Trzy straszne rzeczy, które rodzice robią swoim dzieciom

Trzy straszne rzeczy, które rodzice robią swoim dzieciom
Fot. Annie Spratt / Unsplash

Patrzę ostatnio ze zdumieniem na różne rodzicielskie akcje, odbywające się po części w przestrzeni publicznej. I mam dylemat. Bo z jednej strony jestem zdania, że każdy rodzic wie, co jest najlepsze dla jego dziecka, a z drugiej mam poczucie, że guzik prawda.

Wloką przedszkolaka na Rysy, żeby mieć fajną fotkę

Pierwsza rzecz wiąże się z górami, a konkretniej - Tatrami. W które pchają się ze zbyt małymi dziećmi ludzie – trudno to ująć inaczej – dość wybitnie nieodpowiedzialni. Obserwacje potwierdza wystosowana ostatnio przez naczelnika TOPR-u wiadomość, w której pisze: "Z niepokojem obserwuję nasilający się trend zabierania kilkuletnich dzieci na bardzo ambitne wycieczki wysokogórskie". Zresztą TOPR nie pierwszy raz przypomina o tym, że to do rodziców należy dbanie o komfort i bezpieczeństwo dzieci, które zabierają ze sobą w góry.

Komfort i bezpieczeństwo.
A tymczasem sprawa wygląda tak, że od czasów pandemii Tatry są bardzo modne - a potem siedmiolatki spadają z najwyższych tatrzańskich szczytów. Na szlaku widzę czasem rodziców, których trudność wyprawy przerosła i wcale nie planowali takiej przygody życia, i to się po prostu zdarza. Góry są nieprzewidywalne, często ten sam szlak przed deszczem i po deszczu to już spora różnica, zwłaszcza dla najmłodszych nie dysponujących dużym wzrostem i masą mięśniową. Ale widzę też (i nie jestem w tym osamotniona) ludzi, którzy pchają przed sobą zmęczone i przerażone dzieci, każą im zaciskać zęby i nie są w stanie zaakceptować faktu, że oto nadeszła pora, by zrezygnować z planów i zawrócić. Nie, oni zaplanowali, że wejdą, więc cisną, nie zwracając uwagi na nic i na nikogo. A przede wszystkim na to, że dziecko jest zmęczone (ma prawo, wielu dorosłych wymiękło po drodze). Że się boi (bo jest wysoko, trudne kamienne stopnie). Że tempo za duże. Że tego nie lubi i wcale nie chciało iść, ale zostało przekupione czy zaszantażowane emocjonalnie, bo tata chciał się na Instagramie pochwalić zdjęciem ze szczytu (niestety to coraz częstszy przypadek). Zastanawiam się, czy przy wejściu na szlaki nie należałoby poza czasówkami zamieszczać też graficznej informacji o tym, jaki jest minimalny wzrost polecany na dane podejście na szczyt… Choć nie wiem, czy to by cokolwiek zmieniło.

Z argumentem, który w tej dyskusji często pada, czyli: „moje dziecko może i ma cztery lata, ale świetnie sobie daje radę powyżej schronisk”, nawet nie będę dyskutować.   

Guzik ich obchodzi, że dziesięciolatka ma TikToka

Druga rzecz to temat przewijający się nieustannie, czyli TikTok. Zaszokowała mnie ostatnio dziesięciolatka biegająca po sejmie za politykami, nagrywana i wrzucana na swoje TikTokowe konto, którego w ogóle nie powinna mieć, bo jest za młoda. Czy ktoś z tym coś robi? Czy którykolwiek z polityków zaprotestował, zapytał, upewnił się, że to jest działanie zgodne z prawem? A przecież nie jest. Konto można mieć od trzynastego roku życia i jest nawet specjalna procedura zgłaszania kont dzieci, które mają mniej lat. Konto nastolatków między 13 a 15 rokiem życia jest domyślnie prywatne, a streaming na żywo mogą prowadzić tylko osoby, które skończyły osiemnaście lat. Ile z regulacji platformy robią sobie dzieciaki, widać, gdy się człowiek latem przejdzie przez place zabaw, na których dziewczynki w wieku okołopierwszokomunijnym nagrywają popularne trendy i umieszczają je w sieci.

Kto ich nie dopilnował? Kto pozwolił im założyć konto na TikToku? Kto ma w nosie to, co robi w sieci ich dziecko? Tak, tak, to rodzice. Jeszcze kilka lat temu może mogli sobie nie zdawać sprawy, jak działa TikTok, ale teraz, jeśli nie wiedzą, jest to niestety zawiniona ignorancja i nie ma co się oszukiwać. Wiem: surowo to brzmi, ale lista skutków dla psychiki dziecka zaczyna się od dwudziestu ciężkich przypadłości, a to tylko jej początek. I nie wystarczy psychologów, by za cztery-pięć lat poradzili sobie z tym, co nastąpi w głowach aktualnych użytkowników TikToka poniżej trzynastego roku życia. Czas wakacji, wyjazdów, kolonii, obozów wybitnie sprzyja rozmaitym eksperymentom, a te robione w sieci mają czasem straszne konsekwencje.
Ale to tylko TikTok, wiadomo, śmieszne filmiki i tańce. 

Wrzucają filmiki z dzieckiem do sieci, bo tam są sami dobrzy ludzie

I trzecia rzecz, związana trochę z jednym i z drugim, której nadano nawet nazwę: sharenting. Czyli rodzicielskie dzielenie się życiem swojego dziecka w sieci, bez ograniczeń. Jasne, że nie chodzi tu o wrzucanie na prywatne konto w mediach społecznościowych rodzinnego zdjęcia, ale o publikowanie dostępnych dla wszystkich zdjęć czy nagrań z udziałem dziecka

Jedną z gorszych jest tu chyba kategoria „śmieszne filmiki”, na których dziecko robi coś, z czego świetną zabawę mają dorośli, ale jemu samemu nie jest do śmiechu: brudzi się, przewraca, czegoś nie potrafi, płacze. A mama potem wrzuca to światu na pożarcie. Jeśli za kilka lat znajdą to koledzy z klasy, przemoc rówieśnicza można nabrać całkiem nowej formy, której teraz rodzice płaczącego malucha jeszcze sobie nie potrafią wyobrazić.

Jest tu też druga rzecz; może trudno czasem w to uwierzyć, ale w sieci jest wielu amatorów niewinnych dziecięcych zdjęć, które po odpowiedniej przeróbce zasilą najgorsze zakątki darknetu. Po trzecie – i najgorsze – technologia pozwalająca tworzyć deepfejki jest już na na tyle rozwinięta, że nawet pewien nastolatek był w stanie przerobić nagranie ze swoją koleżanką na…pornograficzne wideo. Ludzi zainteresowanych takimi treściami, dysponujących poważnymi funduszami, jest o wiele więcej, niż byśmy chcieli. Możliwości sztucznej inteligencji rosną (była już seria deepfejków z kardynałami zachwalającymi lekarstwa na kolana…).

Tak, wiem, jak to brzmi. Ale jeśli tego na czas nie przypilnujemy, wkrótce się nie pozbieramy.

Marta Łysek - dziennikarka i teolog, pisarka i blogerka. Poza pisaniem ogarnia innym ludziom ich teksty i książki. Na swoim Instagramie organizuje warsztatowe zabawy dla piszących. Twórczyni Maluczko - bloga ze Słowem. Jest żoną i matką. Odpoczywa, chodząc po górach, robiąc zdjęcia i słuchając dobrych historii. W Wydawnictwie WAM opublikowała podlaski kryminał z podtekstem - "Ciało i krew"

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.
Marta Łysek

Zło jest bliżej niż ci się wydaje…

Sokółka, mała urokliwa miejscowość na Podlasiu. Spokojne życie mieszkańców przerywa zagadkowe zaginięcie proboszcza. Strach i napięcie potęguje wiadomość, że w okolicy doszło do brutalnej zbrodni.

Grzegorz Sobal, kiedyś...

Skomentuj artykuł

Trzy straszne rzeczy, które rodzice robią swoim dzieciom
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.