Tęsknisz? To pozwól Bogu narodzić się w sobie
Wielu z nas tęskni za głębokimi relacjami, takimi w których zostaniemy dobrze zrozumiani i przyjęci. Takimi, które dadzą ukojenie, siłę, wsparcie, zdejmą ciężar z obolałych pleców. Gdy rozmawiam z ludźmi oraz przyglądam się samej sobie, coraz wyraźniej widzę, że to czego pragniemy nie może dać nam w pełni drugi człowiek. W naszym życiu są takie przestrzenie, które może zapełnić sobą tylko Bóg. Choć brzmi to jak tani frazes, jak obietnica bez pokrycia, to prawda jest taka, że często tęsknimy, ale nie powiemy o tym Jezusowi wprost. Cierpimy, ale ukrywamy przed Nim to cierpienie by nie wypaść głupio. Właśnie, w czyich oczach nie wypaść głupio?
Tęsknoty, wątpliwości, pytania, uczucia, które są trudne. Jezus to wszystko zna, wszystko rozumie, chce tego dotknąć i przemienić. Tylko my jak małe dzieci chowamy się za firanką, bo nam wstyd, może odczuwamy lęk przed odrzuceniem, a może nigdy nie mieliśmy doświadczenia Boga, który po prostu przy nas jest, więc wszystko to wydaje się po prostu niedorzeczne i śmieszne. Przeglądam katointernety i czytam o postanowieniach adwentowych moich internetowych znajomych. Uśmiecham się do nich z radością, są wszak tak bardzo podobne do moich, szczególnie jeśli gdzieś na szczycie listy widać spowiedź.
Sakrament, o który zapytałam na moim Instagramie i zaskoczyła mnie ilość odpowiedzi. Zalana różnymi doświadczeniami, odczułam to, co tłukło się od wielu dni w moim sercu - są takie przestrzenie, które może zaspokoić tylko Bóg, ale za nic nie potrafimy po to sięgnąć. Również w sakramencie pojednania.
Usłyszałam na pewnym kazaniu zdanie, że spowiedź to niesamowita łaska, bo z naszej strony to niewielki wysiłek: zrobić rachunek sumienia, przyjść i wyznać to co nie wyszło. Jezus robi to co najtrudniejsze i najważniejsze - wszystko zabiera, miażdży, daje nam swoją łaskę, miłość i siłę. W pierwszym momencie pomyślałam: to żeś chłopie popłynął. Przecież wcale nie jest tak łatwo zrobić dobry rachunek sumienia, wcale nie jest tak prosto przyjść i powiedzieć obcemu człowiekowi co mi nie wyszło, nie zawsze dostaje się tam słowa, które podnoszą. Weź, chłopie… Potem jednak spojrzałam wstecz, na swoje życie i doświadczenia. Tak, tam gdzie był dobry i szczery rachunek sumienia, tam gdzie szczerze i otwarcie powiedziałam co mi nie wyszło i tam, gdzie poważnie potraktowałam zadośćuczynienie - przychodził wewnętrzny spokój, którego nie da się niczym zastąpić. Nawet najlepszą sesją u terapeuty, wszak takie doświadczenia też mam na swoim koncie. I nie było to uczucie na chwilę, ulotne. To było to doświadczenie utulenia, siły, spotkania za którym tęskni moje serce. To była ta łaska, która przemienia.
Przeglądam instagramowe odpowiedzi i czuję wdzięczność, bo widzę jak bardzo nam na spowiedzi zależy. Tak, boimy się jej i wstydzimy - w zdecydowanej większości, do której i ja w jakiś sposób należę. Mimo to chcemy o nią walczyć. Ma dla nas wartość. Widzimy w niej sens, mimo tego, że często pojawiają się lęk, wstyd, pośpiech kapłanów, ich niezrozumienie i (czasem) zupełny brak empatii. Nasze kolejny raz niezrealizowane postanowienie poprawy czy trudność z zerwaniu z konkretnym grzechem - są jak kłody pod nogami. Mimo to tęsknimy… Chcemy głębokiego spotkania, ukojenia, siły.
Mamy Adwent, bardzo krótki w tym roku. Może czas pomyśleć o spowiedzi? Nazwać wprost to, czego oczekujemy. Powiedzieć o tym Jezusowi, nawet jeśli wydaje nam się to niedorzeczne. U Niego nie ma jednak śmiesznych odpowiedzi, On bardzo chce nas szczerych, przecież Bóg i tak to już wszystko wie… Warto zatrzymać się dłużej na głębszym rachunku sumienia, tak by zobaczyć nie tylko to co pływa po powierzchni, ale też to co siedzi w nas najgłębiej, paraliżuje i niszczy nasze relacje z Bogiem, samym sobą i drugim człowiekiem. Warto zapytać Jezusa do którego kapłana mamy z tym iść (to nie jest śmieszne, to idealny sposób na znalezienie dobrego spowiednika dla siebie, nawet jeśli osoba, która przyjdzie nam do głowy to - patrząc po ludzku - słaby pomysł…). Warto wybrać się do spowiedzi wcześniej niż na trzy dni przed Wigilią, gdy kolejki do konfesjonałów będą długie. Uklęknąć i powiedzieć Jezusowi szczerze, że tu boli i tu. On chce tego dotknąć, wystarczy tylko przyjść i Mu to pokazać - tak jak usłyszałam o tym na kazaniu, które rozumiem dopiero dziś… Tęsknisz? To pozwól Bogu się w sobie narodzić, od tego mamy Adwent…
Skomentuj artykuł