Tragedia w Pszczynie. Efekt mrożący i brzytwa Ockhama

Tragedia w Pszczynie. Efekt mrożący i brzytwa Ockhama
Protest pod hasłem "Ani jednej więcej" przed Trybunałem Konstytucyjnym w Warszawie (fot. Leszek Szymański/PAP)

Tragedia w Pszczynie wymaga wyjaśnienia. Trzydziestoletnia kobieta nie żyje, jej rodzina i przyjaciele pogrążeni są w bólu, a dziecko zostało osierocone. I już choćby dlatego konieczna jest prawda i sprawiedliwość.

Tyle, że prawda i sprawiedliwość nie oznacza nagonki na obrońców życia, oskarżania ich o to, że mają krew na rękach, że gdyby nie wyrok Trybunału Konstytucyjnego z ubiegłego roku to tej sprawy by nie było, a każdy, kto jest przeciwnikiem aborcji eugenicznej (przez inną stronę sporu nazywanej embriopatologiczną), ten w istocie jest przeciwnikiem ratowania życia i zdrowia kobiety, jeśli tylko jest ona w ciąży, a jej dziecko jest ciężko chore czy obciążone rozmaitymi wadami. To zwyczajnie nie jest prawda. Aborcja w sytuacji zagrożenia życia i zdrowia matki jest w Polsce, zgodnie z prawem, legalna. Jeśli więc zagrożone było życie i zdrowie matki, to można było, a z perspektywy prawnej należało podjąć działania, nawet jeśli wiązały się one ze śmiercią dziecka.

I nie przekonuje mnie argumentacja z „efektu mrożącego”, którym posługują się teraz zwolennicy zmiany polskiego prawa. A nie przekonuje mnie, bo został on użyty zanim w ogóle ta sprawa została zbadana, zanim ktokolwiek przeanalizował dokumentację, sprawdził, jak zajęto się panią Izą, jakie badania zlecono, a jakie przeprowadzono. „Efekt mrożący” pojawił się od razu, choć zwyczajna ostrożność intelektualna czy szeroko rozumiana zasada brzytwy Ockhama nakazywała uczynić inaczej.

DEON.PL POLECA

Jeśli mamy do czynienia z ewidentna tragedią to jej pierwszych przyczyn należy szukać najbliżej tego, co się wydarzyło, a nie w szerokich intelektualnych konstruktach. Te najbliższe powody to błąd lekarzy, brak odpowiedniem diagnostyki, brak odpowiednich specjalistów czy wreszcie - co już wiemy - bardzo zła renoma szpitala w Pszczynie. O tym, jak źle traktowani są tam pacjenci, jak wiele zaniedbań jego dotyczy, pisała także „Gazeta Wyborcza”, i nic nie wskazuje na to, by zaniedbania te zostały naprawione czy nawet wyjaśnione. Zwyczajny rozsądek nakazuje sprawdzenie najpierw takich podejrzeń, a dopiero, gdy pojawią się jakiekolwiek informacje - wynikające z zeznań lekarzy czy dokumentacji - mogące sugerować, że zaniedbania czy błędy wynikały z (błędnej dodajmy) interpretacji prawa aborcyjnego i wyroku TK, można odwołać się do „efektu mrożącego”. Na tak wczesnym etapie argumentacja ta oznacza zdjęcie odpowiedzialności z osób bezpośrednio zaangażowanych w tamtą sprawę.

Moja ostrożność w odniesieniu do „efektu mrożącego” wynika także z tego, że nie bardzo widzę powód, by miał się on pojawić. Nie widać, a gdyby takie procesy masowo się pojawiły to media, którym bliska jest myśl o zmianie prawa w kwestii aborcji, z pewnością by o tym szeroko informowały; nie widać nadmiaru lekarzy, którzy zostali skazani czy nawet postawieni pod sądem za aborcję w sytuacji zagrożenia życia i zdrowia matki, jeśli dziecko miało wady letalne. Jeśli zaś ani takich spraw, ani wyroków nie ma, to pytanie, czego mieliby obawiać się lekarze? Skąd miałby się brać ich lęk?

Jedynym sensowym wyjaśnieniem jest nieznajomość prawa, ale to ich nie usprawiedliwia, szczególnie, jeśli mówimy o ludziach, którzy muszą umieć podejmować odpowiedzialne i zgodne z prawem decyzje dotyczące niekiedy właśnie życia i śmierci. To nie dotyczy tylko ginekologów, ale także choćby anestezjologów, neurologów, specjalistów od medycyny paliatywnej. Uznanie, że istnienie prawa medycznego (choćby zakaz eutanazji) ma na ich działania efekt mrożący, który miałby usprawiedliwiać błędy medyczne, jest obraźliwy dla lekarzy i mało wiarygodny. Z jednym, co trzeba przyznać, wyjątkiem, jakim jest transplantologia. Ale tam efekt mrożący miał konkretny powód, a była nim medialna nagonka i proces. W tym przypadku nie wydaje się, by tak było. Jeśli było, to trzeba to udowodnić, a nie założyć z góry.

Czy to oznacza, że strona pro life nie ma w tej sprawie nic do zrobienia? Nie, tak też nie jest. Z jednej strony trzeba jasno i wyraźnie pokazywać prawnie, że taki a nie inny wyrok Trybunału Konstytucyjnego wynika nie ze światopoglądu tego składu, ale z wcześniejszego orzecznictwa, począwszy od wyroku w sprawie dopuszczalności aborcji z przyczyn społecznych z roku 1997. Już tamten Trybunał pod kierunkiem prof. Andrzeja Zolla uznał, że życie poczęte ma wartość konstytucyjną, i że muszą istnieć adekwatne przyczyny, by móc uznać, że życie to można przerwać. Taką przyczyną nie są względy społeczne, a w tamtym czasie prof. Zoll podkreślał, że gdyby zadano pytanie prawne o aborcje eugeniczną/embriopatologiczną, to także orzeczono by, że nie powinna być ona dopuszczona. Późniejsze orzecznictwo, choć nie odnosiło się aż do roku 2020 do samej aborcji, w innych wyrokach podtrzymywało taką interpretację. To zaś oznacza, że - niezależnie od zastrzeżeń do TK w tym składzie - to była konsekwencja wcześniejszych orzeczeń. Takiego szerokiego uzasadnienia jednak nie widać.

Nie widać także - co jeszcze groźniejsze - obiecanej rok temu szeroko dostępnej i bezpłatnej pomocy psychologicznej, prawnej i medycznej dla kobiet i par, które dowiadują się o tym, że dziecko ma wady letalne. Brak także - również obiecanej - ustawy dotyczącej szeroko zakrojonej pomocy dla rodzin osób niepełnosprawnych. Nie wystarcza wprowadzić zakaz, w takiej sytuacji potrzebna jest naprawdę szeroka pomoc państwa, finansowa, ale także umożliwiająca opiekę wytchnieniową itd. itp. Każda inna droga będzie interpretowana tylko jako przemoc, a nie jako troska o każde życie - także to narodzone.

Warto też nieustannie przypominać, że wyrok TK nie oznacza i nie ma oznaczać skupienia się wyłącznie na dzieciach nienarodzonych, ale także na narodzonych (a tego niestety nie widać), a także przypomnienie, że opieka nad kobietą w ciąży oznacza w istocie opiekę nad dwoma, a nie jedną osobą. I to są błędy, które powinny być, jak najszybciej naprawione. A sprawa w Pszczynie powinna być, jak najpełniej (niezależnie od interesów jakiejkolwiek strony) i profesjonalnie wyjaśniona.

Doktor filozofii, pisarz, publicysta RMF FM i felietonista Plusa Minusa i Deonu, autor podkastu "Tak myślę". Prywatnie mąż i ojciec.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.
Tomasz P. Terlikowski

Siedem spojrzeń na granicę życia i śmierci

Współczesna medycyna coraz skuteczniej przedłuża życie. Czym się kierować przy rozwiązywaniu wynikających stąd dylematów? Jak do tych problemów należy podchodzić od strony etycznej i duchowej? Na co powinna...

Skomentuj artykuł

Tragedia w Pszczynie. Efekt mrożący i brzytwa Ockhama
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.