Czy jeszcze smakuje ci twoje życie?

Czy jeszcze smakuje ci twoje życie?
Depositphotos.com (2599292)

Gdzie utknąłeś? W czym ugrzęzłaś? Na co nie umiesz już sobie pozwolić? Którędy ucieka twoja radość życia, jak woda sącząca się z niedostrzegalnie pękniętego wiadra? Czy z rezygnacją to przyjmujesz? A może wciąż walczysz o to, żeby codzienność wyglądała inaczej?  

Widzę ostatnio wielu ludzi, którzy zaczynają mocno szukać siebie: w rozwoju, w podróżach, w odkrywaniu swoich talentów, w szukaniu dla siebie rzeczy nowych i ciekawych. Nie ma w tym nic złego – to samo dobro, o ile te poszukiwania nie są efektem cichego przekonania, że życie przestało mieć smak i równie cichej desperacji, która każe się z takiego stanu rzeczy wyrwać. Natychmiast wyrwać. Wszelkimi sposobami. Poświęcając czasem relacje, myślenie o innych, życzliwość. Żeby tylko zakopać głęboko ten smutek życia. Żeby nie odczuwać pustki, bezsensu, potwornego znużenia codzienną listą rzeczy koniecznych, między którymi nie ma czasu na więcej niż jeden spokojny oddech.

Widzę, jak coraz więcej osób gubi siebie w przemęczeniu, w pośpiechu, który przecież rośnie proporcjonalnie do technologii pozwalającej działać szybciej, wydajniej, efektywniej. Przykład? Pierwszy z brzegu: kiedyś po bilet na pociąg trzeba było pojechać na stację – podróż na dworzec, stanie w kolejce, wymiana zdań z panią w kasie, narada, jaki pociąg będzie najlepszy. Dziś to dziesięć minut w sieci, płatność blikiem. I czas zaoszczędzony wcale nie na to, żeby spokojnie wypić kawę i pogapić się na kwiaty na balkonie, ale na to, by do dziennej listy zadań dołożyć kolejną rzecz. Nie dlatego, że jest konieczna. Dlatego, że się zmieści.

DEON.PL POLECA

Więc jest nadmiar zadań, dobrych, również tych osobistych i rozwojowych, które mają nas wyciągnąć z dołka. Niedomiar odpoczynku (bo jeszcze tylko trzeba zrobić to i tamto, a potem człowiek jest zbyt zmęczony, żeby odpocząć). Poczucie, że nic nie idzie wystarczająco dobrze, że gdy na froncie A jesteśmy w miarę ogarnięci, to zaraz się sypie na froncie B. Słyszę to od rodziców małych i większych dzieci, słyszę od ludzi bezdzietnych, słyszę od nastolatków i od emerytów. Dotknięci pośpiechem na później zostawiamy odpoczynek i relacje, żeby po jakimś czasie odkryć, że jest nam w życiu smutno i źle. I że nikt nam nie da recepty na radość życia; może jakiś specjalista wspomni, że trzeba więcej odpoczywać i mieć czas dla siebie, ale o tym, jak to zrobić, nie powie nic.     

Smutek wtedy rośnie: bierze się stąd, że chcemy się sobą zająć z czułością, pamiętać o swoich potrzebach – ale nie umiemy. Chcemy się uczyć – ale nie wychodzi. Szukamy wsparcia, ale inni wokół przeżywają to samo i nie mają nawet tyle czasu, by w zwykłej wiadomości zapytać, co u nas, nie mówiąc już spotkaniu czy rozmowie. Do przemęczenia i smutku dołącza się poczucie osamotnienia, a potem tylko krok do myśli: jestem nieważny, jestem niepotrzebna. Nikogo za bardzo nie obchodzę, gdy nie trzeba czegoś zrobić, dać, pomóc.

Wtedy wiele osób, które znam, zaczyna szukać: tego, w czym będą ważne, co nada sens, co przyniesie uznanie. Co potwierdzi, że jeszcze są światu potrzebne. I do kalendarza wjeżdżają często rzeczy ambitne, duże, zarwane noce, jeszcze więcej zmęczenia i jeszcze większy smutek, kiedy to, co duże, daje bardzo niedużą zmianę. Życie smakuje wtedy słabo, jak przez mgłę. Żyje się, by nie umrzeć.   

Któryś z ojców Kościoła pisał, że hodowanie w sobie smutku jest grzechem: gdy zrozumiemy grzech nie jako przekroczenie moralnego zakazu, ale jako to, co stawia mur w relacji między nami a Bogiem, wiele może nam się w życiu wyjaśnić.

Bo gdy się z Nim jest w kontakcie, nagle się okazuje, że by odnaleźć siebie, swój odpoczynek, dobrostan, życiową misję, która nie wykańcza, a daje radość, wcale nie trzeba robić nic bardzo znaczącego. Czasem tak, ale często wcale nie. Często wystarczy minimum: modlić się i być blisko Boga. Wykonywać codzienne zadania bez narzekania, nie brać na siebie zbyt wielu spraw. Zostawić przekonanie, że trzeba wciąż przynosić innym ulgę, nawet, gdy dla nas jest z tego tylko utrapienie, ale też nie myśleć tylko o sobie, choć to nam podpowiada nasza potrzeba uwagi, życzliwości, bycia ważnym.  

Szukać Bożej bliskości, a wtedy wszystko inne, co stanie się twoim zadaniem, co da ci radość i satysfakcję, co nada życiu sens, będzie ci dodane. Czasami to znaczy: rób mniej. Odpuść sobie te wszystkie rzeczy, które z wysiłkiem i na oparach wykonujesz, żeby udowodnić sobie i światu, że nie istniejesz po nic, że ciągle jeszcze jesteś potrzebny, potrzebna. Obetnij na chwilę kalendarz z rzeczy nieważnych, pozwól im przepłynąć obok. Wytrop złodziei czasu ukrytych w twoim własnym telefonie i odbierz im tę godzinę, której brakuje ci na rzeczy proste: spacer, rozmowę, medytację, chwilę oddechu. Miej w sobie determinację, którą miał Jezus, gdy Jego życie nabierało tempa i coraz więcej było potrzebujących Jego uwagi, czasu, uzdrowienia, dotknięcia, spotkania – a On wymykał się na modlitwę, by pobyć, nabrać sił w obecności Ojca. To w jedności z Nim Jezus mówi: „Chodźcie do Mnie, wszyscy spracowani i obciążeni, a Ja dam wam odpocząć”. A smak naszego życia tak bardzo zależy od tego, czy weźmiemy te słowa na serio, czy potraktujemy jak niekonieczną do życia metaforę.

 

 

 

Marta Łysek - dziennikarka i teolog, pisarka i blogerka. Poza pisaniem ogarnia innym ludziom ich teksty i książki. Na swoim Instagramie organizuje warsztatowe zabawy dla piszących. Twórczyni Maluczko - bloga ze Słowem. Jest żoną i matką. Odpoczywa, chodząc po górach, robiąc zdjęcia i słuchając dobrych historii. W Wydawnictwie WAM opublikowała podlaski kryminał z podtekstem - "Ciało i krew"

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Czy jeszcze smakuje ci twoje życie?
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.