszcze coś o zakonnicach... Tych wypalonych niemal na starcie, tych rozczarowanych sztywnością zasad. O dziecinadzie, niedojrzałości i nieżyciowości zwyczajów, w których sens mało która jeszcze wierzy, ale podtrzymują "bo tak trzeba"... i jeszcze ograniczaniu kontaktów z rodziną, nawet gdy ktoś ciężko choruje "bo przecież umarły dla świata". Może coś o układach w żeńskich zakonach, o "kolesiostwie" i pomijaniu tych, które są z mniej atrakcyjnych środowisk, czy niżej postawionych rodziców. Poproszę coś o posyłaniu w nieskończoność do obowiązków, w których siostry się nie odnajdują, do których brakuje im wykształcenia i elementarnej wiedzy... O tych nieposłusznych, które chcą wyrazić własne zdanie i o tych, które "nie wytrwały w powołaniu", "odmówiły Bogu" z powodu obmów, odepchnięcia przez wspólnotę, gdy przeżywały kryzys wiary i powołania, gdy najbardziej potrzebowały kogoś, kto je zrozumie. O tych ex.., które w wieku 40 lat zaczynają wszystko od zera.
EE
~Eko Eko
13 maja 2024, 12:01
W każdej korporacji tak jest ale nad innymi jakoś nikt się nie użala …. Tak - księża są wyjątkowi.
TM
~Tomek Mazurek
13 maja 2024, 16:28
Dziękuję ci za podjęcie walki z klerykalizmem w Kościele.
AS
A. S.
13 maja 2024, 18:01
Z innych korporacji zawsze wracasz do domu, do rodziny, a oni są w korpo 24/dobę. No i w świeckim świecie jednak łatwiej zmienić robotę...
SL
~Stanisław Lasocki
13 maja 2024, 20:16
Może dlatego ze Kościół jest milion milionów razy ważniejszy niż każda korporacja.
WR
~Wow Raz
30 maja 2024, 16:18
Nie mówimy o Kościele a o instytucji KK - to dwie różne sprawy ...
KK
~karol karol
13 maja 2024, 10:34
I potem tacy złamani, nieszczęśliwi, zagubieni kapłani spowiadają małe dzieci. Naprawdę, katoliccy rodzice muszą bardzo ufać Kościołowi...
DP
~Don Pedro
13 maja 2024, 16:29
Nosisz imię takie jak św. Jan Paweł II a takie niedorzeczności wypisujesz.
LH
~Leon Hedwig
13 maja 2024, 20:17
a ty karol prowadzisz tu na Deonie jakąś krucjatę antyspowiedziową? Taką odkryłeś w sobie misję?
AK
~Agnieszka Kwiatkowska
15 maja 2024, 09:43
A jaki to ma związek?
AS
A. S.
13 maja 2024, 10:11
Pani Marto, bardzo dziękuję za ten artykuł. Przerażająco prawdziwy. Zgadzam się w 100% z innymi komentującymi, że to brak miłości i elementarnego rozumienia Ewangelii. Też patrzę z bólem, jak szlachetni, pełni zapału i miłości ludzie są zajeżdżani i wbijani w posadzkę, a hołubi się cwaniaków i karierowiczów. Patrzę na to i czuję się kompletnie bezradna:(
PT
~Paulina Tosia
12 maja 2024, 12:08
Marta ten tekst wbija w "fotel". Tak bardzo potrzeba dziś takiej zwykłej ludzkiej miłości, zrozumienia i szacunku wobec drugiego człowieka. Temat, który podjęłaś pokazuje tak bardzo ważne sprawy... Kapłani z powołania, pełni wiary nie mają wsparcia, a wręcz przeciwnie. Dziękuję Ci za ten tekst, który pokazuje w pełni to co dzieje się w naszym Kościele. Pozdrawiam i ściskam mocno- Tosia
PP
~Piotr Piter
12 maja 2024, 10:12
Bardzo dobry i potrzebny artykuł. Super. Szkoda czasem tych kapłanów zaoranych kolejnym nabożeństwem i następnym, kolejną grupą i następną. To są Ci najbardziej zaangażowani. Korporacyjność aż bije w oczy. Niestety przekłada się ona na świeckich, którzy przez układy "korporacyjne" odsuwają się od zaangażowania w Kościele, a czasem nawet całkiem odchodzą z parafii czy Kościoła poranieni przez korpo-księży, którym bardziej zależy na karierze lub kasie niż na owieczkach. I tu też mamy duży problem w Kościele. Czy to o czym Pani napisała nie jest też powodem wielu odejść z Kościoła ludzi świeckich?
SM
~Stanisław Moranowski
13 maja 2024, 08:09
Pan patrzy na to niestety tylko z ludzkiego punktu widzenia. Nie szkoda tych kapłanów "zaoranych" bo oni będą w niebie milion lat wcześniej, niż wyjdą z czyśćca pan, inni ludzie i ci kapłani którzy się tutaj "oszczędzali"
AS
A. S.
13 maja 2024, 17:58
Jasne, to prawda. Tylko po co zajeżdżać pasterzy, a faworyzować najemników. My wierni potrzebujemy wsparcia prawdziwych pasterzy. No i dokąd to zaprowadzi Kościół?
AK
~Agnieszka Kwiatkowska
15 maja 2024, 09:48
Tylko przez to "zaorane" mogą stracić (albo nie zauważyć) okazję do pomocy i przy prowadzenia zagubionych. Albo mogą w ogóle odejść z kapłaństwa
TB
~Tomasz Bojko
12 maja 2024, 06:00
Bardzo dobry tekst ......właściwa analiza choć nie naukowa .Piszę to jako kapłan po przejściach ,skrzywdzony .......i nie uratowany
TT
~Tomasz Tomasz
11 maja 2024, 21:54
Mocne Pani Redaktor i bardzo ważne. Może to głupie i infantylne, ale tam (w Instytucji) brakuje chyba po prostu miłości. A gdzie jak nie w Kościele nie powinno jej brakować? Tak napompowali oczekiwania, mechanizmy formacji że wyprali autentyczność. Formację jakoś rozumiem, ale dlaczego seminaria i potem kurie deformują charaktery? Czy kiedykolwiek biskup był ojcem, liderem? Porównanie do korpo jest cenne. Współczesna korporacja stara się kształtować liderów, a pracownik jest współpracownikiem. Wygrywają Ci którzy są otwarci, potrafią współpracować. Bardzo źle to wygląda i nie widać światła. Jak nie odpuszczą sobie i innym będzie gorzej.
HZ
~Hanys Z Namyslowa
11 maja 2024, 18:22
Bardzo ciekawy tekst, u nas mowiono, jak mozesz mowic o zyciu pszczol, jak w ulu nie byles,czasem rozmawiam z pszczelarzami, opowiadala co wiedza, jaka hierarchia panuje w ulu,jak pszczoly podazaja za krolowa, matka, maja to zakodowane, az nastapi ostatni wylot i nie wytrzymuja skrzydelka, padnie gdzies wsrod kwiatow i umiera.Wypelnila swoje zycie, w Kosciele tez mamy kogos widzialnego, no i Kogos ktorego nie widzimy, tylko wierzymy ze to On, jednak duzo nie wierzy w tego Onego, choc powinni, duzo nawet watpi, probuja budowac swoj Roj , zapominaja tylko ze nie ma w nim matki czy krolowej, wszystko dziczeje, a mialo byc tak pieknie.
EM
~Ewa Maj
11 maja 2024, 16:14
W jakiejś mierze nie jest to nic wyjątkowego. Policjanci, żołnierze, nauczyciele, lekarze mierzą się z podobnymi problemami. Czasem pomocy trzeba szukać poza swoją "rodziną", poza swoim środowiskiem.
E3
edoro 333
12 maja 2024, 09:38
Nic wyjątkowego? Bez przesady.
AK
~Agnieszka Kwiatkowska
15 maja 2024, 09:53
Tylko policjanci, żołnierze, nauczyciele, lekarze przychodzą do domu, do rodziny i zapominają na jakiś czas o pracy, służbie. Kapłani nie mają jak.
II
~Iza Iza
11 maja 2024, 15:40
W mojej parafii świetny wikariusz poprosił o przeniesienie po roku pracy w parafii (przeniósł się 5 ulic dalej w tym samym mieście). Z jednej strony można by powiedzieć, że to trochę słabo świadczy o „atmosferze” między księżmi w tej parafii, ale z drugiej strony- księża to tylko ludzie, mężczyźni nastawieni na rywalizację i o braterstwo ciężko. Bardzo dobrze, że nasz wikariusz poszukał miejsca, w którym się lepiej czuje. Wszyscy zmieniamy pracę, gdy dochodzimy do wniosku, że gdzie indziej będzie nam lepiej. Tylko, że pewnie miał wsparcie w tej decyzji w swojej wspólnocie, innych kolegach z seminarium, rodzinie. I to jest chyba klucz, żeby żaden ksiądz nie się samotny, wtedy sobie poradzi i żadna przyjaciółka - parafianka nie będzie „zagrożeniem”.
TN
~Tomasz Niemirowski
11 maja 2024, 13:03
Tekst robi wrażenie. Wskazuje na problemy i daje diagnozę. Czytałem książkę, wywiady księdza z byłymi księżmi: "Porzucone sutanny". Tam też często pojawiał się motyw, że nie było nikogo, z kim można by szczerze porozmawiać o swoich kapłańskich problemach.
E3
edoro 333
11 maja 2024, 11:44
Przerażające, ale podejrzewam, że trafnie to Pani opisała. Ja nie znam tak dobrze kościelnych kuluarów. Jaka na to rada? Demokratyzacja struktur. Liczenie, że Duch Święty tym wszystkim pokieruje, jest naiwne. A co, jeśli człowiek na szczycie hierarchii woli słuchać siebie, a nie Ducha Świętego? Ktoś mu zabroni? Księża to powinni wręcz mieć związki zawodowe. Oprócz powołania, to jest też i praca.
PR
~Ppp Rrr
11 maja 2024, 06:41
Takie zjawiska występują w wielu instytucjach - nie tylko w Kościele. Jednak na spadek powołań to akurat nie ma chyba wpływu, bo jak ktoś jeszcze nie jest w środku, to tego nie zna. Tu problem polega na tym, że bycie księdzem, to w tym momencie raczej wstyd, a nie powdód do dumy. Pozdrawiam.
BS
~Bronisław Stegna
11 maja 2024, 17:13
a jednak wielu młodych pragnie tego wstydu.
GT
~Ggg Ttt
11 maja 2024, 22:38
Dla ludzi wierzacych odpowiedz na powolanie to nie wstyd. Problem w tym, ze nie latwo jest odpowiedziec jak sie widzi smutych ksiezy. Moze tez i sam Bog nie kwapi sie powolowac dopoki sie tych powolanych niszczy.