Watykan zaczął otwierać się na kobiety. Czy zrobi to Kościół w Polsce?
W historii Kościoła bez trudu znajdziemy wpływowe kobiety, z których zdaniem liczyli się biskupi, kardynałowie, czy papieże. Chociażby św. Katarzyna ze Sieny, która niebagatelną rolę odegrała w czasie trwającej blisko 70 lat tzw. niewoli awiniońskiej – wszak to za jej namową papież Grzegorz XI w 1377 r. powrócił do Rzymu. Po jego śmierci, gdy papieżem został Urban VI, lecz cześć kardynałów wybrała na papieża Klemensa VII, Katarzyna nie wahała się napominać zwolenników tego drugiego. Pisała mocno: „oj głupcy, głupcy, po tysiąckroć zasłużyliście sobie na śmierć! Jak ślepcy nie widzicie własnego zła. Przez was zapanowało wielkie zamieszanie, a w dodatku sami z siebie robicie oszustów i bałwochwalców”. Trzeba przy tym pamiętać, że była Katarzyna osobą stosunkowo młodą – gdy umierała w roku 1380 miała zaledwie 33 lata.
Ale szukając wpływowych kobiet Kościele nie trzeba jednak odwoływać się aż do Średniowiecza. W czasach zdecydowanie nam bliższych była np. św. Matka Teresa z Kalkuty, którą o radę często prosił Jan Paweł II. Kiedy jednak przypatrzeć się bliżej tym i wielu innym kobietom, które służyły radą, z łatwością da się zauważyć, że oficjalnie nie pełniły one żadnych urzędów. Te były zarezerwowane wyłącznie dla mężczyzn. I dodajmy natychmiast: księży. Kiedy w 1984 r. hiszpański dziennikarz Joaquín Navarro-Valls został dyrektorem Biura Prasowego Stolicy Apostolskiej i rzecznikiem prasowym Watykanu mówiono, że Jan Paweł II robi rewolucję. Ale był to raczej wyjątek od reguły. Świeccy – tak kobiety, jak i mężczyźni – pracowali w watykańskich biurach, ale nie na stanowiskach kierowniczych.
Rewolucję zaczął robić tak naprawdę dopiero Franciszek. To on najpierw mianował kilku świeckich mężczyzn podsekretarzami w kilku dykasteriach, potem na czele komórki odpowiedzialnej za komunikację pojawił się mężczyzna w garniturze. Aż przyszedł rok 2021, gdy siostra Raffaella Petrini została sekretarzem generalnym (osobą numer dwa) w Gubernatoracie Państwa Watykańskiego. A teraz – po wcześniejszej zapowiedzi w jednym z wywiadów – papież powołał siostrę Petrini oraz inną zakonnicę Yvonne Reungoat oraz Marię Lia Zervino (szefowa Światowej Unii Katolickich Organizacji Kobiecych) do dykasterii ds. biskupów. Po raz pierwszy w historii kobiety będą miały wpływ na nominacje biskupie! I choć jedna jaskółka wiosny nie czyni, to można śmiało powiedzieć, że Watykan zaczął się na kobiety otwierać i zaczyna korzystać z ich doświadczeń – także w dziedzinie zarządzania.
W tym kontekście warto zwrócić uwagę na to, że od początku czerwca obowiązuje w Kościele nowa konstytucja o Kurii Rzymskiej, która przewiduje możliwość kierowania większością dykasterii watykańskich przez katolików świeckich. To naprawdę jest zmiana rewolucyjna.
Czy za przykładem idącym zza Spiżowej Bramy pójdą episkopaty w poszczególnych krajach? Z pewnością tak. W Niemczech np. od ubiegłego roku kobieta jest sekretarzem generalnym episkopatu. W innych krajach kobiety także piastują wysokie stanowiska w administracji kościelnej. Można zatem powiedzieć, że przykład poszedł do Watykanu od dołu.
Wypada zatem zapytać jak jest w Polsce? Kobiety w urzędach kurialnych spotkać się da, ale zajmują raczej stanowiska pomocnicze – głównie sekretarek. O powierzaniu im bardziej odpowiedzialnych zadań właściwie nie ma mowy. Aczkolwiek są wyjątki od reguły. Fundacją Świętego Józefa kieruje Marta Titaniec, a misję powierzyła jej Konferencja Episkopatu, w Płocku p. dr Elżbieta Grzybowska od paru lat jest rzecznikiem prasowym kurii, w kilku diecezjach kobiety są delegatkami (obok mężczyzn) ds. ochrony dzieci i młodzieży. W samej Konferencji Episkopatu Polski w jej różnych gremiach parę kobiet w roli doradców też się znajdzie, ale jest ich tam niewiele. A przecież właściwie nic nie stoi na przeszkodzie, by kobieta z wykształceniem prawnika-kanonisty była np. wicekanclerzem kurii czy nawet kanclerzem – no dobrze, nawet notariuszem…, wszak już dziś panie mogą być adwokatami w sprawach przed kościelnymi trybunałami (a kiedyś było to nie do pomyślenia).
Nie ma wątpliwości, że proces otwierania się Kościoła w Polsce na świeckich i dopuszczania ich do odpowiedzialnych stanowisk nastąpi. Wymusi to życie. Już dziś w wielu miejscach brakuje księży do obsadzenia parafii, niektórzy urzędnicy kurialni łączą zatem funkcje: rano są w parafii, potem pracują w kurii, by po południu wrócić do parafii. Na dłuższą metę tak się nie da. Kurie zaczną się zatem otwierać i na świeckich. Pewnie najpierw na mężczyzn, a potem i na kobiety. Ale, by ten proces nastąpił, trzeba też zmiany mentalności – tak samych księży, jak i świeckich. Dużo czasu nad Wisłą zajęło nam np. zaakceptowanie nadzwyczajnych szafarzy czy diakonów stałych. Potrzebne jest także zerwanie – o czym dużo mówi Franciszek – z kulturą klerykalizmu. Ale i to powoli też postępuje. Kropla drąży skałę.
Skomentuj artykuł