"Kościół ma rozmawiać z każdym, nawet z diabłem"
Bp Tadeusz Pieronek mówił w specjalnym wywiadzie o narodowcach, o konieczności otwarcia Kościoła oraz o roli Polaków w budowaniu wspólnoty Kościoła.
Na pytanie o otwartość Kościoła w Polsce stwierdził, że "to paradoks, ale w odwrocie są dzisiaj środowiska katolicyzmu otwartego, które nie próbują siłą i groźbą narzucać katolickiego sposobu myślenia całemu społeczeństwu": - Mnie też bez przerwy zarzucają, że rozmawiam z mediami wrogimi Kościołowi. A rozmawiać trzeba. Kościół ma obowiązek rozmawiać z każdym, nawet z diabłem. Rozmowa, jeśli nie jest napastliwa i szuka czegoś, co można by nazwać wspólnym przyczółkiem, to coś, na co warto postawić.
Odniósł się również do kwestii przyjmowania uchodźców: - Jako chrześcijanin mam obowiązek, żeby pierwszym moim odruchem było otwarcie rąk. Jeżeli ktoś tego nie widzi, niech się zapyta, gdzie jest jego chrześcijaństwo, gdzie jego miłość bliźniego, która jest drugim po miłości Boga najważniejszym przykazaniem. Oczywiście po tym odruchu serca trzeba się udać po rozum do głowy. Młodzi ludzie, którzy tak niechętnie patrzą na uchodźców, nie wiedzą, co to znaczy być wykluczonym, jakie upokorzenia się z tym wiążą.
- Mamy moralny obowiązek zajęcia się uchodźcami. Sam byłem jako dziecko wysiedlony, za okupacji musiałem pracować, przeżyłem komunizm. Chrześcijańska opieka powinna jednak dotyczyć nie tylko tych, którzy emigrują z powodu wojen, ale też tych, którzy szukają lepszego życia, tzw. emigrantów zarobkowych. Przecież nie wszyscy Polacy wyjeżdżali kiedyś do USA, a później z PRL-u z powodów politycznych - mówił bp Pieronek.
Hierarcha polemizował również z rozwiązaniem zaproponowanym przez Papieża: - Jeżeli żąda się całkowitej integracji, to nie jest to pomoc, ale wyniszczenie kultury. Romowie przymusowo osiedlani w Nowej Hucie też się nie odnaleźli, bo zrobiono coś wbrew ich kulturze i zwyczajom. Papież Franciszek wezwał, żeby każda parafia przyjęła uchodźcę. Dobre, ale ryzykowne. Łatwe do zniesienia, ale ci ludzie muszą mieć swoje środowisko, żeby zachować tożsamość. Muszą mieć kontakt z innymi swoimi. Jeśli Kraków przyjąłby tysiąc uchodźców, nie będą się czuli osamotnieni, pomogą sobie.
Na pytanie o uchodźców muzułmańskich odpowiedział również, że przed wojną w Polsce mniejszości narodowe i wyznaniowe stanowiły 25 procent ludności: - Idealnie nie było. Narodowcy tłukli Żydów. Mój ojciec prowadził sklep i z Żydami handlował. Od narodowców dostał pisemne ostrzeżenie, które mam do dzisiaj, że jeśli nie zaprzestanie tych kontaktów, zlikwidują go. Taka atmosfera była. Ale też w naszej wiosce żyły w miarę spokojnie cztery rodziny żydowskie, a żydowskie dziewczynki uczyły się u nas w domu z moimi siostrami.
Skrytykował również niektórych hierarchów za uwikłanie się w polityczne gry, wspieranie rządu: "Polityczne wykorzystanie religii to najgorsza rzecz, jaka może się stać".
Sceptycznie ocenił również rolę Papieża podczas jego pielgrzymki do Polski. Jak stwierdził papieskie "spojrzenie na polskie sprawy może nie być wyostrzone". Dodał również, że "nasza era [tj. Polaków i Kościoła w Polsce - KW] w Watykanie dobiegła końca, nie odgrywamy tam szczególnie istotnej roli".
Wywiad zakończył opinią na temat możliwości zjednoczenia narodu, zniwelowania podziałów: - Jeśli szukamy czegoś, co nas jako naród może zjednoczyć, powinniśmy kopać głębiej. Nie przez pomniki, ale rewizję poglądów. Z mojego punktu widzenia jako chrześcijanina musi to być jakieś głębokie nawrócenie się. Z obu stron. "Nawrócenie" nie znaczy jednak odwrócenia poglądów o 180 stopni. To raczej rzetelna próba odpowiedzi na pytanie, kim jesteśmy i na czym chcemy budować przyszłość.
Skomentuj artykuł