Uzdrowienia potrzebują wszyscy
Dominikanie – tak jak zapowiadali – powołali specjalną, niezależną od władz zakonu, komisję, która ma opisać działania o. Pawła M., który przez wiele lat miał dopuszczać się przemocy fizycznej, psychicznej i seksualnej wobec dorosłych wiernych z duszpasterstwa akademickiego, a także osób duchownych. Komisja ma także zbadać reakcje i wskazać ewentualne zaniedbania władz prowincji w tej sprawie.
Skład komisji, którą tworzą: Tomasz Terlikowski (dziennikarz i publicysta), prof. Michał Królikowski (prawnik, b. wiceminister sprawiedliwości), ks. dr Michał Wieczorek (prawnik kanonista, wiceoficjał Sądu Metropolitalnego w Częstochowie), dr Bogdan Stelmach (seksuolog, psychiatra), Wioletta Konopa-Stelmach (psycholog i psychoterapeuta), dr Sabina Zalewska (pedagog i psycholog rodziny), dr Sebastian Duda (teolog, filozof) oraz o. Jakub Kołacz SJ (były prowincjał prowincji krakowskiej jezuitów) właściwie nie budzi zastrzeżeń, choć wydaje się, że przydałby się w jej składzie jeszcze jeden prawnik-kanonista. Komisja będzie miała prawo przesłuchiwać dominikanów, a zakon udostępni jej dokumenty dotyczące sprawy. Jej prace mają zakończyć się do 30 czerwca, ale zaznaczono, że mogą zostać przedłużone.
Przed komisją stoi dość trudne i pionierskie zadanie. Jest bowiem pierwszym tego typu gremium, które zostało powołane do życia w polskiej instytucji kościelnej. Jej pracom przyglądać się będzie nie tylko opinia publiczna, ale przede wszystkim inne zgromadzenia zakonne oraz kurie diecezjalne. Końcowy efekt jej pracy będzie zapewne poddawany licznym analizom. Będzie też pewnym punktem wyjścia i źródłem cennych doświadczeń dla innych – o ile oczywiście powstaną – tego typu komisji. Z pewnością jej działaniom dyskretnie przyglądać będą się także biskupi, którzy dotąd nie ulegli naciskom zewnętrznym i nie zdecydowali się na powołanie takiego ciała.
Presja będzie zatem dość duża, odpowiedzialność także.
Powodzenie komisji zależne będzie jednak od wielu czynników. Po pierwsze dominikanie muszą wydać wszystkie dokumenty, które w tej sprawie zgromadzili. Po drugie pożądana jest z ich strony szczerość i autentyczna chęć wyjaśnienia sprawy. Po trzecie zaś członkowie komisji muszą być do bólu dyskretni. Nic bowiem nie będzie szkodziło tej komisji bardziej aniżeli przecieki na zewnątrz. Tomek Terlikowski musi zatem oddzielić pracę dziennikarza i publicysty od pracy członka komisji. Nie może być jednocześnie i pisarzem i badaczem. Do zakończenia pracy komisji nie powinien nic o jej działaniach pisać, niczego nie komentować. Dla dziennikarza to dość trudne, ale nie niemożliwe.
Kolejna kwestia to ustalenia końcowe. Jeśli powołane przez dominikanów gremium faktycznie ma pomóc w oczyszczeniu się zakonu, w stanięciu w prawdzie, to wyniki prac nie powinny być przez zakon kontestowane. Jeśli ufamy tym, których powołujemy do wykonania rzetelnej roboty, to jeśli oni wskażą, że winien zaniedbań w sprawie jest „x” lub „y”, to trzeba to po prostu przyjąć w pokorze i tak jak deklarowało się na początku, ponieść konsekwencje. Robienie uników, pomniejszanie swojej winy sprawi, że nikt zaufania do dominikanów nie odzyska. A przecież chodzi także i o to.
I jeszcze jedna rzecz, którą zarówno dominikanom, jak i członkom komisji chciałbym podrzucić pod rozwagę. Dominikanie apelują o to, by zgłaszały się do nich osoby skrzywdzone przez o. Pawła M. Nie jest tajemnicą, że w pewnym momencie nałożone na niego sankcje zostały poluzowane i mógł on wyjeżdżać, by w różnych miejscach w Polsce głosić rekolekcje. Nie można wykluczyć, że także w tym czasie dopuszczał się jakichś nadużyć, psychomanipulacji, etc. Warto byłoby zwrócić się do proboszczów, którzy z posługą rekolekcyjną go zapraszali, by w sposób możliwie delikatny poinformowali swoich wiernych z kim mieli do czynienia i zaapelowali o to, by osoby (oby ich nie było), które w tym czasie skrzywdził, także się ujawniły. Uzdrowienia potrzebują wszyscy.
Skomentuj artykuł